Ostatnie tygodnie roku to dla sympatyków muzyki nie tylko okres tradycyjnych już podsumowań, rankingów i plebiscytów. To także czas zwykłej radości ze słuchania nowych płyt, bowiem w jesiennych miesiącach ukazuje się najwięcej, czasami bardzo ciekawych nowych albumów. Czas przedświąteczny to również okres poszukiwania prezentów pod choinkę. Niniejszy tekst może więc być rozumiany również jako forma prezentowych podpowiedzi.
Wiejski dżez
Za całą pewnością wydarzeniem jesieni, a także jedną z płyt roku, jest drugi album Kapeli Maliszów "Wiejski dżez". Premiera pierwszego krążka Kapeli miała miejsce przed dwoma laty na poznańskim Ethno Porcie. Płyta została doceniona nie tylko przez wielbicieli folku i nie tylko w kraju. Na pewno podobnie będzie (już zresztą jest) w przypadku drugiego krążka. Jest on bowiem dowodem dalszego rozwoju grupy. Dotyczy to zarówno każdego z instrumentalistów (Zuzanna i Kacper to przecież jeszcze ludzie bardzo młodzi), jak i pomysłu na brzmienie, koncepcję grania zespołu. Każdemu z trojga muzyków (jest tu wszak jeszcze ojciec - Jan) można by poświęcić osobny panegiryk. Wszyscy są bowiem w znakomitej formie instrumentalnej (zniewalające improwizacje Kacpra), ale nie tylko o techniczną materię, nie tylko o wirtuozerię tu chodzi. Jest ona tylko niezbędną podstawą do wyrażenia siebie, do przyciągnięcia uwagi słuchacza i poprowadzenia go w nowe, fascynujące rejony. Chodzi o to, że ich muzyka jest zarazem zdyscyplinowana i skupiona, a jednocześnie kwiecista, rozwibrowana, eksplodująca emocjami. No i ten tytuł - żart to czy deklaracja? Myślę, że po trochu jedno i drugie. Dowód, że Maliszowie potrafią rzucać sobie ambitne wyzwania, a zarazem mieć do siebie sporo dystansu. Z tego rodzi się taka muzyka - w swej esencji ludowa, tradycyjna, w swym wyrazie - nowoczesna, pełna pasji. Muzyka zarówno wyrafinowana, jak i uduchowiona.
Zbójnickie
Od natchnień wywodzących się z ludowej, lokalnej tradycji wychodzi też Krzysztof Trebunia-Tutka. Tym razem ten czołowy przedstawiciel muzyki góralskiej staje na czele własnej kapeli Ślebioda i spotyka się z Tymonem Tymańskim. Trebunia "przymierzał" już swoją wrażliwość do twórczości artystów z Jamajki czy Gruzji - tym razem spotyka się z ważną postacią polskiej sceny alternatywnej i towarzyszącą mu jazzowo-folkową formacją (m.in. świetny Ireneusz Wojtczak na instrumentach dętych, współautor opracowania muzycznego większości utworów). Autorem tekstów i kompozytorem, poza melodiami tradycyjnymi, jest Trebunia. Mamy tu więc muzykę pulsującą żywym tempem, choć czasami popadającą też w liryczny nastrój. Mamy granie przyjazne wobec słuchacza, a przy tym energetyczne. Odnajdziemy tu i zgoła rockowe partie gitar i fantastyczne zbiorowe, chóralne śpiewy. W tekstach znajdziemy tematy damsko-męskie, jak i zachwyt górami, choć też przekonanie, że "drzewiej w nasych Tatrach weselej bywało". Nad całością unosi się zaś lekko romantyczno-chuliganerska aura, której najlepszym przykładem jest piosenka "Dezertery" z porywającym transowym refrenem.
Niekochany
Skoro pojawiały się już jazzowe wątki, trzeba koniecznie wspomnieć o albumie Macieja Obary - kolejnego polskiego muzyka, który trafił do słynnej "stajni ECM". Owiana legendą monachijska oficyna wydała album artysty od kilku już lat uznawanego za jedno z objawień polskiej sceny jazzowej, saksofonistę z charakterem i o szczególnej sile wyrazu. Obara gra tu ze swym międzynarodowym kwartetem, w którym świetnie wspiera go m.in. Dominik Wania na fortepianie. Jest tu coś ze słowiańskiej melodyki i liryki, jest emocjonalna powściągliwość i doskonałe panowanie nad nastrojem, dramaturgią. Obara sprawdza się znajomicie jako instrumentalista, lider - wizjoner, ale i kompozytor. Większość utworów na płycie jest jego autorstwa. Wyjątek stanowi jedynie tytułowy "Unloved", nieoczywisty wybór spośród kompozycji Krzysztofa Komedy. Kwartet Obary proponuje muzykę świetną, wyrafinowaną, może nieco bardziej "zamgloną', zasłuchaną w siebie niż wcześniejsze krążki lidera, ale też - po pierwsze nie odbiera to płycie wartości (wręcz przeciwnie!), po drugie - jest z pewnością dowodem wielkiej dojrzałości lidera.
Swoboda improwizacji
Obfity bukiet nowości w kręgu muzyki improwizowanej zaproponowała znów w ostatnim czasie poznańska oficyna Multikulti. Spośród jej najnowszych albumów wybieram dwa szczególnie ciekawe. Pierwszy to efekt spotkania międzynarodowego kwartetu Shelton / Tarwid /Jacobson/Berre. To wspólna kreacja i swobodna improwizacja, nagrana w Kopenhadze, w Monastic Studios. Instrumentaliści doskonale czują się w takiej konwencji. Najwyraźniej frajdę im sprawia odnajdywanie wspólnego wątku w tej niekoniecznie linearnej i dość surowej, chropowatej opowieści. W zamian dostajemy muzykę pełną barw, twórczego niepokoju, brzmieniowych nieoczywistości.
Drugi z tytułów Multikulti to krążek duetu Mateusz Rybicki/Zbigniew Kozera. To krótka, niewiele ponad półgodzinna, w pełni improwizowana płyta. Klarnecista i kontrabasista próbują sprostać szczególnemu wyzwaniu jakim jest granie w duecie. Słychać, że współpracują ze sobą nie od dziś, że świetnie się rozumieją. I choć proponują w efekcie dość abstrakcyjne formy (całość podzielono na dziesięć utworów), jest to dla wielbicieli tej formuły muzykowania z pewnością krążek godzien wielkiej uwagi.
Szacunek
Sympatyków jazzu bliższego głównego nurtu powinien zainteresować z kolei świetny autorski album Kuby Płużka wydany przez For Tune. Jeden z najciekawszych dziś polskich pianistów jazzowych zebrał wokół siebie muzyków, którzy towarzyszyli mu przed trzema laty na bardzo udanym debiucie, a więc Marka Pospieszalskiego na saksofonie, Maxa Muchę na kontrabasie i Dawida Fortunę na perkusji. Artyści, choć przecież młodzi wiekiem, brzmią zaskakująco dojrzale. Brzmią tak, jakby nie musieli nikomu niczego udowadniać. Potrafią powstrzymać indywidualne ambicje, skupiając się na graniu świetnym i bardzo uporządkowanym, choć nie pozbawionym przecież odrobiny szaleństwa. Wynika z tego muzyka, w której pasja wykonawcza i techniczna kompetencja intrygująco splatają się z ciekawymi kompozycjami. Muzyka nowoczesna choć z szacunkiem traktująca tradycję.
Ostatnie zdanie można by powtórzyć mówiąc o innej nowości oficyny For Tune - "Gambia" Buba & Bantamba. Liderem przedsięwzięcia i autorem całości repertuaru jest Buba Badjie Kuyateh. Pochodzący z Gambii artysta jest w ostatnim czasie bardzo aktywny na naszej scenie, głośna była m.in. jego płyta ze Stanisławem Soyką. Tu staje na czele własnego zespołu śpiewając i grając na korze. Towarzyszą mu polscy instrumentaliści grający na bębnach, ale też gitarze czy gitarze basowej. Stare łączy się więc tu z nowym, brzmienie akustyczne z elektrycznym, a afrykańska tradycja z nadwiślańskim frazowaniem. I choć rzecz nie rzuca na kolana, słucha się jej z prawdziwą przyjemnością.
Co jeszcze...?
Oczywiście to niejedyne płyty, wydane w ostatnim czasie, godne polecenia i godne zakupu pod choinkę. Warto przecież wspomnieć, że i na półeczce folkowej znajdziemy parę innych pasjonujących premier, choćby "Leśnego bożka" Adama Struga, "Wesele" Tęgich Chłopów, nowe albumy tria Wowakin, zespołu Kożuch czy Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej. I wiele innych. Nie ma jedynie pewności czy Gwiazdor zdąży z nowym, archiwalnym, siedmiopłytowym boxem zespołu Voo Voo, bo jego handlowa premiera została zapowiedziana na... 22 grudnia. Ale ta muzyka na pewno świetnie będzie smakowała również po Świętach.
Tomasz Janas
- Kapela Maliszów "Wiejski dżez", wyd. Unzipped Fly
- Krzysztof Trebunia-Tutka/Tymon Tymański "Zbójnickie", wyd. Agora
- Maciej Obara Quartet "Unloved", wyd. ECM
- Shelton/Tarwid/Jacobson/Berre "Hopes and Fears", wyd. Multikulti
- Rybicki/Kozera "Xu", wyd. Multikulti
- Kuba Płużek Quartet "Froots", wyd. For Tune
- Buba & Bantamba "Gambia", wyd. For Tune