Psucie klasyki i sformalizowanego piękna nie są czymś nowym w teatrze, ale nigdy dotąd nie widziałem, aby robili to niepełnosprawni "w swojej sprawie". Czułem niepewność, gdy oglądałem spektakle Pippo Delbono. W przypadku twórczości Włocha ma się wrażenie, że to "pełnosprawny" przydziela ekipie poszczególne role i kieruje niepełnosprawnymi, robiąc z nich wręcz swoje (bezwolne? cynicznie wykorzystane?) marionetki. W "Touch Me" nie ma miejsce na podobne fanaberie. Corinna Mindt nie stawia się ponad Neele Buchholz i Oskara Spatza, nie pełni funkcji ich przewodniczki. Całej trójce przydzielono dość konkretne role, które wynikają z ich fizyczności.
Oglądając bezceremonialne "Touch Me" przypomniałem sobie prowokacyjny film - "Olbrzym" Johannesa Nyholma. Główny bohater to Rikard, autystyk o zdeformowanym ciele. Gdy matka go urodziła, wpadła w depresję, a potem psychozę. Rikard z wysiłkiem wydusza z siebie pojedyncze słowa. Jego wygląd budzi ciekawość, a on sam jest obiektem żartów - więc rzadko się uśmiecha i nie jest uroczym niepełnosprawnym. Mężczyzna ma jedną pasję - petankę, czyli grę w kule. Rikard jest buntownikiem. Ignoruje reguły w ośrodku, w którym mieszka, i w swoim pokoju ćwiczy rzucanie metalowymi bulami, wywołując chaos i hałas. W dniu urodzin wymyka się z placówki i gna przed siebie rowerem, choć widzi zaledwie na jedno oko. Rikard ma też bogate życie wewnętrzne, ale nie jest typem cierpiącego wrażliwca o pięknym sercu, infantylnym typem wymyślonym po to, byśmy się łatwo wzruszali. Jego trudne życie oddaje realny świat i współczesne społeczeństwo.
W "Touch Me" artyści, podobnie jak Rikard, ignorują przydzielone im, bezpieczne z perspektywy "zdrowego" społeczeństwa role - czyli takie, w jakich niepełnosprawni byli niegdyś sytuowani poza "normą", poza tym, co publiczne. "Przez stulecia niepełnosprawni byli zamykani w państwowych instytucjach. Nigdy się nie dowiemy, ile w tym systemie żyć zostało zmarnowanych, intelektualistów ogłupionych, a ile osób zamordowanych. Ludzie, którzy stworzyli i zarządzali tym systemem byli dobrymi ludźmi, którzy uważali się za reformatorów pomagających bezsilnym. Ale nigdy nie spytali nas o to, co my chcemy. Wolności." - pisał Mark O'Brien w "Jak stałem się istotą ludzką".
Nie dająca się okiełznać potrzeba wolności eksploduje w "Touch Me" pod postacią nienormatywnego ruchu - wciąż scenicznego, ale bynajmniej nie "doskonałego" i konwencjonalnego, lecz realnego, charakterystycznego dla danego artysty, biorącego się z ograniczeń ciała. Neele Buchholz i Oskar Spatz mają wszechstronny warsztat aktora/tancerza, biorący się z codziennego treningu, ale nie wahają się eksponować niezdarności i zawahania. Na ich tle ruchy Corinny Mindt wydają się sztampowe. Klasycznie wykształcony aktor jest jak solista w operze - może nie być w stanie wykrzesać z siebie nic ponad to, czego został wyuczony. Demaskacja konwencji sprawia, że spektakl odświeża przyzwyczajenia odbiorcze widza - uczy go patrzeć na nowo, czujniej, uważniej.
W "Touch Me" Corinna Mindt (Femme Fatale?) wkracza na scenę w butach emu pokrytych różowym futerkiem. Są one czymś obsesyjnie miłym w dotyku, a więc pożądanym, czemu daje wyraz On (Oskar Spatz), trwając w przytuleniu do nich nawet wtedy, gdy Corinna je porzuca. Różowe buty to fetysz doskonały, ale i powłoka, jaka może być przez kogoś narzucona - ekwiwalent gorsetu podporządkowującego kobietę normom, a w przypadku tego śmiesznego obuwia jeszcze dodatkowo ją infantylizującego. W trakcie spektaklu emu wędrują po scenie - Corinna i On wsadzają w nie Ją (Neele Buchholz), która po chwili z mieszanką irytacji wychodzi z nich, odrzucając konwencję. Aktorzy przytulają je też w scenach, gdy sygnalizują wiedzę o tym, jak trudno jest porzucić, choćby i głupie kody, powierzchowne maniery - gdy widzimy, jak funkcjonują, jaki wywołują efekt, gdy korzystają z nich inni.
Po stronie cynicznego użytkowania (butów, konwencji, "piękna") stoi Femme Fatale, która wkracza w relację Jego i Jej, kusząc Go atrybutami swojego ciała, mamiąc wyuczonymi sztuczkami. Ta historia wkracza nawet w pewne melodramatyczne nuty, podbite przez ckliwą, romantyczną francuską piosenkę. Aktorzy wymieniają się też rolami i rozdzielają między siebie tytułowy tekst "Touch Me" - po kolei każdy z nich domaga się, aby być dotykanym przez resztę, choć "obmacywanie" szybko staje się wstrętne i kolejka idzie dalej.
Śledzimy też podszytą szyderstwem zabawę ruchem synchronicznym, a nawet opowieść o przemocy seksualnej, którą do spektaklu wprowadza On. Można odczuć przesyt, że tyle tych treści zostało poupychanych obok siebie. Na szczęście klarowność ich wyrażania jest bardzo dobra, więc wraz z rozwojem akcji nie mamy poczucia, że wypadliśmy z mknącej szybko kolejki - co najwyżej z dezorientacją zastanawiamy się, w jakim kierunku to wszystko zmierza.
W "Touch Me" Buchholz i Spatz podejmują tematykę pożądania cielesnego na przekór pragnieniom osób uprzedzonych w mniej postępowych krajach - gdy tamci życzą sobie, aby niepełnosprawni byli pozbawieni seksualności i siedzieli pozamykani w ciasnych pokoikach ośrodków specjalnych. Strategia oporu, wyjście z ról przypisanych niepełnosprawnym, jest uzupełniona przez to, co w "Touch Me" najtrudniej znieść - ukazanie niepełnosprawnego w roli negatywnej (On jako ten, który sięga po przemoc seksualną). Charyzmatyczny Spatz wypada świetnie w tej roli i nic dziwnego, że tyle grup zabiega o jego występ. Jednak to Neele Buchholz kradnie całe przedstawienie. Aktorka w przeszłości uczestniczyła w warsztatach teatralnych dla niepełnosprawnych, ale nie podobały jej się i z radością przyjęła pracę w kolektywnie tanzbar_bremen, a obecnie prowadzi własne warsztaty. Stała się w ten sposób artystką w świecie teatru, w którym kwestia inkluzywności osób niepełnosprawnych jest szeroko dyskutowana, choć rzadko stosowana. Niepełnosprawni pozostają wciąż poza centrum, poza zainteresowaniem twórców - i stąd bierze się brutalność, cielesność, odwaga, bezczelność "Touch Me".
Marek S. Bochniarz
- Z cyklu "Teatr Powszechny": "Touch Me" kolektywu tanzbar_bremen
- CK Zamek
- 8.05
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018