Tworząc poprzedni film - głośną Solidarność według kobiet (2014) - traktujący o bohaterkach Sierpnia "80, Marta Dzido i Piotr Śliwowski czerpali z bogactwa dostępnych archiwów. W przypadku Siłaczek nie mieli takiego komfortu - ilość materiałów była wyjątkowo skąpa, zdecydowali się więc na konwencję fabularyzowanego dokumentu, stawiając na rekonstrukcję nieopowiedzianych dotąd kobiecych historii.
Już na początku filmu pada ciekawa teza, według której polskie emancypantki niekoniecznie powinny być określane mianem sufrażystek, ich sytuacja dziejowa była bowiem zupełnie inna niż ich koleżanek na Zachodzie. Ich walka o prawa była nierozerwalnie związana z walką o odrodzenie polskiej państwowości - pod zaborami dyskryminowany był cały polski naród, a nie tylko jego kobieca połowa. Prawa kobiet siłą rzeczy musiały być więc sprawą wspólną - ich uzyskanie musiało się przecież równać uzyskaniu pełni praw również przez mężczyzn.
A jednak historie Kazimiery Bujwidowej, zmagającej się z brakiem równego dostępu do uczelni wyższych, Marii Dulębianki, która mimo spełnienia w trakcie kampanii wyborczej formalnych wymogów nie została dopuszczona do wyborów z powodu niewłaściwej płci, Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, inicjatorki ruchu kobiecego, której odebrano dziecko po tym, jak została zarażona przez męża chorobą weneryczną, czy Zofii i Anieli Tułodzieckich, poznańskich aktywistek, udowadniają, że do płciowej równości na jakimkolwiek polu było w tamtych czasach bardzo daleko. Każda z osobna jest na tyle fascynująca, ma taki potencjał dramatyczny, że bez problemu mogłaby stać się kanwą dla osobnej filmowej opowieści.
Dzido i Śliwowski nie ograniczają się jednak tylko do przedstawiania odległych dziejów. Wydarzenia z przełomu XIX i XX wieku umiejętnie przeplatają bowiem scenami z czasów współczesnych, a symbolem spajającym obie epoki stają się parasolki - te, którymi według legendy kobiety stukały w okno Józefa Piłsudskiego, domagając się praw wyborczych, i te czarnej barwy, rozpościerające się nad głowami protestujących podczas nie tak dawnych przecież protestów przeciwko zaostrzaniu prawa aborcyjnego, odbieraniu kobietom praw do decydowania o sobie i własnym ciele.
Dzięki temu - i mimo zgrzytu pod koniec, kiedy pojawia się nieco zbyt dużo patosu - Siłaczki są nie tylko filmowym dokumentem, ale również swego rodzaju manifestem. Ważnym i potrzebnym, jak udowadniają bowiem twórcy filmu, niektóre postulaty, liczące sobie już sto lat z okładem, jak choćby te dotyczące cielesności czy równych płac, do dziś nie zostały zrealizowane.
Adam Horowski
- "Siłaczki"
- reż. Marta Dzido, Piotr Śliwowski
- poznańska przedpremiera: CK Zamek, 2.12, w kinach od 26.01
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018