Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ETHNO PORT. Otwartość, wrażliwość, piękno

Dziesiąta, jubileuszowa edycja festiwalu Ethno Port okazała się sukcesem artystycznym i frekwencyjnym. Poznań odwiedzili mistrzowie muzyki z różnych stron świata. Zabrzmiało kilka niezapomnianych koncertów. 

. - grafika artykułu
Dakha Brakha, fot. M. Kaczyński / mat. CK Zamek

Wbrew pozorom była to chyba jedna z najbardziej ryzykownych edycji festiwalu Ethno Port Poznań. Po pierwsze: dlatego że jubileusze miewają w sobie rozmaite pokusy i pułapki. Po drugie: z powodów budżetowych - ponieważ festiwal tym razem, po raz pierwszy od ośmiu lat, nie otrzymał ministerialnej dotacji. Dlaczego? Trudno dociec. Nie przypadkiem przecież jeden z najbardziej prestiżowych w świecie magazynów zajmujących się tą muzyką - brytyjski "Songlines" - kilkukrotnie już zaliczał Ethno Port do grona 25 najlepszych festiwali world music w skali globu. Wielu gości imprezy z innych miast - muzyków, dziennikarzy, ale i "zwykłych słuchaczy muzyki" - mówiło w tych dniach z zachwytem o programie artystycznym, ale też o szczególnym klimacie, jaki panuje podczas tego festiwalu. Mówili o tym też wielokrotnie artyści ze sceny.   

Trudno więc wytłumaczyć decyzję o braku dotacji, a jest ona po prostu szkodliwa dla polskiej kultury. Świetnie więc, że poznańska solidarność i solidność, zaradność i dobra organizacja sprawiły, że impreza mogła się odbyć - głównie dzięki miejskiemu wsparciu.

Otwartość

Wszystko to szczególne jest o tyle, że, bez retorycznej przesady, Ethno Port to festiwal dobra: uśmiechniętych, życzliwych ludzi, kolorowych - w ubiorze i zachowaniu. Niektórzy słuchacze przychodzą tu całymi rodzinami. Przychodzą bezpretensjonalnie się pobawić, wytańczyć albo przeżyć estetyczną, intelektualną czy wręcz duchową przygodę - wszystkie opcje są tu możliwe. Bo takim właśnie gatunkiem jest muzyka świata / etno / folk - jakkolwiek by jej nie nazywać.

Jest ona przede wszystkim ciekawością i otwartością na innego, na drugiego człowieka, na jego opowieść, na bagaż jego doświadczeń, na wartości jego kultury. I zarówno pod sceną, jak i na scenie, znajdują dla siebie miejsce ludzie różnych narodowości, kultur, religii, temperamentów, upodobań.

Troska

Symbolicznym wyrazem troski o innych były np. stoiska Polskiej Akcji Humanitarnej, gdzie zbierano pieniądze dla ofiar wojny domowej w Syrii. Były także spotkania z Janiną Ochojską i Arturem Domosławskim, programy edukacyjne, warsztaty.   

Znaczenie wszystkich tych działań, a także oczywiście, części artystycznej, potwierdzały tłumy uczestników. Potwierdzała Sala Wielka Zamku - pełna nawet podczas koncertów w "obiadowej" porze w sobotnie czy niedzielne popołudnie. Albo Dziedziniec Zamkowy, na którym kilkaset osób bawiło się także w niedzielę późnym wieczorem. Bo Ethno Port - co znów usłyszałem wielokrotnie podczas tegorocznej edycji - to impreza, której nam w kraju zazdroszczą. Jej programu, organizacyjnego profesjonalizmu i klimatu.

Ważne bowiem też to, że wszystkie bieżące problemy, przed którymi stoi współczesny świat, nie tracąc swej powagi (a czasami grozy), nabierały innego znaczenia, innego wymiaru, gdy na tych kilka dni najistotniejsza stała się muzyka.

Wrażliwość

Ale, jak wspomniałem, i pod względem muzycznym był to festiwal trudny, bo jubileuszowy. A łatwo stać się zakładnikiem sentymentów - własnych i słuchaczy, a co za tym idzie: stracić czujność i zamiast szukania nowych natchnień, wracać wciąż do tych samych. Tyle, że tym razem Ethno Port był - wyjątkowo - pomyślany właśnie głównie jako seria powrotów. Jak przyznawał w wywiadach radiowych dyrektor festiwalu, Andrzej Maszewski, niektórzy artyści mieli powrócić, by przedstawić nowy repertuar, inni - by zagrać tak, jak kiedyś - i to też się udało.

Tak było na przykład w przypadku słynnej Mari Boine, która - mimo że nagrała ostatnio nienajlepszą płytę - dała wspaniały koncert. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że artystka wraz z muzykami docierała okrężną drogą (taksówkami z Gdańska) i przybyła do Poznania bodaj ledwie pół godziny przed występem - należy jej się jeszcze większe uznanie. Boine udowodniła, że wciąż jest wielką pieśniarką, a w jej twórczości w wybitny sposób splata się idea festiwalu: dogłębne zanurzenie w tradycję i konfrontowanie jej z nowoczesnymi środkami wyrazu, wrażliwość na rzeczy ulotne, na piękno, a jednocześnie twarde stąpanie po ziemi. Dlatego też oddaje hołd swym przodkom i jednocześnie woła o wolność.

Ekspresja

To, czego się spodziewaliśmy zagrali też - równie brawurowo - pozostali wykonawcy na dużej festiwalowej scenie na trawie: rumuński Taraf De Haidouks i ukraińska Dakha Brakha. Okazało się, że na plenerowej scenie przed Zamkiem niekoniecznie muszą zagrać afrykańscy artyści, by publiczność czuła się świetnie. Tym razem kilkutysięczne grono słuchaczy zabawiali wszak artyści europejscy.

Byli i tacy, którzy mieli przywieźć do Poznania coś nowego - i przywieźli, jak Iva Bittová, która przybyła, by promować swój najnowszy (bardzo udany) album. Nieposkromiona, zwariowana, rewelacyjna Bittova po raz kolejny zachwyciła. Mimo na pozór awangardowej formuły przynajmniej części jej występu, znakomicie nawiązała kontakt z publicznością. Co więcej, przywiozła świetny zespół na czele z grającym na gitarze Vladimirem Vaclavkiem, niekwestionowana legendą czeskiej muzyki - zwłaszcza tej niezależnej, alternatywnej.

Różnorodność

Jak różnorodna jest muzyka brzmiąca na tym festiwalu potwierdzały koncerty kończące poszczególne dni. W piątek było to medytacyjne, filigranowe, wyrafinowane granie Ballaké Sissokona korze. Dzień później - rewelacyjne, rozedrgane, psychodeliczne i elektrycznie brzmiące kolumbijskie trio Los Pirañas. W niedzielę - źródłowe, transowe pieśni z wyspy Reunion w wykonaniu Danyela Waro - śpiewane jedynie z towarzyszeniem instrumentów perkusyjnych i rytmicznych.

Były na tym festiwalu rzeczy absolutnie wspaniałe. Jestem przekonany, że do kategorii wydarzeń niezapomnianych przejdą koncerty tria Petrakis / Lopez / Chemirani, wspomniany już solowy występ Ballaké Sissoko, wirtuozerskie granie Drissa El Maloumi czy porywająca wspólna kreacja Debashisha Bhattacharyi oraz Kacpra Malisza.

Skoro o tym ostatnim mowa, to po raz kolejny okazało się, że polscy artyści są równorzędnymi partnerami dla gwiazd ze świata, że ich koncerty również zachwycają. Poza Maliszem trzeba tu wspomnieć też Adama Struga i Kompanię oraz duet Maniucha & Ksawery. Interesująco zaprezentowała się też poznańska formacja Polmuz Michała Fetlera. Do kategorii zdarzeń szczególnych należały wreszcie także warsztaty / kazania, które głosił przez trzy dni Maciej Rychły.

Tomasz Janas

  • X Ethno Port Poznań 2017
  • CK Zamek
  • 8-11.06