Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ETHNO PORT. My, muzyczni obywatele świata

Muzycy z całego świata odwiedzają od piątku Poznań przywożąc ze sobą dowody na to, że piękno muzyki jest w stanie połączyć nas wszystkich.

. - grafika artykułu
Grupa Tamikrest, fot. mat. organizatorów

Na wieść o tym, że Ethno Port w tym roku odbędzie się w samym centrum miasta (w Centrum Kultury Zamek) niejedna osoba miała obawy - czy pozostanie tak samo bogaty w moc muzycznych uniesień i wrażeń festiwalowych jak podczas wszystkich poprzednich edycji w starym korycie Warty. Program i atmosfera pierwszego dnia przekonały nas jednak, że te obawy były bezpodstawne. Publiczność znad Warty przybyła tak samo licznie. Zazieleniło się nie tylko przed Zamkiem - za sprawą położonej w miejscu parkingu trawy - ale i w nas.

Folktronika na otwarcie

Tegoroczny Ethno Port niezmiennie obfituje w wiele wydarzeń pokazujących wielkość i różnorodność kultur narodów Azji, Afryki i Europy. Prezentuje się na nim także polska scena folkowa, a na zainteresowanych oprócz koncertów czekają warsztaty, wykłady i pokazy filmowe.

Za nami pierwszy dzień festiwalu z muzyką świata, który oficjalnie rozpoczęło w Sali Wielkiej Zamku polsko-ukraińskie trio muzyczne Dagadana w specjalnym projekcie wykorzystującym pieśni ludowe z Wielkopolski, Kurpiów i różnych regionów Ukrainy.

Twórczość  grupy można zaliczyć do "folktroniki" (połączenie cech muzyki elektronicznej z folkiem), choć wypracowany przez grupę język muzyczny jest dość trudny do zaszufladkowania. W niektórych utworach słychać bowiem eksperymentalne odstępstwa na rzecz jazzu, w innych pojawiają się elementy typowe dla hip hopu. Muzycy pomimo klasycznego instrumentarium, sięgają też po te mniej standardowe, jak dziecięce zabawki.

Zespół tworzą Daga Gregorowicz i Dana Vynnytska - obie panie odpowiadają za instrumenty klawiszowe, elektronikę i śpiew - oraz Mikołaj Pospieszalski, który gra na kontrabasie i skrzypcach.

W piątkowy wieczór muzycy Dagadana płynnie wprowadzili publiczność w nastrój międzykulturowy, w duchu słowiańskim. Sala powolutku napełniała się, by z ciekawością obserwować i uczestniczyć w połączeniach bardzo starych brzmień i tekstów, z transowymi wariacjami zespołu. Granica między sceną a widownią całkowicie się zatarła w chwili wyrzucenia w stronę tłumu gumowych, kolorowych rur, które - według przypowiastki -  miały być przedłużeniem ręki Słowian, ratującej ich od smutku. - Bo aby szczęśliwym być, należy "pokręcić rurą" - wyjaśniła Dana Vynnytska. W ten sposób sala wypełniła się gronem szczęśliwców. Koncert uświetnił również gościnnie występujący Frank Parker, ceniony perkusista, który współpracował z wieloma wybitnymi muzykami chicagowskiej sceny jazzowej.

Pustynny blues

Podczas kolejnego koncertu mieliśmy niebywałą okazję usłyszeć słynny pustynny blues tuareskiego zespołu Tamikrest. Zespół założony został w 2006 roku przez Ousmane Ag Mossę. Ma na koncie dwie znakomicie przyjęte przez krytykę i publiczność płyty. Koncertowali w wielu krajach Europy. Swoją twórczością kultywują stare brzmienie muzyki, opowiadającej o losie afrykańskiego ludu. Muzyków z północnego Mali inspiruje jednak nie tylko muzyka Tuaregów, ale także twórczość takich muzyków jak Bob Marley, Jimi Hendrix czy Mark Knopfler. Zachwycić się tymi połączeniami można było w piątek na Dziedzińcu Zamkowym. Formacja zaczarowała publikę łącząc tradycję z nowoczesnością w akompaniamencie charakterystycznego zawodzenia wokalistki. W efekcie publiczność za nic nie chciała ich puścić ze sceny.

Hop-hop, hu-hu

Plenerowa atmosfera Ethno Portu ukazała się w całej krasie na niebiletowanym koncercie formacji Dubioza Kolektiv. Zespół, grający muzykę stanowiącą odważną mieszankę reggae, rocka, ska, dubu oraz bośniackiej muzyki etnicznej, powstał w 2003 roku. Obecnie jest najbardziej rozpoznawalnym zespołem Bośni i Hercegowiny. Wybuchowa i energetyczna sześcioosobowa grupa wzbudziła spontaniczne reakcje publiczności, poniesionej tańcem czy nieśmiałymi podrygiwaniami. Zrobiło się głośno, skocznie i tak, jak nakazał sam zespół, proszący żartobliwie publikę przed rozpoczęciem koncertu - "o hop- hop, hu- hu". Bez żadnej mrzonki - muzyka połączyła pokolenia w rytmie, energii i co zaskakujące - silnym antynacjonalistycznym przesłaniu, wynikającym z osobistej historii członków zespołu, którzy dorastali w oblężonym Sarajewie.

Zasysając dźwięki

Być może największą atrakcją pierwszego festiwalowego wieczoru stał się występ dwóch mistrzów klasycznej muzyki Wschodu, czerpiących z bogactwa Wschodniej Anatolii - kraju zamieszkałego przez Kurdów. Dziedziniec Zamkowy na chwilę zatrzymał się w miejscu. Publiczność poddała się hibernacji i okazałemu skupieniu za sprawą Kayhana Kalhora i Erdala Erzincana. Pierwszy z muzyków to irański multiinstrumentalista i jeden z najbardziej uznanych na świecie wirtuozów kamancze - klasycznej perskiej fideli kolanowej. Natomiast pochodzący z Turcji Erdal Erzincan to wybitny znawca gry na tradycyjnej bliskowschodniej lutni długoszyjkowej oraz śpiewak, kompozytor i nauczyciel. Wszystko to brzmi egzotycznie i baśniowo do tego stopnia, że najpiękniej było przekonać się o mocy, jaką niesie ze sobą ta muzyka, będąc w żywym centrum tworzenia, zasłuchując sięw niej, zasysając dźwięki.

Taniec po ukąszeniu tarantuli

Tuż przed północą, wyciszeni i w dziwny sposób odmienieni, zawędrowaliśmy ponownie w mury Zamku na ostatni tego wieczoru koncert. Szybko jednak okazało się, że kolejni muzycy przybywają, by zagrać nam na emocjach. Nikt z widzów nie opierał się, aby poczuć archaiczne tradycje prowincji położonej w południowo-wschodnich Włoszech, przywiezione przez Canzoniere Grecanico Salentino. Grupa ta funkcjonuje już od blisko 30 lat, a niedawno wydała swoją siedemnastą już płytę. Skład zespołu tworzą niepowtarzalni muzycy folkowi regionu Salento. Stworzyli występ porywający w swojej formie muzycznej i scenicznej. Towarzysząca muzykom tancerka odsłoniła znaczenie tanecznego rytuału "pizzica tarantata" - ekspresyjnej imitacji zachowania człowieka po ukąszeniu tarantuli. Do perfekcji opracowane muzykowanie, okraszone licznymi solówkami, nie pozwalały stać w miejscu. Po raz kolejny tego dnia źródłem inspiracji była tradycja.

Festiwal potrwa cały weekend. Jego dwa kolejne dni kryją w sobie jeszcze więcej muzyki, którą warto poznać, odnaleźć, dać jej się uwieść. Nie często mamy okazje poczuć się obywatelami świata - Ethno Port sprawia, że takimi się stajemy. Przy muzyce i przy sobie - pozwólmy sobie na to...

Martyna Wojtkowiak