Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Dlaczego ktoś to napisał?

Galeria postaci z najnowszej, trzeciej już książki Kuby Wojtaszczyka może i jest barwna i nietuzinkowa, ale na tym koniec. Samo wymyślenie bohaterów nie stwarza opowieści. Trzeba jeszcze nadać im charakter, osobowość, wprawić w ruch. A nie tylko przesuwać bezwładnie jak pionki po szachownicy w oczekiwaniu, że historia napisze się sama.

. - grafika artykułu
Kuba Wojtaszczyk "Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?"

Rok 1945. Powojenna Polska jest wielkim zbiorowiskiem bandytów, kalek, żebraków i sierot. Każdy stara się jakoś żyć, choć to raczej nieustanna próba przetrwania, nie życie. W ten sposób do wędrownego cyrku trafiają m.in. karzeł Szczepan, nazista Damiel, udający niemowę volksdeutsch Cassiel, okaleczona Fela czy neurotyczny Moryc - "Ostatni Żyd w Polsce". Niestety, absolutnie nic z tego nie wynika.

Tytuł tej historii, owszem, efektowny i intrygujący, jest jakby w kontraście do wszechogarniającej nudy ziejącej z książki, którą sygnuje. Nawet on nie mieści w sobie żadnej głębszej myśli. Na upartego można doszukiwać się w nim metafory zapomnienia o narodzie żydowskim, niegdyś koegzystującym z narodem polskim, podobnie jak i inne narodowości w multikulturowej przedwojennej rzeczywistości. Nijak ma się to jednak do fabuły, jaką serwuje nam "autor zaliczany do grona najciekawszych polskich pisarzy młodego pokolenia" (sic!). Okazuje się, że można przez blisko trzysta stron snuć opowieść w zasadzie o niczym. Bohaterowie snują się po kartach powieści jak duchy, nie mogąc znaleźć sobie miejsca i zajęcia. Podobnie bezcelowo toczy się w niej podupadły cyrk, który nie ma już do zaoferowania publiczności niczego prócz strzępów dawnej świetności. Wszyscy rozmawiają ze sobą przypadkowymi dialogami, odwiedzają przypadkowe miejsca i przypadkowo wykonują przypadkowe działania.

Przypadkowość to zresztą największa bolączka tej książki. Tak jakby autorowi nie zależało na tym, by cokolwiek opowiedzieć, wnieść do wyobraźni czytelnika. Tylko wobec tego po co to wszystko? Kolejno następujące po sobie sekwencje nie prowadzą do żadnych rozstrzygnięć, przypominają raczej storyboard, skróty myślowe albo luźne notatki, z których dopiero mogłaby powstać jakaś historia. Przy odrobinie dobrej woli, ma się rozumieć. W tym wypadku ma się wrażenie, że mogłyby się toczyć bez końca, aż znużony odbiorca wyzionąłby ducha. Trudno. Może niektóre książki nie są dla ludzi, tylko dla samych pisarzy, by mieli przestrzeń dla ujścia pulsującej w nich ekspresji? Czy nie lepiej jednak skorzystać wtedy z bloga albo zbawiennego w podobnych sytuacjach Facebooka, zamiast od razu porywać się na wydawanie książki? Wydawcy oszczędziłoby to trudu, odbiorcom rozczarowania.

Bulwersuje mnie, że bolesnego i trudnego uniwersum, jakim była powojenna polska rzeczywistość, dotyka się w sposób tak ignorancki i niedbały. Powojenne traumy i spustoszenie opisywali już choćby znakomici Marcin Zaremba w Wielkiej trwodze czy Magdalena Grzebałkowska w 1945. Wojna i pokój. Ta książka została napisana chyba tylko po to, żeby wagą samego tematu wywrzeć wrażenie na czytelniku, który sięgając po nią, z opisu z okładki dowie się, że znajdzie w niej "dramatyczne, chwilami wręcz surrealistyczne losy ludzi, które splatają się w fascynującą opowieść o strachu, niepewności jutra i wielkiej potrzebie miłości". Zdanie wydmuszka, które równie dobrze można by przypisać połowie kiepskich powieści. Dla mnie bardziej surrealistyczne niż losy wszystkich bohaterów Wojtaszczyka razem wziętych jest pozostawione bez odpowiedzi pytanie: Dlaczego ktoś to wydał? I - idąc dalej tym tropem - dlaczego ktoś to w ogóle napisał?

Anna Solak

  • Kuba Wojtaszczyk "Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica?"
  • wyd. Akurat, Warszawa 2017