Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Crime story w Muzycznym

O najnowszej premierze w Teatrze Muzycznym - spektaklu "Jekyll&Hyde" pisze Teresa Dorożała - Brodniewicz.

. - grafika artykułu
Fot. R. Lak

Z zapowiedzi poprzedzających premierę w Teatrze Muzycznym można było dowiedzieć się o renowacji urządzeń teatralnych, o nowym systemie nagłośnieniowym i oświetleniowym, o pozyskaniu - dzięki castingowi - specjalizujących się w repertuarze musicalowym artystów. Ogłoszono, że będzie to "pierwsza nowoczesna produkcja musicalowa w Poznaniu". Czekano zatem na tę premierę z zainteresowaniem i niecierpliwością, a na pierwszy spektakl przyszły tłumy.

Mroczna opowieść Roberta Louisa Stevensona, rozgrywająca się w Londynie pod koniec XIX wieku, fascynowała nie tylko czytelników. Doczekała się licznych adaptacji ekranowych: filmów grozy, horrorów, kryminałów, a nawet ujęć parodystyczno-komediowych. Stała się także hitem  Broadwayu, kiedy - jako musical w adaptacji scenicznej Steve'a Cudena oraz Franka Wildhorna i w jego opracowaniu muzycznym - miała swoją premierę w 1997 roku. Następnie wystawiana była niezliczoną ilość razy w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie oraz w wielu krajach Europy. Hitowe melodie pochodzące z tego dzieła włączały do swojego repertuaru estradowego i płytowego takie gwiazdy muzyki pop, jak m.in. Natalie Cole i Whitney Houston. Pierwsza polska realizacja musicalu odbyła się w chorzowskim Teatrze Rozrywki w 2007 roku.

Krwawa historia Dobra i Zła

Trochę nijaki, bardzo uporządkowany i całkowicie oddany pracy naukowej doktor Henry Jekyll pracuje nad substancją, która pomogłaby chorym psychicznie w powrocie do równowagi emocjonalnej. Nie znajdując zgody na testowanie swego specyfiku na pacjentach szpitala pod wezwaniem św. Judy, Jekyll postanawia eksperyment przeprowadzić na sobie. Na skutek zażycia wynalezionego przez niego leku dokonuje się straszliwa metamorfoza  szlachetnego, pełnego dobroci i kultury Doktora w uosabiającego wszelkie zło Edwarda Hyde'a - szaleńca, miotanego najgorszymi instynktami, żądnego mordu, krwi i zemsty. Hyde zabija kolejno wszystkich tych, którzy sprzeciwiali się jego badaniom, morduje także swoją kochankę. Trup ściele się gęsto, a na Londyn pada strach przed grasującym potworem. Dzięki antidotum możliwe są powroty do osobowości "dobrego" Jekylla, chociaż staje się to coraz trudniejsze i jest okupione cierpieniami zarówno fizycznymi, jak psychicznymi.  Doktor próbuje nawet ożenić się ze swoją narzeczoną, jednak "zły" Hyde nie daje za wygraną i doprowadza swoje drugie ja do unicestwienia.

Dookoła poznańskiego przedstawienia

Zanim na scenie Muzycznego zabrzmiały pierwsze takty musicalu Wildhorna, 4 października można było "posmakować" spektaklu podczas flashmobu, który odbył się w Starym Browarze; wystąpił odtwórca roli tytułowej Janusz Kruciński w towarzystwie baletu teatru. Kolejnym oryginalnym pomysłem było - nawiązujące do podwójnej osobowości głównego  bohatera - ogłoszenie konkursu fotograficznego, "Pokaż swoje oblicze", i udostępnienie na stronie www.teatr-muzyczny.poznan.pl nagrodzonych prac. Jeszcze inną formą promowania spektaklu jest - znajdująca się obecnie w holu teatru - dokumentująca przedstawienie od kulis niekonwencjonalna kronika fotograficzna Narodziny emocji. Drugie oblicze musicalu, autorstwa wszechstronnie utalentowanego Janusza Krucińskiego.

Brawa dla realizatorów

Koncepcja reżysera Sebastiana Gonciarza, który nie starał się na siłę akcentować ponadczasowości i uniwersalności zmagań każdej istoty ludzkiej ze swoim wewnętrznym Dobrem i Złem, pozostawiła czas i miejsce akcji w zgodzie z literackim pierwowzorem. I tej koncepcji podporządkowana była efektowna wizja scenograficzna Mariusza Napierały, spowita w kontrastowe barwy krwistej purpury, upiornej szarości i żałobnej czerni. Także kostiumy Agaty Uchman - i te pyszniące się przepychem bogatej dziewiętnastowiecznej socjety angielskiej, i te bezbarwne, przerażająco smutne odzienia biedaków z londyńskich przedmieść - oraz ruch sceniczny i choreografia Pauliny Andrzejewskiej starały się owej koncepcji zadośćuczynić. Dzięki temu otrzymaliśmy spektakl konsekwentny i przekonujący artystycznie, niekiedy bardzo emocjonalny, wzruszający, a nawet porywający.

Wśród wykonawców czołowych postaci na najgorętsze oklaski zasłużył wspomniany wcześniej Janusz Kruciński, który jest już wielce doświadczonym artystą musicalowym, notabene także pierwszym polskim odtwórcą Jekylla z premiery chorzowskiej. Dzięki jego ekspresyjności zarówno w warstwie aktorskiej, jak wokalnej, dzięki umiejętności poruszenia widza moralnymi dylematami Doktora oraz bezwzględnością i nikczemnością Hyde'a - nie bardzo (o zgrozo!) obchodzą nas jego ofiary. To przede wszystkim Krucińskiego ogląda się i słucha, to nieszczęśliwy los kreowanego przez niego bohatera obchodzi nas najbardziej.

Bardzo wyraziście w rolę Lucy, dziewczyny lekkich obyczajów, wcieliła się niezwykle urodziwa Marta Wiejak. Dobrze też - w emocjonalnej opozycji do Lucy - wypadła Emma, narzeczona Jekylla, w interpretacji Edyty Krzemień. Także liczna obsada pozostałych dramatis personae, solidnie przygotowanych i scenicznie swobodnych, mogła się podobać.

Dlaczego tak głośno?

Chociaż nie jestem miłośniczką twórczości musicalowej, muszę przyznać, że prowadzona przez Piotra Deptucha orkiestra wydobyła z warstwy dźwiękowej wiele uroku. Niestety, rażąco intensywne nagłośnienie solistów - z pogłosem i echem zupełnie niepotrzebnym w niewielkiej sali Teatru Muzycznego - kładąc nacisk na krzyk i siłowe śpiewanie, zubożyło muzykę o zawarte przecież w niej nuty sentymentalne, liryczne. A szkoda!

Teresa Dorożała-Brodniewicz

  • "Jekyll & Hyde"
  • reż. Sebastian Gonciarz
  • premiera: 10.10.2014
  • Teatr Muzyczny