Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Alfons Mucha w morawskim mikroświecie

Opera "Jenůfa" w reżyserii Alvisa Hermanisa to spektakl, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Zaskakująco aktualna fabuła, wspaniała scenografia oraz kilka naprawdę świetnych ról, to główne powody, dla których warto poznać dzieło Leoša Janáčka i wybrać się do Teatru Wielkiego. 

. - grafika artykułu
fot. Magdalena Ośko

Łotewski reżyser Alvis Hermanis od niedawna zajmuje się operą. Wcześniej doświadczenie zdobywał jako reżyser teatralny, a to miało niebagatelny wpływ na całokształt "Jenůfy".

Opera aktorska

Każdy akt opery pokazywał inny mikroświat Moraw. Akt pierwszy - najbardziej pozytywny - cechował się ozdobną scenografią. Wzorzyste przezrocza oraz bogate stroje ludowe z jednej strony nawiązywały do stylu Alfonsa Muchy, z drugiej - ukazywały wiejski, idylliczny świat Moraw. Tu przede wszystkim absorbowany był zmysł wzroku. Dopiero pod koniec aktu ta utopijna wizja wsi zostaje zmącona przez dwie plagi zamkniętych społeczeństw - alkoholizm oraz przemoc.

Drugi akt opery to zderzenie z brudną rzeczywistością. Zamiast kwiecistych strojów i ozdobnych przezroczy widzimy święte obrazki na ścianach z łuszczącą się farbą oraz domowe, zupełnie przeciętne stroje. Ten najbardziej dramatyczny akt uwypuklił zdolności aktorskie artystów. Monika Mych-Nowicka, która występowała w roli tytułowej, była bardzo autentyczna i przejmująca. Doskonale poradziła sobie z tą ambitną rolą, a jej umiejętności wokalne ściśle współgrały z aktorskimi. Z rolą Kościelnichy świetnie poradziła sobie Barbara Kubiak. Szczególnie pod względem aktorskim ta rola była pisana właśnie dla niej. Mimo kilku niedomagań głosowych, jej kreacja zrobiła na mnie największe wrażenie. To właśnie te "brudy", które wkradły się w jej partię, uwypukliły przemianę, która dokonała się w odgrywanej przez nią postaci. Szaleństwo Kościelnichy było przerażająco autentyczne. Finał opery niejako połączył oba światy poprzednich aktów. Na wieś morawską spadły cienie i nic nie pozwoliło jej odzyskać dawnego splendoru.

Interpretacja Hermanisa wciągnęła mnie bez reszty. Reżyser sprawił, że historia Jenůfy jawi się jako bardzo uniwersalna. Zderzenie dwóch odbiegających od siebie światów wiejskich - wyidealizowanego oraz  naturalistycznego sprawiło, że dramat bohaterki - jej nieprzystawalność do surowych i nierealnych zasad społecznych - został mocno uwypuklony. Reżyser podczas spotkania przed premierą opery, powiedział, że nietrudno mu wyobrazić sobie tego spektaklu bez udziału muzyki. To prawda, historia przedstawiona w operze doskonale nadawałaby się na deski teatru dramatycznego. Na szczęście jednak z tej historii powstała opera.

Folklor zdobny jak secesja

Pomysł, by scenografią nawiązać do twórczości Muchy, był doskonały. Największy z przedstawicieli secesji żył bowiem w tym samym czasie, co Janáček i pochodził z tego samego kraju. Obie twórczości mają wiele wspólnych cech. Muzyka kompozytora jest równie ornamentalna, obaj artyści lubili czerpać inspirację z folkloru. Muzyka "Jenůfy" ludowych odniesień ma bardzo wiele. Mam wrażenie, że orkiestra Teatru Wielkiego trochę zbyt przesadnie wczuła się w klimat muzyki ludowej i czasem brzmiała zbyt topornie i surowo. Większym zarzutem jest jednak zdecydowanie za głośne brzmienie zespołu, który niestety momentami zagłuszał solistów. Dużo lepiej wypadł chór, który potrafił wydobyć ze swojej partii wiele niuansów barwowych.

Opera "Jenůfa" w reżyserii Alvisa Hermanisa to spektakl, który mogę polecić każdemu. Porusza ważne problemy w sposób oryginalny, ale nie przesadnie trudny. Mimo kilku niedociągnięć to jedna z najciekawszych premier ostatnich lat.

Aleksandra Bliźniuk

  • "Jenůfa"
  • libretto: Leoš Janáček
  • reżyseria i scenografia: Alvis Hermanis
  • kierownictwo muzyczne: Gabriel Chmura
  • Teatr Wielki
  • premiera: 26.02