Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Wentyl bezpieczeństwa

Ugory to eklektyczny kolektyw muzyczny o stale zmieniającym się składzie, który powstał na strychu rodzinnego domu Marcela Gawineckiego w kujawsko-pomorskiej wsi Smarzykowo. Początkowo był solowym projektem ambientowym, by przejść serię przemian stylistycznych. Najnowszy album "Matko ciszy" współtworzy już pięć osób i można go uznać za niejako kolejny początek w krótkiej, acz dynamicznej historii zespołu.

. - grafika artykułu
fot. Antoni Zajączkowski

Pod koniec września spotykam się z trzema członkami Ugorów: perkusistą Marcinem Haremzą, wokalistą Robertem Śliwką i gitarzystą Mateuszem Gawineckim, bratem Marcela. Co symptomatyczne: ojca-założyciela z nami nie ma, bo przebywa jeszcze w Smarzykowie, gdzie na co dzień pracuje na roli. Do Poznania przyjeżdża dopiero, gdy kończy obowiązki rolnika. To w pewnym sensie jego posezonowe wakacje, gdy odpoczywa i gra z przyjaciółmi.

Mateusz: - Ugory zaczęły działać jako solowy projekt, a Marcel do pojedynczych numerów dobierał gości. Zauważył, że kolektywnie zaczyna to całkiem nieźle pracować. Aż doszło do poziomu osiągniętego już po "Padlinie" (styczeń 2017), a jeszcze przed "Wstrętem" (wrzesień 2017) - gdy stwierdził, że będziemy grać koncertowo, jako zespół. W założeniu mieliśmy wykonywać numery Marcela na żywo. Ale zupełnie to nie wyszło - nie potrafiliśmy odtworzyć nagrań za pomocą naszych instrumentów. Stworzyliśmy zupełnie nowy materiał - i tak staliśmy się zespołem.

Robert Śliwka pojawił się trochę wcześniej, gdy Marcel poprosił go o nagranie wokali do kilku piosenek: - Starałem się go popychać w stronę tego, aby zwiększał skład. Ale nie pamiętam, żeby nagle stwierdził: "O, zakładamy zespół". Na koncertach bywa ze mną różnie - jest groźnie. Muzyka, którą grają chłopaki wpływa na mnie w taki sposób, że aż chcę na scenie zrobić mały spektakl. To teatralność: trzymanie się za głowę, wchodzenie w publiczność, szeptanie czegoś do ucha. Ale w życiu prywatnym jestem zupełnie inny. Na scenie się uwalniam, bo czuję się bezpiecznie. Czasami to się dziwnie kończy. Lubię też krzyczeć na chłopaków.

Marcin: - Przy "Matko ciszy" weszliśmy do studia, aby nagrać część solowych utworów Marcela. Zagraliśmy też zupełnie nowe, a także przerobiliśmy trochę starych rzeczy - i te mają zupełnie nową formę. Założyliśmy, że skoro udało się nam skompletować pięć osób w zespole, to warto coś z tym zrobić.

Co charakterystyczne każdy kolejny materiał Ugorów zaskakuje, bo nie jest w stosunku do poprzedniego wydawnictwa oczywistą kontynuacją. Czym jest więc "Matko ciszy"? Chyba nie tyle nowym kierunkiem, co jedną z wielu potencjalności. Mateusz: - Wydaje mi się, że każda płyta jest trochę takim nowym startem. Marcel ma zresztą w zanadrzu wypuszczenie trzech innych materiałów, na których się mijamy. Jestem już oswojony z myślą, że na następnych płytach już mnie nie ma... Znamy się na tyle, że nie jesteśmy na siebie źli, gdy Marcel zdecyduje, że nie uczestniczymy w danym numerze. Działamy obecnie już na zasadzie kolektywu, a nie zespołu.

W pragmatycznym, współczesnym świecie muzycznym przeludnionym projektami solowymi i skromnymi duetami, Ugory odstają od reszty swoim dużym składem, a także niezaplanowanymi, spontanicznymi i swobodnymi decyzjami związanymi z przyszłością kolektywu czy powstawaniem poszczególnych utworów. Mateusz: - Żadne granie nie jest ekonomiczne i sensowne: to misja samobójcza. Nie obchodzi nas to jednak specjalnie. Nie umiemy też zbytnio kalkulować. Ale Marcel jest w takim podejściu dobry.

Marcin: - Dobrze jest, jeśli wyjdziemy na zero. Dokładamy się do Ugorów - a poza graniem wszyscy też pracujemy. Muzyka to wentyl bezpieczeństwa, żeby nie zwariować, a także pasja życiowa. Gramy tak, aby przede wszystkim otrzymać zwrot kosztów i nocleg. Pieniądze są na bardzo dalekim planie.

Marcin: - Marcel mieszka 120 kilometrów od Poznania. Zgranie terminów prób i koncertów jest niemożliwe, gdy przez część roku pracuje na roli. Teraz na jesień wraca do Poznania i dopiero wtedy możemy planować zimową trasę koncertową. Ważne jest przede wszystkim to, czy chcemy coś zagrać, czy mamy na to pomysł.

Marek S. Bochniarz

  • koncert #321 LAS: Nadja, A-Sun Amissa, Ugory
  • Pawilon
  • 5.10, g. 20
  • bilety: 30-40 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019