Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Paderewskiego american dream

Jan, Ignacy i Paderewski to bohaterowie opery kameralnej Three Paderewskis. Charakter dzieła nasuwał jednak większe skojarzenia z musicalem i oratorium. Za pomocą chwytliwych piosenek poznaliśmy równie chwytliwą historię okraszoną patriotycznym sosem. Bo życie Paderewskiego - wirtuoza, kompozytora, męża stanu i, last but not east, pierwszego polskiego celebryty, aż prosi się o nową opowieść.

. - grafika artykułu
"Three Paderewskis", fot. materiały organizatorów

Czy kiedy za historię wielkiego Polaka wezmą się amerykańscy artyści, musi wyjść dzieło wyrośnięte na patriotycznych sterydach? To oparte na stereotypie pytanie nasuwa się już kilkanaście minut po rozpoczęciu Three Paderewskis. Bo w dziele tym jak w soczewce skupione są polskie i amerykańskie nadzieje, oczekiwania, nostalgie i sentymenty, kompleksy i charakterystyczne sposoby narracji historycznej.

W operze poznajemy trzy oblicza Paderewskiego - wirtuoza, polityka i mędrca, który przeżył już większą część swojego życia. To zgrabne podzielenie historii na trzy mogłoby być naprawdę dobrym zamysłem dramaturgicznym, gdyby dzieło było nieco dłuższe. W godzinnej operze historie tych trzech wersji Paderewskiego opowiedziane są skrótowo. A skróty odbijają się w tekście opery, w którym znajdziemy zbyt wiele banalnych sentencji-złotych myśli, w tym m.in. "Polska była najtrudniejszym utworem, jaki skomponowałem", "Tak jak każda wielka kompozycja, naród polski wymaga orkiestracji", "Europa zawrzała niczym zupa w kotle". Zadziwiające jak bardzo zbliżony język historyczno-polityczny mają Polska i Stany Zjednoczone. We fragmentach Three Paderewskis dotyczących polityki patos, podniosłość i przesada kotłowały się niczym wspomniana wcześniej zupa w kotle. Mało odkrywcze okazały się wyobrażenia Amerykanów dotyczące Polaków. Wóda, kiełbasa, polonez i cięty humor - oto główne skojarzenia. Polacy przedstawieni w tym dziele to jednak naród wyjątkowy, acz pogubiony, potrzebujący zjednoczenia i lidera. Przewiny Polaków (antysemityzm, fałszywa pobożność) zostały nakreślone delikatnie, szybko ustępując miejsca relacji o szlachetnej walce o wolność. Wielość wątków niestety zaszkodziła librettu.

Three Paderewskis to nie tylko opowieść o polityce i sławie Paderewskiego. To przede wszystkim opowieść o miłości, która jako uczucie najwyższe, ma magiczną moc jednoczenia. Tu do historii wkracza postać Antoniny - pierwszej żony kompozytora, która zmarła w czasie porodu. Jej duch powraca do każdej z trzech wersji Paderewskiego, dodając nadziei, motywując w chwilach zwątpienia i doprowadzając do happy endu. A więc miłość wszystko wybaczy, naprawi i popchnie akcję do przodu. Romantyzm i sentymentalizm są w tej historii nieodłącznymi elementami narracji o polityce i walce.

Opera ta ma z pewnością potencjał społeczny. Naświetla życie Paderewskiego z różnych stron (akurat szkoda, że najmniej wyeksponowany był wątek wirtuoza-celebryty), buduje postać pozytywnego bohatera, której potrzebuje każdy naród. Daje także lekcję na teraźniejszość. Lekcję o solidarności, wspólnym celu, wolności i ciągłej gotowości do walki. I chociaż lekcja ta z perspektywy współczesnej sytuacji politycznej zupełnie mnie nie przekonuje, ma być może moc społecznego katharsis. 

To wreszcie opera doskonała pod względem muzycznym. Jenni Brandon skomponowała dzieło, które uratowało niezbyt zgrabne libretto. Tam, gdzie wątki trzech Paderewskich walczyły o uwagę słuchacza, tam muzyka naświetlała kierunek, budowała nastrój. Słyszeliśmy w niej kompozycje Paderewskiego, Chopina, polskie pieśni patriotyczne, numery ilustracyjne w stylistyce nieco filmowej - wszystko to w bardzo przejrzystej formie, którą doskonale oddał zespół instrumentalny, a przede wszystkim soliści. Tu nie można mówić o lepszych i słabszych - wszyscy bowiem nie tylko wyśpiewali, ale też aktorsko wykreowali bardzo przekonywujące postaci. Paderewski Marii Lopez był naiwno-emocjonalny, Todda Strange'a pewny siebie, acz obarczony wieloma troskami, a Steve'a Pence'a pogubiony, zrezygnowany. Każdy z nich pokazywał jakąś głęboko ludzką stronę Paderewskiego. Tym bardziej szkoda, że całość została zdominowana przez zbiorowe numery, w których dobre rady i złote myśli wzbudzały w słuchaczu lekki rausz.

Three Paderewskis nie jest jednak dziełem, które pozostawia obojętnym. Chociaż sama historia jest przedstawiona w sposób letni, poprawny, pozostawia w odbiorcy uczucie zadowolenia (także z siebie samego) i w całości przytłacza jej dydaktyczno-patriotyczny charakter, to jednak jest jakimś początkiem opowieści o pozytywnym człowieku, który zdarzył się w naszej historii, o splocie muzyki i polityki, o braniu odpowiedzialności nie tylko za swoje życie, ale też za dużo większy projekt jakim jest Polska. Entuzjazm publiczności wskazuje, że łakniemy takich historii: lekkich, pozytywnych, wzruszających, w których ideę american dream przejmuje swojak, a Stany Zjednoczone Polski ożywają, choćby tylko w wyobraźni, ku pokrzepieniu serc.

Aleksandra Kujawiak

  • Paderewski Festiwal: opera kameralna Three Paderewskis
  • Akademia Muzyczna im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu
  • 18.10

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019