Muzyka zespołu ma w sobie pewien staromodny urok, doskonała technika młodych artystów budzi autentyczny podziw, a wspaniały głos Tylera Bryanta przywodzi na myśl wielu wielkich wokalistów rocka. Krytycy muzyczni są zgodni do tego, że od Tyler Bryant and the Shakedown można się szybko uzależnić, a z czasem to przywiązanie może już tylko rosnąć. Nic dziwnego, że po wydaniu w 2013 roku debiutanckiego albumu Wild Child muzycy występowali obok takich gwiazd jak AC/DC, Aerosmith, B.B. King czy Eric Clapton.
Tyler Bryant and the Shakedown uformował się nieoczekiwanie i szybko. Gdy Tyler w wieku siedemnastu lat przyjechał do Nashville przypadkiem poznał perkusistę Caleba Crosby'ego - chłopaka z Kentucky, który w Nashville chciał studiować na uniwersytecie. Wystarczyło zaledwie sześć tygodni, by ruszyli w trasę, występując z basistą Calvinem Websterem. - Miałem kumpla ze szkoły, który na początku z nami grał. Potem, podczas wywiadu dla radia w Nowym Jorku, poznaliśmy Grahama Whitforda i namówiliśmy go, aby przeprowadził się do Nashville. Gdy nasz basista zrezygnował w 2012, przekonaliśmy go, by się do nas przyłączył - wspominał Caleb Crosby w wywiadzie dla "Americana UK".
W zeszłym roku, w listopadzie, zespół wydał swój drugi album studyjny Tyler Bryant and the Shakedown. - Po międzynarodowej trasie z AC/DC chcieliśmy natychmiast wejść do studia, aby wykorzystać to, że czuliśmy się mocniej związani niż kiedykolwiek do tej pory. Do pisania zainspirowało nas to, że podczas trasy zostaliśmy wrzuceni do miejsc koncertowych większych od naszych piosenek. W dniu, gdy zaczęliśmy nagrywać album, zaproponowano nam występy podczas trasy Guns N' Roses. Dało nam to energię, bo nie mieliśmy za sobą żadnej wytwórni i nie byliśmy pewni, w jaki sposób uda nam się zrealizować to nagranie - przyznał Tyler Bryant w rozmowie z "I'm Music Magazine".
Wszystkie nagrania odbyły się w piwnicy domu Tylera Bryanta ochrzczonej "Bombajskim Pałacem", w którym muzyk robił wersje demo, jakie potem trafiały do telewizji i reklam. Najdłużej powstawała piosenka Jealous Me, którą Tyler i Caleb pierwotnie zrealizowali wraz z przyjacielem Harrisonem jako demo, dodając do niego sporo perkusyjnych sampli, syntezatorów i innych efektów, które nie są jednak obce analogowemu brzmieniu zespołu. Dlatego gdy uznali, że wykorzystają ją na powstającym albumie, musieli wszystkie elektroniczne efekty zastąpić pieczołowicie zrealizowanymi nagraniami fizycznych instrumentów. Artyści byli przy tym bardzo płodni - na finalny krążek trafiło zaledwie 11 nagrań, które wybrali z aż 40 piosenek.
- Nasza ostatnia Epka [The Wayside] miała być pełnym albumem, ale niestety druga połowa utworów nie została wydana. Zabrano je nam. Siedzenie nad siedmioma piosenkami i świadomość, że fani poznają je ze słabej jakości klipów live na Youtube było dla nas niezłą udręką - wspominał później Bryant.
Marek S. Bochniarz
- Tyler Bryant & The Shakedown
- 8.07, g. 18
- Klub u Bazyla
- bilety: 49 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018