Od trzynastu lat czekamy na nową płytę Lecha Janerki - co jakiś czas otrzymując od artysty w wywiadach informację, że myśli o premierowych utworach. Trudno tu jednak być czegoś pewnym, bo jeśli są w naszym kraju wykonawcy prawdziwie niezależni w sensie artystycznym - i kontekście samodecydowania o swej karierze - to kimś takim jest właśnie Janerka. Jest on nadal jednym z najważniejszych i najwybitniejszych twórców polskiego rocka. Zarówno z uwagi na to, co stworzył w przeszłości, jak też na to jaką "siłę artystycznego rażenia" - i aktualność - mają dziś jego wcześniejsze dokonania.
Plagiaty
Najszersza publiczność kojarzy go dziś zapewne z piosenką "Rower", sprzed wspomnianych trzynastu lat, z jego ostatniej, jak dotąd, płyty "Plagiaty". Tak, wydawnicza aktywność nie była nigdy mocną stroną Janerki. Zdążył już przyzwyczaić swoich wielbicieli do coraz dłuższych przerw między kolejnymi krążkami. Licząc wraz z prowadzonym przez niego w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych wybitnym zespołem Klaus Mitffoch, wydał przez te ponad trzy i pół dekady ledwie osiem płyt z premierowym materiałem. Każda z nich, nawet te określane przez recenzentów jako nieco słabsze, jest ważnym dziełem. Zresztą Janerka nagrywa tylko wtedy, kiedy wie, że ma coś istotnego do opowiedzenia - dlatego też tworzy dzieła tak istotne. Póki co czeka nas zapewne wieczór pełen starych hitów, a w przypadku tej twórczości oznacza to tyle, że zabrzmi świetna muzyka z mądrymi tekstami.
Historia podwodna
Janerka debiutował na muzycznych scenach w końcu lat siedemdziesiątych - najpierw na festiwalach piosenki studenckiej, a potem z zespołem Klaus Mitffoch na estradach rockowych. Jego muzyczna historia przyspieszyła w 1983 roku, gdy grupa została laureatem Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Talentów, a w efekcie tego na singlach oraz w stacjach radiowych (Trójce i Rozgłośni Harcerskiej) zaczęły pojawiać się jej pierwsze piosenki - "Ogniowe strzelby", "Śmielej", "Jezu, jak się cieszę". Ta ostatnia na długie lata stała się największym hitem zespołu i samego Janerki.
Zanim Klaus Mitffoch rozwiązał się w 1984 roku, zdążył nagrać jeszcze swą jedyną dużą płytę (zatytułowaną po prostu "Klaus Mitffoch"), do dziś uważaną za jedno z arcydzieł polskiej muzyki rockowej. Od arcydzieła rozpoczęła się też solowa kariera lidera zespołu, który odtąd miał na stałe współpracować z żoną Bożeną, grającą na wiolonczeli. Ich płyta "Historia podwodna", z takimi piosenkami jak "Lola chce zmieniać świat", "Konstytucje", "Niewole", "Jest jak w niebie" czy "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek", do dziś uznawana jest za jeden z najwybitniejszych polskich albumów.
Dobranoc
Dalsza kariera Janerki upływała wśród niesłabnących zachwytów dziennikarzy, takoż niesłabnącego zainteresowania publiczności głodnej mądrej muzyki - ale i pewnego dystansu jaki miał do swej twórczości sam artysta. Lubił on podkreślać, że jest marnym basistą (a to nieprawda) oraz że fakt odniesienia sukcesu przez kogoś takiego jak on, jest najlepszym dowodem słabości polskiej sceny muzycznej...
Jak jednak wspomniałem jeśli już nagrywał, prezentował rzeczy świetne. Po melodyjnych i pozornie bezpretensjonalnych "Piosenkach" przyszła nieco eksperymentalna płyta "Ur". Po rockowo, energicznie brzmiącym krążku "Bruhaha" nastąpiła fascynująca, choć niedwuznacznie depresyjna "Dobranoc". Po wybitnej, intelektualnej, lirycznej i niepozbawionej rockowego klimatu "Fiu Fiu" przyszły mocno beatlesowskie, a zarazem znów sceptyczne wobec rzeczywistości "Plagiaty". Na każdym ze wspomnianych albumów znajdowała się seria świetnych piosenek. Repertuaru na piątkowy wieczór na pewno nie zabraknie.
Tomasz Janas
- Lech Janerka
- 5.10, g. 20.30
- Blue Note
- bilety: 59 zł (koncert wyprzedany)
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018