Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Bez poczucia obciachu

Najbliższa środa Pod Minogą zapowiada się wyjątkowo gorąco. Tego wieczoru na scenie klubu wystąpi grupa Deez Nuts - gwiazda australijskiego rapcore'u, który wcale nie jest taki zły jak mogłoby się wydawać.

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Są takie gatunki, w których szczególnie łatwo otrzeć się o kicz. Opisywanie pod tym kątem muzyki popowej byłoby pójściem na łatwiznę, dlatego przyjrzyjmy się przez chwilę scenie metalowej. W latach osiemdziesiątych królował na niej power metal, którego co bardziej złośliwi puentowali jako gitarową odpowiedź na disco Modern Talking. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych mogliśmy przyglądać się modzie na nu metal. Jedni robili to z daleka, drudzy z fascynacją przysłuchiwali się poczynaniom "zbuntowanej młodzieży", którą w mgnieniu oka zmiękczał rynek, nastawiony na przebój skrojony pod jak największy target. W końcu to dzięki niemu Linkin Park skończyli się na "Hybrid theory", a KoRn na ostatniej płycie z udziałem niedawno zmartwychwstałego Heada.

Nu metal niedaleko pada od rapcore'u. Ba, można wręcz powiedzieć, że to właśnie na nim oparł fundamenty wzniesione przez legendy pokroju Biohazard, Rage Against the Machine czy Cypress Hill. Dopiero po nich przyszli "młodzi i zdolni", na czele z Limp Bizkit, Papa Roach i Crazy Town. Przyszli i doprowadzili do całkowitej degradacji gatunku w oczach muzycznego świata. Dziś rapować z gitarą na ramieniu to prawdziwy obciach. Szkoda jednak byłoby brać sobie do serca te uogólniające stereotypy, kiedy na powierzchni podziemia, tam, gdzie MTV nigdy nie dotrze, kryją się zespoły, które wzorem prekursorów nigdy nie przerabiały swojej muzyki na fast foody, a które pojawiły się długo po komercyjnym boomie.

Jednym z nich jest australijski Deez Nuts, założony prawie dziesięć lat temu przez charyzmatycznego JJ Petersa tuż po jego rezygnacji z bębnienia w metalcore'owym projekcie I Killed the Prom Queen. Na lokalnej scenie Krainy Kangurów grupa z undergroundowym rodowodem odnalazła się bardzo szybko. Peters perkusję zamienił na mikrofon, zaś reszcie załogi - Mattowi Rogersowi, Seanowi Kennedy'emu i Alexowi Salingerze - powierzył całą resztę. Już nie chciał chować się za bębnami. Czuł, że musi stanąć na czele zespołu, o którym już niedługo usłyszy cały metalowy świat. Dowiedział się o nim zaledwie kilka miesięcy później za sprawą debiutanckiego mini-albumu "Rep your hood". Sześć zawartych na nim utworów przykuło uwagę tysięcy miłośników bezpardonowego rapu na tle ciężkich gitarowych brzmień. Ni to gangsterski, ni to punkowy wizerunek mógł być już tylko wisienką na torcie.

W 2008 roku na sklepowych półkach pojawił się pierwszy pełnoprawny album zespołu. Australijscy recenzenci rozpisywali się o "Stay true" w hurraoptymistycznym tonie, cmokając z przejęcia co wydarzy się dalej. W końcu było już pewne, że przed Deez Nuts za chwilę otworzą się drzwi do światowej kariery. Rozpoczęła się zaraz po premierze płyt "This one's for you" i "Bout it", wydanych przez największe metalowe wytwórnie, jakimi nie od dziś są amerykański Roadrunner i niemiecki Century Media. Przypuszczenia dziennikarzy potwierdziły się w stu procentach - zespół wyruszył w wielkie tournée po Europie, a jeszcze przed premierą ich ubiegłorocznego albumu "Word is bond", zagrane koncerty mogli liczyć w setkach. Już najwyższy czas na występ w Poznaniu...

Sebastian Gabryel

  • Deez Nuts
  • Pod Minogą (ul. Nowowiejskiego 8)
  • 29.06, g. 19.30
  • bilety: 44 zł (w przedsprzedaży), 49 zł (w dniu koncertu)