Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. O Polskę!

Po kilku początkowych scenach "Piłsudskiego" miałem ochotę Borysa Szyca obwołać polskim Tomem Hardym, ale potem coś poszło nie tak - czy to za sprawą nieprzemyślanego montażu, czy też wskutek zachowawczości twórców z góry liczących na zyski ze szkolnych wycieczek, produkcja zaczęła tonąć w oceanie poprawności.

. - grafika artykułu
fot. Jarosław Sosiński/materiały dystrybutora

Po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego w 1901 roku Józef Piłsudski zastaje Polską Partię Socjalistyczną w rozsypce. Prężnie działa na rzecz jej odrodzenia, a by skuteczniej przeciwstawić się rosyjskiemu zaborcy w końcu formuje bojówki i oddziały paramilitarne. Zapamiętały w organizowaniu zamachów skierowanych przeciw carskim oficerom, targany namiętnościami do dwóch kobiet, nigdy nie traci z oczu najważniejszego celu - wolnej, niepodległej Polski.

Wydaje się, że nadeszły dobre czasy dla polskiego kina historycznego - w setną rocznicę odzyskania niepodległości stało się ono jednym z priorytetów dla Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. W tym roku na polskich ekranach mogliśmy oglądać już "Ułaskawienie" Jana Jakuba Kolskiego i "Kuriera" Władysława Pasikowskiego, a jesienią czekają nas jeszcze premiery "Legionów" Dariusza Gajewskiego, "Obywatela Jonesa" Agnieszki Holland i "Czarnego mercedesa" Janusza Majewskiego.

Na tej fali przyglądania się przeszłości powstał również "Piłsudski". Film potrzebny i trafiający doskonale w czas - wszak trudno wyobrazić sobie lepszy moment na przedstawienie dziejów Polaków walczących pod zaborami o wolność, i przybliżenie postaci Józefa Piłsudskiego. Tliła się oczywiście gdzieś z tyłu głowy obawa, że Michał Rosa zrealizuje wersję historii życia Marszałka przegiętą, zgodną z tzw. polską racją stanu. Na szczęście nic takiego się nie stało - tytułowy bohater to pragmatyczny ideowiec i patriota z krwi i kości, ukazany bez oszołomstwa, z całym zestawem zalet i przywar. Już na pierwszy rzut oka nie zawodzą też jakże ważne w tym gatunku zdjęcia, scenografia, kostiumy ani charakteryzacja. I gdy wydaje się, że jest naprawdę dobrze, twórcom zaczyna brakować pomysłu na rozwinięcie tej fascynującej przecież historii.

Borys Szyc, który jako Piłsudski pierwsze sceny - dziejące się w szpitalu psychiatrycznym - ma fenomenalne, gdzieś od połowy filmu dwoi się i troi, by przykuć uwagę widza. Nie jest jednak w stanie wiele zdziałać kiedy reżyser, zamiast podjąć ryzyko, podjąć próbę wykrzesania z opowieści ognia i namiętności, stawia na sztampę i rutyniarstwo. Nawet najbardziej chyba znane słowa marszałka: "naród wspaniały, ale ludzie kurwy", padają w scenie zupełnie bezbarwnej, wypowiadane są bez żadnego żaru. Finalnie kreacja stworzona przez Szyca nie zapada w pamięć, choć nie ma w tym wiele winy aktora. Z drugiej strony bije go na głowę postać drugoplanowa - Aleksander Prystor, doskonale i z werwą zagrany przez Tomasza Schuchardta.

Film Rosy przedstawia wyrywki z kilkunastu lat życia Piłsudskiego, ale w większości scen nie czuć odpowiedniej wagi. Zaryzykował reżyser w zasadzie raz, niestety dopiero w napisach końcowych, kiedy w tle słychać rockowo-hiphopowy utwór Ørganka i O.S.T.R.-a, który działa odświeżająco i pobudzająco. I właśnie tego pobudzenia, energii, emocji i swady w trakcie seansu najbardziej brakowało. Szkoda, bo "Piłsudski" to technicznie dobrze zrealizowane, nieźle zagrane, pozbawione większych wad kino.

Adam Horowski

  • "Piłsudski"
  • reż. Michał Rosa

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019