Islandia w ruchomych obrazach
![. - grafika artykułu](/mim/kultura/pictures/obrazek,pic1,1200,90452,130884,show2.jpg&_sst=1739152840278)
Ultima Thule - na krańcu świata to polsko-islandzki projekt, za którego sprawą kino z dalekiej Północy od 25 lutego gościć będzie w Poznaniu. Ideą przyświecającą wydarzeniu jest konfrontacja dwóch oddalonych od siebie społeczeństw - polskiego i islandzkiego, które poszukają płaszczyzny dialogu, posługując się językiem filmu. Twórczość artystyczna, zwłaszcza ta powiązana z ruchomymi obrazami, wydaje się znacznie lepszym sposobem na ukazanie kulturowego bogactwa nordyckiego kraju niż socjologiczne dysputy czy suche analizy. To ona bowiem - a nie faktograficzna precyzja - pozwala na lepsze zrozumienie specyfiki zjawisk społecznych, problemów dotykających obywateli, przemian tożsamości narodowej, a także doświadczeń i mentalności mieszkańców. A przede wszystkim pozwala dojść do głosu niebanalnym twórcom, którzy poprzez swoje dzieła mówią nam przecież to, co rzeczywiście chcieliby nam o sobie opowiedzieć sami Islandczycy.
Punktem wyjścia dla nas, widzów stojących w obliczu nieznanej nam kinematografii, będą zapewne klisze i wyobrażenia, jakie mamy na temat potomków wikingów. Dzięki uczestnictwu w wydarzeniu zyskamy niepowtarzalną szansę weryfikacji naszych słabo uświadamianych sympatii i uprzedzeń, potwierdzenia bądź odrzucenia domysłów, a być może także stworzenia spójnego obrazu islandzkiego społeczeństwa. By nam to ułatwić, organizatorzy - Filmoteka Narodowa oraz Reykjavík Film Academy - wprost zadają pytania o emocje. Co nas smuci? Co bawi? Co wzrusza? Czego pragniemy? Czego się boimy? Za czym tęsknimy? Czy sposób przeżywania oraz odbioru rzeczywistości jest tym, co nas łączy z nordyckim narodem? Odpowiedzi poszukamy poprzez kino.
Trudne początki
Islandzka kinematografia nie miała łatwych początków, jej dzieje obfitują w białe plamy. U progu XX w. na wyspę zaczęli przybywać norwescy i duńscy filmowcy, którzy zafascynowani krajobrazem Islandii, chcieli przybliżyć swoim rodakom kulturę i zwyczaje mieszkańców. Rodzimych twórców dokumentujących życie swoich rodaków było w tamtym okresie niewielu. Wśród nich na wyróżnienie zasługuje uzdolniony fotograf Loftar Guðmundsson, który z pasją utrwalał na kliszy filmowej przemiany cywilizacyjne zachodzące w kraju gejzerów. Dziś znany jest jako autor najstarszego w pełni zachowanego islandzkiego dokumentu - Islandii w ruchomych obrazach (1925), który w odnowionej wersji i z towarzyszącą mu muzyką graną na żywo zostanie pokazany na zakończenie retrospektywy.
Jednak z różnych względów - przede wszystkim z powodu kryzysu ekonomicznego w latach 30. - tamtejsza kinematografia przez długi czas nie była w stanie rozwinąć skrzydeł. Sytuacja zaczęła poprawiać się dopiero od roku 1944, kiedy kraj uniezależnił się od Danii i uzyskał pełnię niepodległości. W 1949 r. został założony instytut o wdzięcznej nazwie Edda, który miał za zadanie wspierać, również finansowo, rodzimych artystów. W praktyce bywało różnie - filmy na Islandii rzeczywiście powstawały, ale często były reżyserowane przez zagranicznych twórców. Tak było na przykład z bardzo dobrze przyjętymi przez publiczność Salka Valka Arne Mattsona (1954) czy Dziewczynami Gogo Erika Ballinga (1962). Jednak największy rozgłos w tamtym okresie zdobyła dziecięca animacja oparta na nordyckich podaniach - Ostatnia farma w dolinie (1950) Islandczyka Óskara Gíslasona. Zostanie ona wyświetlona w ramach sekcji dziecięcej retrospektywy, jako jedna z najpopularniejszych na Islandii produkcji.
Wrażliwość elfów
Później - z nie do końca wiadomych przyczyn - islandzcy filmowcy zamilkli na niemal dwie dekady. Odrodzenie kinematografii nastąpiło dopiero na początku lat 80., za sprawą powstałego w 1978 r. Krajowego Funduszu Filmowego. Wtedy zaczęto realizować dzieła mające na celu wzmacnianie tożsamości narodowej Islandczyków. Na ekranach królowały wizje idyllicznego życia na wsi oraz przeciwstawiane im obrazy miejskiego zgiełku i zepsucia. Ważne były tu również wątki zachowania tradycji i konfliktu pokoleń, które z różną częstotliwością pojawiają się w islandzkich filmach do dziś. Spośród nich warto zwrócić uwagę na Dzieci natury Friðrika Friðrikssona (1991) - o uwikłanych w społeczeństwo konsumpcyjne starszych ludziach, którzy podejmują heroiczną próbę wyrwania się z miejskiego życia na rzecz powrotu do natury, a także o Wulkanie Rúnara Rúnarssona (2011) - historii starego rybaka, który niegdyś na skutek erupcji wulkanu musiał opuścić swój ukochany dom i przenieść się do Rejkiawiku. Stosunek wyspiarzy do otaczającej ich przyrody wyrażany był również w filmach ukazujących zmagania żeglarzy i rybaków z okrutnym żywiołem. Taki jest chociażby Ingaló islandzkiej reżyserki Ásdís Thoroddsen (1992), w którym tytułowa bohaterka próbuje dostosować się do bezwzględnego męskiego świata, dołączając do rybackiego piekła, a także Wir Árniego Ásgeirssona (2010), opowiadający o trudnych relacjach pomiędzy członkami załogi trawlera, na którego pokładzie w pewnym momencie pojawia się kobieta.
W ramach retrospektywy nie zabraknie również kina gatunkowego - komedii, dramatów, kryminałów czy filmów obyczajowych nawiązujących do kina drogi. W sumie zostanie wyświetlonych ponad 20 filmów ukazujących lęki, nadzieje i radości mieszkańców nordyckiej wyspy. Jaki obraz Islandii wyniesie z tego polski widz? Trudno przewidzieć. Warto jednak przypomnieć pewną historię, która parę lat temu krążyła w prasie i internecie. Otóż według zawartych w niej informacji islandzki sąd nakazał wstrzymać budowę jednej z dróg, ta bowiem przecinała tereny występowania elfów. Taka wiadomość może budzić różne emocje - od śmiechu i sympatii po niedowierzanie. Z pewnością wzbudza też ciekawość i przede wszystkim zaskakuje niebanalnym spojrzeniem na świat. Dokładnie tego samego można oczekiwać po islandzkim kinie.
Adam Horowski
- Ultima Thule - na krańcu świata
- Nowe Kino Pałacowe, CK Zamek
- 25.02-8.03
- wstęp wolny, bezpłatne wejściówki do odbioru w kasie CK Zamek