Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

ANIMATOR. Dobre, bo poznańskie

Ci, którzy zadają pytania totalne w stylu: "No ale co niby robią ci studenci na uczelniach artystycznych?", dostali odpowiedź w środę, podczas pokazu prac wideo studentów Katedry Intermediów UAP. Nad tym, aby była to nie tylko pouczająca, ale i zabawna garść informacji, czuwał Piotr Bosacki, autor selekcji.

. - grafika artykułu
Kadr z filmu "Mrongoville", fot. materiały prasowe

Całość składa się z nieprzypadkowych prac, które zostały dobrane z myślą o pewnej reprezentatywności, jaką można ująć następująco: spróbujmy wyliczyć typy filmów, jakie robią studenci. Dlatego obok rzeczy dobrych, widzimy również przeciętne. Jako całość zawierają jednak spory ładunek poznawczy, wręcz edukacyjny.

Ach, ci artyści!

I już jasne jest, że musiał się ten seans rozpocząć czymś bezczelnym, pozornie bardzo głupim, może nawet wręcz aroganckim. W Kolonii karnej Dominika Olszowy i Maria Toboła zrealizowały trolling doskonały, w którym szyderstwo i maska mieszają się z desperacją i realizmem. Studencki plener we wsi Łupki staje się dla nich doskonałym pretekstem do stworzenia satyry na świat uczelni artystycznych i samych studentów. Trochę odpowiadają swoim filmem na potrzeby spoza świata sztuki, to jest publiczności, która chciałaby się dowiedzieć, czy na tych plenerach artystycznych jest faktycznie tak źle, jak sobie wyobrażamy. Ale źle nie jest - jest dużo gorzej. Dziewczyny wcielają się w role dwóch studentek, które czują się najlepsze, najładniejsze, podczas gdy wszyscy pozostali są "grubi i brzydcy", a wykładowców można skwitować degradująco i osobliwie, przykładowo: "A Bosacki jest przekupnym gnojkiem, za wódę da, zrobi wszystko. Za fajkę «będę w waszej bandzie» (...). A Wasilewski jest parówa. (...) A Bosacki sprzedaje reeboki na allegro. Swojej dziewczyny". Nie wiemy jednak, kiedy powstanie jakieś ich dzieło. Zaczepiona przez nie na korytarzu (i zmartwiona ich zachowaniem) Izabela Gustowska stara się być miła dla bohaterek, błądząc zarazem wzrokiem po ścianach z miną bliską "No co ja im mogę, powiedzieć, trzeba zachęcić do działania, uśmiechać się". Być może dziełem tym jest właśnie oglądany przez nas film - wulgarny, głupi, wykorzystujący muzykę popularną z łamaniem praw autorskich ("Ach, ci artyści!"), ale, nawet mimo daleko idącego przerysowania, uderzający w punkt boleśnie.

Nieudatna wprawka w sztukę

Typ przeintelektualizowanego filmu z zacięciem badawczym prezentuje wideo-esej Anny Raczyński Na trasie Poznań-Świecko. Artystka obrała sobie za temat przemiany na tytułowym szlaku komunikacyjnym między Polską a Niemcami, gdy po budowie nowej autostrady droga krajowa nr 92 stała się skansenem oddającym klimat podróży do bogatszych sąsiadów w latach 90. Autorytarny, miejscami trochę kryptyczny i niekomunikatywny, a przy tym nużąco sążnisty komentarz przypomina lata 50-te i 60-te, gdy eseje filmowe miały się najlepiej, a twórcy pokroju Chrisa Markera lubowali się w łączeniu kina z modnymi wówczas trendami w nauce. Komentarz miał na celu ujednoznacznienie prezentowanych obrazów, pozwalał, czasem nawet dość brutalnie, narzucić autorski punkt widzenia odbiorcy. Nie inaczej postępuje Raczyński, tyle że nie potrafi zaproponować ogólniejszej refleksji i zasypuje nas wyimkami z takich prac, jak Driving Iana Bordena, czy Europa in Bewegung Karla Schlögela. Wizualnie również radzi sobie nierówno, gdyż część kadrów posiada doskonałe kompozycje i kolory, a reszta jest już dość paskudnie nieudatna. Odruchowo pomyślałem o Watna, wspaniałym filmie z podobnym motywem drogi, autorstwa duetu artystów wizualnych Lorenzo Casaliego i Micol Roubini, również opartym na idei wykoncypowania szeregu kompozycji graficzno-malarskich, tyle że unikającym staromodnego komentarza i dbającym o piękno obrazu. Anna Raczyński jest na tym tle zaskakująco w tyle za "konkurencją", choć trzeba pamiętać, że to tylko studencka wprawka w sztukę.

Powrót do przeszłości

Współczesne kino eksperymentalne w pewnym stopniu wypływa z minionej sztuki awangardowej. Maria Ornaf w Benighted pokazuje świadomość historii medium, proponując opowieść wizualną pozbawioną tradycyjnej dramaturgii, zrealizowaną na semantycznie obciążonej taśmie 8mm, nośniku charakterystycznym dla undergroundu. Film lokuje się więc między tradycją filmu transowego typowego dla Mayi Deren i Kennetha Angera, przejściowymi zjawiskami lat 70-tych i 80-tych, gdy po awangardzie nadeszły zmiany w kulturze, która "ukradła" od niej tematy, a twórcy szukali innych form i treści, aż po współczesne doświadczenia artystów wizualnych zajmujących się kinem analogowym. A że wśród występujących w filmie osób dojrzałem Wojciecha Ulmana, to zagadnąłem go o kulisy powstania tego pięknego i tajemniczego filmu: - Pamiętam, że byłem wtedy jeszcze młodym, przystojnym mężczyzną. Maria Ornaf podeszła do mnie podczas montażu wystawy, w której oboje braliśmy udział, w Starym Zoo w Poznaniu. Zajmowałem wtedy pustą klatkę z wypchanymi egzotycznymi zwierzętami i prezentowałem tam na biurku swoją książkę podróżniczą. Zapytała czy wezmę udział w jej projekcie filmowym, wcielając się w rolę Ojca pewnej dziewczynki. Byłem wtedy ciekaw nowych rzeczy, a Maria była na tyle przekonująca, że zgodziłem się od razu na ten eksperyment. Film okazał się bardzo ładny. Czarno-biały, kręcony w starym dobrym stylu na taśmie 8 mm. Traktujący o relacjach między córką a rodzicami. Ukazanych na kształt nieco onirycznych sytuacji, jakby niewyraźnych wspomnień. W swej formie kadry przypominały mi Instytut Benjamenta, więc tym bardziej praca ta stała się bliska memu sercu - wspomina.

Równie staromodny co jego forma, w Benighted sam tytuł jest słowem, które wyszło z użycia, a oznacza zmienienie w noc, mrok lub zło. A że tak jak w przeszłości awangarda, tak i dziś kino eksperymentalne lubuje się w wątkach okultystyczno-magicznych (a czasem, o zgrozo, i satanistycznych), drogi do poszukiwania ukrytych w pracy znaczeń, co do których podejrzewamy, że faktycznie mogą być obecne, są otwarte i kuszą potencjalnymi możliwościami.

Za mało eksperymentu

Finał zestawu zamykało mające już dziewięć lat wideo Ady Karczmarczyk Radek. To prezent dla wszystkich fanów tej artystki, dziś ekscentrycznej ewangelizatorki, pochodzące z okresu, gdy religia nie była jeszcze poletkiem, na którym sadziła filmowe ziarna. Charakter jej twórczości jednak się nie zmienił i możemy odkryć, jak w przeszłości wyglądała jej dziewczyńska sztuka w wersji bardziej sekularnej i nihilistycznej.

Seans filmów z Katedry Intermediów UAP-u, wspaniały pokaz Animacja poza kinem, część dzieł z retrospektywy fenomenalnej Very Neubauer, czy wybrane obrazy z konkursu, reprezentowały w tym roku kino eksperymentalne, które na Animatorze niby zawsze było obecne, choć wydaje mi się, że, pominąwszy rok obecny, niegdyś uświadczyć go można było trochę więcej. A i publiczność przejawiała nim znacznie większe zainteresowanie. Ostatnie lata to w zasadzie nieurodzaj i obojętność widowni wobec takich propozycji (dwa lata temu na seansie Paula Sharitsa był zaledwie tuzin osób) - świadczący o tym, że festiwalowi nie udało się chyba "wychować" sobie ambitnego widza, albo że publiczność festiwalu to w sporej mierze młodzi ludzie, którzy szukają rzeczy przystępnych, mając przy tym dość mętne wyobrażenie o tym, czym jest i może być film animowany czy eksperymentalny. Może uda się to teraz choć trochę nadrobić?

Marek S. Bochniarz

  • Filmy z Katedry Intermediów UAP
  • Kino Muza
  • 12.07

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018