ZAPISKI Z LAMUSA. Obowiązki poznańskie

"Gdy obcy podróżnik odwiedza nieznanie mu miasto poza zabytkowymi, pięknymi budowlami, dużą wagę przywiązuje do teatru. Na poziomie teatru buduje swój sąd o zainteresowaniach, zamiłowaniach mieszkańców, o stopniu kultury, wyrobieniu artystycznym"* - czytamy w artykule, któremu autor bądź autorka ukrywająca się pod pseudonimem "Kadra" nadała poważnie brzmiący tytuł przypominający niemal oświadczenie: "Teatr dla poznaniaka to nie tylko rozrywka to po prostu obowiązek" ("Express Poznański", nr 107/1949). Na pytanie o to, czy Poznań zdaniem owego potencjalnego podróżnika zasługiwał na miano kulturalnego miasta, odpowiedź jest rzecz jasna twierdząca. Nie bez powodu zresztą wątek ten poruszono na łamach prasy, posługując się turystycznym przykładem. Stolica Wielkopolski była bowiem w przededniu wielkiego, targowego wydarzenia, które miało ściągnąć do miasta licznych gości. Wizerunek Poznania w ich oczach powinien być - nikt chyba nie zaprzeczy - nienaganny, a na to bezsprzecznie wpływ miał także pierwiastek kulturalny. Nikt lepiej nie mógł przedstawić sytuacji teatru poznańskiego, jak ludzie, którzy teatr tworzyli. Autor lub autorka tekstu udała się więc do ówczesnego dyrektora Państwowego Teatru Polskiego (jak wówczas nazywano Teatr Polski) - Wilama Horzycy.
O tym, ile pracy człowiek ten miał na głowie i jak bardzo starał się sprostać oczekiwaniom publiczności, świadczył najdobitniej fakt, że był trudno uchwytny, a rozmowa z nim prawie niemożliwa. Biegał od próby do próby, a kiedy jakimś cudem nie musiał w niej uczestniczyć, wykonywał inne dyrektorskie obowiązki. "No cóż mogę panu powiedzieć o mojej pracy? - mówi dyr. Horzyca - próby, premiera, próby. Praca w teatrze ma stale to samo napięcie i tempo. Wystawiliśmy już 9 premier w tym sezonie, a przy naszych nienadzwyczajnych warunkach stanowi to poważną liczbę" - tłumaczył Horzyca, gdy w końcu udało się go namówić na krótką pogawędkę. Dziennikarz gazety pytał dalej o upodobania sceniczne dyrektora. "Bardzo chętnie wystawiam Szekspira, Norwida, Słowackiego... Dużo satysfakcji w czasie pracy scenicznej dały mi przedstawienia «Kleopatry», «Miłości czystej» i «Za kulisami» Norwida, poza tym z przyjemnością wspominam wystawienie dzieł Wyspiańskiego, Fredry, Moliera, rumuńskiego pisarza Lucjana Blagi «Mistrz Manole» oraz Świerszczyńskiej «Orfeusz»". W tym momencie "Kadra" dodaje, że to właśnie Horzycy zawdzięczamy odkrycie Norwida dla polskiej sceny teatralnej.
Wszyscy dobrze pamiętamy, że tego rodzaju wywiady z ludźmi kultury najczęściej kończyły się znamiennym pytaniem o potencjał Poznania i poznaniaków - w zasadzie w każdym obszarze. Podczas cytowanej rozmowy pytanie to pojawiło się wcześniej, ale odpowiedź niezmiennie była dla mieszkańców miasta miła: "Poznań - mówi dalej Dyrektor - jest środowiskiem, na którym można budować. Społeczeństwo tutejsze nie tylko lubi teatr, ale po prostu uważa za swój obowiązek oglądanie sztuk". Lekko można się jednak zmieszać przy zdaniu, że publika poznańska "mniej żywiołowo reaguje na widowisko" - jest to przecież od dawna powtarzana teoria o pewnej jej powściągliwości w okazywaniu emocji - z entuzjazmem włącznie. Na osłodę Horzyca dodał, że "dobra inscenizacja czy kreacja aktorska spotyka się tu zawsze z uznaniem, sympatią i zrozumieniem". Plany na przyszłość? Słowacki i Bałucki.
Mało było jednak "Kadrze" rozmów na teatralnym szczycie. Zdecydowanie za mało, by w pełni uchwycić specyfikę poznańskiego życia kulturalnego. Potrzebny był tu jeszcze dyrektor innej, miejskiej instytucji - Opery Poznańskiej, czyli Zdzisław Górzyński, który przed 1939 rokiem pracował w różnych teatrach w całym kraju. Górzyński w Poznaniu przebywał od listopada 1948 roku. Jego spojrzenie na miasto i jego kulturę było więc bardzo świeże. "Pierwszy sezon, który spędzam na stanowisku dyrektora Opery - mówi dyr. Górzyński - dał mi dużo satysfakcji, do czego m.in. przyczyniło się okazywane mi zrozumienie oraz przychylne stanowisko tutejszych władz świata artystycznego oraz prasy" - czytamy. Mimo krótkiego stażu pracy twórczej w tym miejscu, Górzyński mógł się pochwalić comiesięcznymi premierami, które dowodziły pracowitości całego zespołu. "W myśl mojej linii repertuarowej, wystawiamy dzieła o bezspornej wartości muzycznej, zrozumiałej i dostępnej jednak dla najszerszych mas" - tłumaczył dyrektor programowe wybory. Teatr nie miał być w myśl tego przywilejem dla nielicznych, ale instytucją otwartą na każdego. Stopniowe edukowanie publiczności poprzez bardziej dla niej jasne w odbiorze sztuki przygotowywało odpowiedni grunt dla prezentacji nieco trudniejszych dzieł "słowiańskich".
Dyrektor opery opowiadał też o kulisach i bolączkach swojej funkcji. Mieszkał w teatrze, sypiał w hotelu, ale mimo odpowiedzialnej roli życie osładzało mu zadowolenie z pracy w Poznaniu. "Przyczynia się do tego bez wątpienia atmosfera, wywołana wielką kulturą muzyczną Poznania i obyczaje tutejszego społeczeństwa, które za swój obowiązek uważa chodzenie do Opery. Poza tym cudowne po prostu wyposażenie teatru, doskonały - jedyny w Polsce - zespół pracowników technicznych, bardzo dobra orkiestra dają niespotykane gdzie indziej na naszym terenie warunki pracy" - zachwalał, dodając na koniec dobitne: "Lubię Poznań (...) i uważam go za najbardziej umuzykalniony ośrodek naszego kraju".
W obliczu tak ciepłych słów stanowiących, jak można mniemać, również zachętę dla tych, którzy przed chodzeniem do teatru jeszcze się wzbraniają, nie pozostaje nic innego jak w poczuciu obowiązku przejrzeć aktualny repertuar poznańskich teatrów. I tak, oczy nikogo nie mylą. "Zapiski z lamusa" niniejszym tekstem wkraczają w nowe! Przyglądać się będziemy już nie tylko dwudziestoleciu, ale też okresowi powojennemu. Ku poszerzeniu horyzontów i dla porównania, mając na uwadze zawirowania historii i specyfikę systemu.
Justyna Żarczyńska
* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025