Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Żadna zwiewna panna - dziewucha!

- Jedną z osób, które bardzo pomogły mi w grze na lirze był Robert Jaworski z Żywiołaka. Po naszym spotkaniu grałam na lirze bez ustanku przez pięć godzin! Ludzie podchodzili do mnie i pytali mnie, ile lat gram, a ja odpowiadałam: "chwilę!", bo właśnie wzięłam w ręce instrument - mówi Malwina Paszek*, multiinstrumentalistka, która w styczniu wydała nową płytę Dziewuchy.

. - grafika artykułu
fot. Beata Wencławek

Dlaczego "Dziewuchy"? To ukłon w stronę kobiet, dedykacja dla nich, czy to po prostu płyta o kobietach?

Myślę, że wszystkie te rzeczy po trochu. Tematem pieśni, które wybrałam, są historie o kobietach i ich różnych rolach w obrzędach tradycyjnych, w tym i weselach. Ważny był dla mnie także punkt widzenia i obserwacja tego, jak postrzegano kobiety i jakie miało to przełożenie w pieśniach - co im sugerowano, co kazano, a czego zakazywano.

Miałaś okazję uczestniczyć w żywych spotkaniach z tradycją, ze śpiewaczkami?

Tak, zdarzyło mi się spotkać ze śpiewaczkami z południowej Wielkopolski. Niektóre historie pamiętam jak przez mgłę, bo byłam dzieckiem, a inne pamiętam całkiem dokładnie. Szczególnie w pamięć zapadli mi śpiewacy z moich stron, czyli z powiatu krotoszyńskiego - jak pani Józefa Marciniak, która dwa lata temu odeszła. Miałam taki pomysł, że pojadę do niej i przypomnę się, żeby móc razem pośpiewać, ale niestety nie zdążyłam. Okazało się, że Pani Józefa trafiła nagle do szpitala. W tym czasie wytwórnia zdążyła wytłoczyć jej płytę, pokazać jej, a ona zaraz po tym umarła. Zdążyła zobaczyć swoje dzieło i odejść. Nie zdążyłam zaśpiewać z Panią Józefą, ale pamiętam ją z zeszłych lat, kiedy miałam takie fuszki jak: Potrzymaj mi dziewucho torebkę, idę na scenę.

Skąd w Twoim życiu wziął się folklor?

Wychowałam się w muzeach. Moja mama pracowała w muzeum regionalnym w Krotoszynie, a później w Zdunach i była też organizatorką różnych wydarzeń związanych z folklorem. Organizowała spotkania muzyków ludowych, zapraszała lokalne zespoły na festyny miejskie. Zależało jej, aby pielęgnować folklor lokalny - krotoszyński.

Od najmłodszych lat folklor był więc dla mnie czymś naturalnym. Nie miałam poczucia, że jest to coś dziwnego. Zawsze interesowała mnie muzyka ludowa. Z rodzicami jeździliśmy na różne festiwale folkowe, a i w Krotoszynie mieliśmy Folk fest. To wydarzenie zawsze przynosiło dużo dobrej muzyki i inspiracji. Oprócz tego zajmowałam się muzyką od najmłodszych lat, ucząc się w szkole muzycznej. Folklor był zawsze obok i tak już mi zostało.

A lira?

Lira przyszła w pewnym momencie. Dość często jestem pytana, kiedy i dlaczego, a ja nie do końca wiem. Prawdopodobnie stało się to wtedy, kiedy kończąc szkołę muzyczną I. stopnia, dostałam płytę, na której była mieszanka różnych rzeczy. Była też tam muzyka dawna i utwór, który bardzo mnie zafascynował. Po jakimś czasie okazało się, że to co podoba mi się w nim najbardziej to brzmienie liry. Potem szukałam już inspiracji w folkowych i neofolkowych zespołach. Jedną z osób, które bardzo pomogły mi w grze na lirze był Robert Jaworski z Żywiołaka. Po naszym spotkaniu grałam na lirze bez ustanku przez pięć godzin! Ludzie podchodzili do mnie i pytali mnie, ile lat gram, a ja odpowiadałam: "chwilę!", bo właśnie wzięłam w ręce instrument. W szybkim odnalezieniu się z lirą na pewno pomogła mi gra na klawiszach (wtedy grałam w szkole muzycznej na fortepianie) oraz instrumentach smyczkowych - altówce i skrzypcach.

Słuchając Twojej płyty, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że lira tworzy bardzo spójną narrację z głosem.

To jest bardzo ciekawy temat. Lira jest instrumentem samowystarczalnym. Komplementarność jej brzmień sprawia, że nie lubi towarzystwa innych lir, ale znakomicie odnajduje się w towarzystwie innych instrumentów.

Lira swoje początki miała w szkołach przyklasztornych zachodniej Europy. Stanowiła udoskonalenie monochordu. Początkowo była instrumentem obiegowym, pomagającym się uczyć, a dopiero później stała się instrumentem "pełnoprawnym". I to prawda, że z głosem łączy się naprawdę dobrze. Dowodem tego są chociażby przykłady z muzyki wschodu. W tych pieśniach lirę wykorzystuje się bardziej jako tło - burdon, a ja lubię połączyć te wszystkie techniki i po prostu bawić się wszystkimi elementami. Często próbuję takich sonorystycznych brzmień i staram się szukać interesujących rozwiązań artykulacyjnych związanych z muzyką współczesną.

Miałam ciekawą przygodę podczas warsztatów improwizacji lirniczej. Wraz z naszym instruktorem - wirtuozem liry, Matthiasem Loibnerem, spędziliśmy tydzień w Czechach, odkrywając lirę na nowo. To była wspaniała sprawa, ponieważ wtedy odkryłam jeszcze wiele rzeczy. Tygodniowa nauka improwizacji, poznawania instrumentu i wchodzenia w relacje z innymi lirami sprawiły mi mnóstwo satysfakcji. Elementem wieńczącym te warsztaty był koncert. Każdy z uczestników warsztatów znajdował się w innym miejscu. My, wraz z koleżanką z Belgii, byłyśmy w miejscu przypominającym studnię. Matthias powiedział wtedy do mnie: "Wykorzystaj trzy burdony i zaśpiewaj, rób to co uważasz!". I wtedy dopiero poczułam, jak to brzmi! To było niesamowite. Stwierdziłam, że te warsztaty pięknie otworzyły mi głowę i uświadomiły, jak wielu rzeczy nie wiedziałam jeszcze o tym instrumencie.

Na Twojej płycie, oprócz głosu i liry, w tle wybrzmiewa także elektronika. W środowisku muzyki tradycyjnej często pojawia się dyskurs o reinterpretacji materiału źródłowego. Jak Ty się w nim odnajdujesz? 

Wydaje mi się, że ludzie którzy wykonywali utwory, do których ja teraz nawiązuje już wtedy - w XIX wieku - dołożyli do tego swoją cegiełkę interpretacji, pamiętając melodię lub tekst w określony sposób. Staram się przetwarzać ten materiał i się nim bawić. Nie zważam na to, co kto powie, lecz robię to tak, jak czuję. Elektronika jest najbardziej wyrazista w utworze kujawskim - Chodziła Maniusia. Bawię się tam efektami gitarowymi. Ta pieśń jest rodzajem klątwy. Dziewczyna, która w niej śpiewa oczekuje, że będzie tą jedyną i życzy sobie, żeby jej ukochany połamał nogi, a wraz z nim jego koń i to właśnie się dzieje. Pomyślałam, że taki mocny akcent w postaci ściany dźwięku świetnie odnajdzie się w narracji tego utworu. W tej pieśni tej wszystko toczy się bardzo wolno, wręcz ekstatycznie. Lubię gdy udaje mi się stworzyć utwór, który nie jest ani smutny, ani wesoły. Lubię taki stan w ogóle.

Na płycie prezentujesz pieśni z kilku regionów etnograficznych Polski.

Pojawiają się melodie zarówno z Kujaw, Wielkopolski, Pałuk jak i Lubelszczyzny.

Kujawy, Wielkopolska i Pałuki to dosyć bliskie regiony etnograficzne. Skąd w tym zestawieniu wzięła się Lubelszczyzna?

To jest nawiązanie do moich pierwszych fascynacji pieśniami. Kilkanaście lat temu eksplorowałam stronę wschodnią, a pieśni białoruskie były jednymi z moich ulubionych. Białoruś ma w sobie tę dzikość i nieokrzesanie, które podobają mi się wyjątkowo. Nie mówię o tym w znaczeniu pejoratywnym, tylko cieszę się, że udało się to utrzymać zarówno w kontekście obrzędowym, jak i takim bardzo tajemniczym. Jest tam dużo przyrody, nawiązywania do śpiewy ptaków i wsłuchiwania się w przestrzeń.

Co było najtrudniejsze w czasie nagrywania Dziewuch, a co dawało Ci najwięcej satysfakcji?

Trudno było pogodzić różne inne obowiązki związane z koncertowaniem, prowadzeniem warsztatów i rozpoczęciem prac w Domu Tramwajarza, ponieważ zajmuję się tam stroną graficzną, promocją i koordynowaniem wielu wydarzeń. Musiałam znaleźć czas, żeby zająć się tym miejscem, jak również czas na nagrywanie płyty. Część utworów, miało już swoją premierę podczas moich wcześniejszych koncertów, a część powstała wyłącznie w czasie stypendialnym. Szukając pieśni, sporo czasu spędziłam w bibliotekach i to sprawiło mi mnóstwo frajdy. Wynosiłam materiały z różnych badań terenowych i zapisywałam sobie najciekawsze dla mnie tematy muzyczne.

Trudna okazała się dla mnie kwestia pogodzenia działań i finalizowania projektu, ponieważ pierwszy raz wydawałam płytę. Z pewnych rzeczy musiałam zrezygnować. Płyta miała pachnieć bergamotką, ale myślę że ostatecznie będą tak pachnieć koncerty. Albo wszyscy dostaną earl greya, albo osobiście będę rozpylać zapach bergamotki w salach koncertowych!

Próby wydawnicze również zabrały mi sporo czasu. Płyta została wydana przez Fundację Korba, której jestem współzałożycielką. Te wszystkie działania związane z promocją i dystrybucją płyty spoczywają na moich barkach. Nie jest to jednak dla mnie problemem, ponieważ chcę się tego uczyć i w przyszłości wydawać płyty artystów, których muzyka będzie po prostu ciekawa.

Koncertujesz w czerwieniach i na okładce płyty też pojawiasz się ubrana na czerwono. Czerwień to temat rzeka dla kultury tradycyjnej. Dla Ciebie również ma wartość symboliczną?

To jest mój ulubiony kolor. Dobrze się w nim czuję. To ubranie, które przygotowała dla mnie moja koleżanka, Agnieszka Wajzer-Nowak. Miało być kostiumem, czymś pomiędzy żeńskim a męskim strojem. Nie chciałam występować w żadnej sukni, być zwiewną panną...

...tylko dziewuchą?

Bardziej "dziewuchem". Lubię występować w garniturze. Nie chodzi tutaj tylko o komfort, lecz o to, że chcę być traktowana poważniej. Uważam, że jako kobiety nie zawsze jesteśmy traktowane tak samo poważnie jak mężczyźni. Mam wrażenie, że strojem możemy to trochę zamanifestować.

Kolor czerwony w kulturze tradycyjnej związany jest z wieloma obrzędami. A ja po prostu czuję się w nim pewnie i swobodnie, a poza tym lubię prostotę i minimalizm.

Który utwór z płyty jest Ci najbliższy?

Zwykle, kiedy myślę o pieśniach tradycyjnych, to myślę o tych najnowszych w moim repertuarze. W tym przypadku jest to Ty kaczmarski synie. To utwór bardzo "katharsisowy". Jeśli wykonywałam go wcześniej koncertowo, to zawsze na koniec, ponieważ nie byłam już w stanie nic po nim powiedzieć.

Dobranoc, kochanko to bardzo "dziewuchowa" historia. Próba sił między ustaleniami a społecznymi oczekiwaniami wobec kobiet. Widać to w warstwie tekstowej, a wokalnie odważyłam się tam na pewnego rodzaju eksperymenty i śpiewam trochę innym głosem. Ważne jest dla mnie to, aby pieśni tradycyjnych nie wykonywać tylko i wyłącznie białym głosem. Wciąż eksperymentuje, ponieważ śpiew biały to dla mnie trochę za mało i szukam jakiegoś dobrego rozwiązania.

Gdzie możemy usłyszeć i kupić Twoją płytę?

Płytę można już odsłuchać na niemalże wszystkich serwisach streamingowych. W formie albumu CD płytę można kupić w Domu Tramwajarza. Na pewno będzie jeszcze opcja kupienia płyty w sklepach internetowych, a póki co można odezwać się do mnie albo do fundacji Korba.

Rozmawiała Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

*Malwina Paszek - multiinstrumentalistka (lira korbowa, akordeon, marimba, cytra i fortepian, fujara słowacka), śpiewaczka, koordynatorka działań w Domu Tramwajarza. Stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury na rok 2021, w ramach którego wydała płytę "Dziewuchy".

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022