Rok temu, w październiku, dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu, Tomasz Łęcki, i dyrektor Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki, Taras Voznyak, podpisali memorandum o współpracy. Możemy być pewni, że planowane wówczas przedsięwzięcia wystawiennicze były zupełnie inne od wystawy, którą dziś oglądamy w MNP. UNESCO w ostatnich dniach (stan na 28.11.2022) ogłosiło, że podczas wojny w Ukrainie uszkodzeniom uległo 221 istotnych dla dziedzictwa kulturowego miejsc, w tym 10 bibliotek, 17 muzeów, 18 pomników, 78 budynków o znaczeniu historycznym i/lub artystycznym oraz 98 miejsc kultu religijnego. Niszczenie obiektów historycznych jest zaliczane do zbrodni wojennych i stanowi przy tym pogwałcenie "Konwencji haskiej o ochronie dóbr kulturalnych w razie konfliktu zbrojnego" ratyfikowanej w 1954 roku. To dewastacja dziedzictwa kulturowego tak Ukrainy, jak i całego świata.
Malczewski to jeden z najważniejszych malarzy reprezentujących nurt symbolizmu. Artysta mawiał, że "maluje tak, by Polska zmartwychwstała" i w istocie w swojej sztuce propagował romantyczne idee narodowej martyrologii i patriotyzmu. W dużej mierze inspirował się polskim folklorem, w swoich dziełach odwoływał się także do wątków biblijnych i mitologicznych, czerpiąc przy tym z historii. Znamienitą część jego oeuvre tworzą także portrety i autoportrety, które także możemy oglądać w ramach prezentowanej lwowskiej kolekcji.
Prace zostały umieszczone w przestrzeni pomiędzy dziełami z kolekcji sztuki nowoczesnej, na pierwszym piętrze. Lwowska kolekcja dzieł Malczewskiego stanowi niejako lustrzane odbicie zbiorów, które na co dzień możemy oglądać w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Jak zaznacza kurator wystawy, Paweł Napierała, w rozmowie z Justyną Żarczyńską: "Głównym punktem wystawy nie jest interpretacja dzieł Malczewskiego. Ważne są natomiast pytania, jakie on zadawał, czyli pytania o rolę artysty, współcześnie też o rolę muzealnika, o ich rolę wobec historii, narodu, dziedzictwa, sztuki. Na drugi plan schodzi rozmowa o symbolizmie, fantazji i wszelkich tego typu rzeczach (...). Ta wystawa ma być lekkim wyłamaniem z konwencji przedstawiania obrazów Malczewskiego. Ma zwrócić uwagę na niepewność tego bycia w miejscu."
Autorem plakatu promującego wystawę jest Marcin Markowski, a za aranżację dzieł odpowiada Wojciech Luchowski. Minimalizm czarno-białej grafiki przygotowanej przez Markowskiego doskonale koresponduje z surowym porządkiem wystawy wykreowanym przez Luchowskiego. Już przy wejściu do Muzeum zauważamy ogromne, żółte skrzynie, w których przetransportowano obrazy, natomiast w przestrzeni samej wystawy - drewniane skrzynie i puste, zaklejone gabloty.
Nie wszystkie dzieła zaprezentowano w tradycyjny sposób, czyli zawieszone na ścianach. Jedno, nieodpakowane płótno zostało oparte o ścianę, obraz Chrystus w Emaus wciąż znajduje się w skrzyni transportowej - to niejako zaburza percepcję całej wystawy jako klasycznej prezentacji malarskich dzieł Malczewskiego, ale o to właśnie chodzi. W centralnym punkcie ekspozycji znajdują się gazetki dokumentujące prace nad projektem i proces transportu dzieł sztuki, można też poczytać o samych płótnach artysty i dominujących w nich motywach. Obrazy zgromadzono na stosunkowo małej przestrzeni, wskutek czego sam proces percepcji jest bardzo gęsty, ale surowe zabiegi w postaci kumulacji transportowych skrzyń, zaklejonych gablot czy czarno-białej gazetki pozwalają na wizualne rozbicie całej wystawy i wysyłają sygnał ostrzegawczy - coś jest nie tak.
Towarzysząca wystawie gazeta, funkcjonująca jako nośnik informacji, pozwala na poznanie szerszego kontekstu, ale nie odpowiada na przytaczane przez kuratora pytania: o rolę artysty, muzealnika, dziedzictwa kulturowego w czasie wojny. Owszem, widoczne są paralele pomiędzy dramatyczną historią Polski przekładaną na płótno przez Malczewskiego a obecną sytuacją w Ukrainie; w tekście towarzyszącym wystawie czytamy o tym, że twórczość malarza, która funkcjonuje jako świadectwo i krytyczna analiza naszej historii, dziś staje się również "świadkiem doświadczającym barbarzyństwa wojny". W tym samym tekście pada jednak niebezpieczne sformułowanie porównujące symboliczną podróż prezentowanych obrazów do "wojennej tułaczki w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia" ukraińskich uchodźców. Ta analogia jest mało zasadna, albowiem zarówno my (widzowie), jak i osoby odpowiedzialne za opracowanie koncepcji wystawy występujemy w uprzywilejowanej roli obserwatorów.
Naszą rolą nie jest wyłącznie snucie refleksji o losach dziedzictwa kulturowego w czasie wojny, a raczej uświadamianie i edukowanie. W wystawie Idę w świat i trwam zabrakło tego, czego nie sposób dojrzeć w pociągnięciach pędzla Malczewskiego - bezwzględnych danych. Na stronie Instytutu Europy Środkowej w kwietniu tego roku opublikowano szczegółowy artykuł Ochrona dziedzictwa kulturowego Ukrainy w czasie wojny wskazujący m.in. obwody, które najbardziej ucierpiały wskutek zbrodni wojennych wyrządzonych przez rosyjską armię ukraińskiemu dziedzictwu kulturowego (są to obwody: charkowski, doniecki, kijowski, czernihowski, ługański, sumski). Podkreślono w nim rolę wolontariuszy, którzy, udostępniając własne samochody czy autobusy, w znacznym stopniu pomogli w ratowaniu dziedzictwa kulturowego. Opisano także sposób działania Sztabu Ratowania Dziedzictwa, Muzealnego Centrum Kryzysowego czy wreszcie międzynarodowego projektu "Saving Ukrainian Cultural Heritage Online" - ponad tysiąc programistów, archiwistów, badaczy i bibliotekarzy pracowało i wciąż pracuje nad archiwizacją obiektów dziedzictwa kulturowego Ukrainy.
To konkretne działania, o których warto i należy wspominać. Półtorak mówi, że w muzeum "mamy naprzeciw siebie dwie ekspozycje - poznańską i lwowską - które się sobie przyglądają". Ale w tym wszystkim jest pewne "ale". "Poznański" Malczewski jest bezpieczny, jest u siebie, a "lwowski" przybył do nas, szukając schronienia. Ta czasowość i niepewność płynąca z kontrastowego zestawienia kolekcji poznańskiej i lwowskiej nie pozostaje bez znaczenia, jednak skłania do bardziej ogólnej refleksji. Surowość aranżacji wystawy zaprojektowanej przez Luchowskiego mogłaby przecież znaleźć potwierdzenie w prostych danych: liczbach. Ile dzieł wywieziono z Ukrainy? Ile zabytków zostało częściowo zniszczonych? Ile straciliśmy bezpowrotnie? Które miasta ucierpiały najbardziej? Dopiero odpowiedzi na te pytania pozwolą na rozpatrywanie najnowszej wystawy w Muzeum Narodowym w kontekście czasowości i niepewności.
Klaudia Strzyżewska
- wystawa Idę w świat i trwam
- kurator: Paweł Napierała
- Muzeum Narodowe
- czynna do 31.03
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022