Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Ach, te czułe przedmioty!

Malarstwo Witolda Ogórkiewicza na wystawie Widoki nierzeczywiste odkryte odsłania przed obserwatorem podwójną naturę przedmiotówpostrzeganych dziś w humanistyce z perspektywy nowego materializmu i teorii afektów. Artysta ideowo rezygnuje z obciążenia obiektów istotnością, ujmując im zdolności do wskazywania na historię sztuki i kultury. A jednak jego kompozycje, zbierające wycinkowo rzeczy i miejsca aż nazbyt trywialne, posiadają jakby wręcz konkretny adres o wyrazistym, intensywnym posmaku lokalności. W tym przypadku jest to poznańskość w jej wariancie codziennym - krajobrazów, wnętrz i przedmiotów kojarzonych z klasą ludową.

/ - grafika artykułu
fot. mteriały Galerii Jerzego Piotrowicza pod Koroną

Maurizia Boscagli w Stuff Theory (Teoria rzeczy: obiekty codzienności, radykalny materializm) tytułowymi stuff, czyli rzeczami, określa "materię codzienności ze stylem, dostępną zmysłom podmiotu, a wyprodukowaną przez praktykę estetyczną"*. Efekty tej "utowarowionej i estetycznej wersji materialności", "materii postrzeganej jako siły", co "wciąga nas w codzienność", możemy śledzić poprzez różne sieci przepływowe - władzy, ekonomii, technologii, nauki, afektów, kolektywu i jednostki. Niekanoniczne, nihilistyczne "martwe natury" Ogórkiewicza zdają się wypadkową takich relacji. W zasadzie każdy ma w swoim mieszkaniu podobne do tych z jego obrazów widoki, które są tylko po części przez nas kontrolowane. Jak to ujmuje Boscagli - "[Zbiór] rzeczy jest niestały, wielorazowy, stworzony z elementów złożonych razem poprzez sieci władzy i znaczenia, natykających się na siebie przez przypadek, tymczasowo tworząc całość przez powinowactwo". Czy zatem tkwimy w głębokim i sennym, czasem wręcz upiornym uwikłaniu w kowadła czegoś, czego zimnych reguł zdajemy się wcale nie dostrzegać?

Niekoniecznie! W odbiorze skrajnie nieludzkiego (czy może raczej posthumanistycznego) malarstwa Ogórkiewicza nie chodzi o to, aby poczuć, że obecne w nim rzeczy nas usilnie wiążą, boleśnie przytłaczają, czy zachowawczo utwierdzają w poczuciu wyobrażonej tożsamości. Nie idzie również o to, że delikatne piękno indywiduum bywa tłamszone przez brutalną brzydotę opresyjnej zbiorowości, ani o dumania o uwiązaniu w zamrażające inwencję i aktywizm restrykcje sformatowanego funkcjonowania w społeczeństwie. Zaangażowanie się w twórczość tego antyelitarnego, inkluzywnego poznańskiego artysty wymaga raczej, abyśmy jako ludzie porzucili chorobliwe zafiksowanie na relacjach władzy, a także szkodliwe i mistyfikujące, filozoficzne widzenie spraw egzystencjalnych. Odrzućmy też lepiej przywiązanie do perspektywy humanoidalnej, aby zaprzestać wreszcie tak sztucznego i naiwnego w swej istocie rozdzielania materii na podmioty i przedmioty. Porzućmy trwożliwe myślenie o paraliżującym tkwieniu w szponach foucaultowskich dispositif (mechanizmów podtrzymujących struktury społeczne władzy). Ogórkiewicz podsuwa nam zgoła nieeskapistyczne wyzwolenie, ucieczkę przez szczeliny materii w jej kłącza, opartą na bezrefleksyjnym zapadnięciu się w fizycznych właściwościach świata ludzkiego i pozaludzkiego. Pesymista powie: "to uprzedmiotawianie człowieka", optymista uzna: "to upodmiotowienie rzeczy"!

Nasz ciężki stuff wcale nas nie wiąże

Witold Ogórkiewicz swoje stuff gromadzi na obrazie ostentacyjnie przypadkowo, zbierając rzeczy zebrane z pola widzenia. Cóż jednak za dziwne możemy wyczuć w tych kompozycjach napięcie! Jego przypadkowe kadrowanie materii ujawnia krnąbrną egzystencję rzeczy martwych, bo tylko jakby nieludzkie spojrzenie pozwala uchwycić to jakże obce nam życie. Gdybyśmy chmurnie rzekli, że rządzi tą naszą i interpretowaną przez malarza codziennością konsumencki, towarowy kapitalizm, zabrzmielibyśmy jak starszy jegomość w workowatym garniturze, co utknął w przykurzonych już, historycznych kategoriach uwikłania rzeczy i osób. W nowym materializmie zmienność hybrydalnej materialności staje się jej wielce cenioną wartością, a charakterystyczna dla niej potencjalność zdarzeń (czy natknięć na obiekty, wraz ze związanym z tym spontanicznym zachwytem), oraz jej plastyczna i transformująca siła zbliżają nas do odkrycia nieznanych dotąd możliwości partycypacji. To relacje oparte na zgoła innej optyce, wedle której możemy uciec dotychczasowej, sztywnej i sztucznej hierarchii, stając się quasi-podmiotem, podczas gdy rzeczy będziemy postrzegać już quasi-przedmiotowo.

Banalność skonsumowanego konsumenta

To nowoczesno-posthumanistyczne spojrzenie jest też obecne u związanego z Poznaniem duetu artystycznego Inside Job, który współtworzą Ula Lucińska i Michał Knychaus. W swoich postapokaliptycznych instalacjach podejmują kwestię przyszłości, gdy po zmierzchu antropocenu będą miały szansę narodzić się nowe, nieoczekiwane byty, kiełkujące na bazie gnijących, odrzuconych czy zużytych rzeczy martwych. Ich fantastycznonaukowa narracja zakłada, że w przyszłości potencjalnie możliwe jest zaistnienie pozaludzkiej ewolucji na bazie martwego środowiska, pozostawionego po zmierzchu bioróżnorodności, gdy już wyginie gatunek homo sapiens, pozostawiając za sobą pejzaż wysypisk i zdegradowanej przez ludzkość natury. Te byty będą wykwitać w krajobrazie zgoła nam obcym, a zarazem jakże bliskim tym widokom, od których z przerażeniem odsuwamy dziś wzrok.

Ogórkiewicz w tłach przypadkowych kompozycji zbiera ułomki rozlatującej się, gnijącej, lokalnej secesji, nieokrzesanie postsocrealistycznej wielkiej płyty, czy (jakże szybko starzejące się w stosunku do tych poprzednich) wizje późniejszej nowoczesności, która doskonale oddaje proste, polskie wyobrażenia o wspaniałościach Zachodu, o dogananiu demokratycznej Europy. A jednak malarz ten nie odrzuca, lecz spokojnie zbiera, kumuluje te wycinki rzeczywistości. W stare przestrzenie wsuwa niegdyś nowe (a dziś już bardzo stare) obiekty. Najszybciej z tego wszystkiego starzejącym się sprzętom elektronicznym każe dalej trwać na straży eklektyzmu obecnego w mieszkaniach klasy ludowej. To oczywiście jedna z interpretacji. Podobnie jak w przypadku zgniecionych puszek po piwie, urastających u artysty do rangi dawnych, zacnych tematów typu "kiść winogron, półmisek owoców i świnia z jabłkiem".

Z pomocą przedmiotów stajemy się podmiotami

U Ogórkiewicza granice, krawędzie, kontury przedmiotów martwych wyznacza lekko drżąca, niespokojna linia. Z jednej strony podkreśla mechanizm widzenia świata przez człowieka - tego, że nasze oczy stale wykonują nieświadome i nieodczuwalne ruchy sakkadowe. Boscagli w podobnym tonie pisze, że nasz "aparat percepcyjny odrzuca hierarchiczną separację somy i materii". Z drugiej strony malarz wskazuje na "radykalnie obcy (bez)ład rzeczy", na nowe porządki materii. Niby to my tu wszystko rozrzuciliśmy, a jednak to one, rzeczy, zaczęły w tym dziwnie dobrze i na własny sposób trwać, mając na zrębach naszego chaosu mocne używanie. Odczucie, że te obrazy są tak bardzo poznańskie, wiąże się z naszymi wyobrażeniami o Poznaniu dawnym i dzisiejszym. Ogórkiewicz za każdym razem dotyka przestrzeni eklektycznych, w których nowe porządki i "usprawnienia" brutalnie wkraczają w to, co zastane. Jego malarstwo to rodzaj świadectwa gwałtu dokonanego na przeszłości, w imię myśli zgoła dziś nieczytelnych. Ktoś mógł pomalować ścianę. Jakiś ancymon zepsuł przestrzeń wspólną bardzo złymi decyzjami. A deweloper wybudował architektoniczny koszmarek, z którego szyderczo śmieje się pół miasta. Co zrobić w zabałaganionym, współczesnym polskim mieście z długą historią i dużą liczbą mieszkańców? Miast płakać, że wszystko jest tak niedopasowane i bałaganiarskie, można to skomentować jednym, jakby niestarannym kadrem na świat rzeczy z różnych czasów i porządków.

Obrazy Ogórkiewicza są też szalenie niemodne w swym wymiarze antyestetycznym.Paleta kolorów to mieszanka oddająca osobliwość gustów nieokrzesanych - a więc tej nieszczęsnej miejskiej pastelozy, krzykliwych i przypadkowych kolorów zewnętrznych i wewnętrznych. Na naszych oczach ostre kolory wpadają w drżące kontury niczym gorąca ciecz wlewana w fajans, którego szkliwie pęka pod wpływem wysokiej temperatury. A jednak już za kolejnym razem, gdy znów zdecydujemy się skorzystać ze staromodnego naczynia po dziadkach, nie wyda ono jęku. Zaakceptuje nowe, osobliwe przeznaczenie. Podobnie jest z nieoczywistym, wymykającym się kategoryzacji malarstwem Ogórkiewicza. Ale bardzo przy tym proszę - nie wpisujmy go w wyślizgane przez Wilhelma Sasnala koleiny polskiego hiperrealizmu! Zresztą, w tym lokalnym, specyficznym przypadku nie będzie ładnie i będzie nas bolało. Po kilku nieprzyjemnościach te obrazy tylko na trochę zadomowią się w naszych wnętrznościach - niczym zalążek Obcego, który rozerwie nam klatkę piersiową na strzępy w przypływie kolejnego ataku inspiracji. Eksplodującej z nieutemperowanych emocji towarzyszących sztuce (post)ludowej Witolda Ogórkiewicza.

Marek S. Bochniarz

* tłumaczenia z cytowanej książki w przekładzie własnym autora

  • wystawa prac Witolda Ogórkiewicza Widoki nierzeczywiste odkryte
  • Galeria Jerzego Piotrowicza Pod Koroną
  • wstęp wolny
  • czynna 3-21.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021