Kilkukrotnie miałam przyjemność spędzić z nią krótką chwilę, zainicjowaną przez Spotify i jego playlistę "polska alternatywa". Pamiętam jak przez mgłę, że te momenty wzbudziły we mnie więcej, niż mogłabym się spodziewać (zawsze dość sceptycznie podchodziłam do "algorytmowych" propozycji). Dlaczego zatem przez tyle czasu nie wyszłam jej naprzeciw?
Nie wiem, ale pozwólcie mi myśleć, że tak właśnie miało być - koniec nieznajomości miał oficjalnie wydarzyć się w miniony niedzielny wieczór w Tamie, kiedy to Kaśka Sochacka powróciła do Poznania na koncert wieńczący jej trasę. Wydarzył się i wiecie co? Było pięknie.
Od wybranego na otwarcie Jeszcze, z powolnym, może nawet trochę tajemniczym początkiem, przez przyjemnie drażniące gitarowym brzmieniem Znów jestem w punkcie, który dawno minęłam, do wyśpiewywanej przez publikę Wiśni i bisowego Z soboty na niedzielę. Mieszanka alternatywnego popu z elementami jazzu i mocnym osadzeniem w przepuszczonej przez filtr kaśkowej wrażliwości i talentu poezji śpiewanej, to jest, proszę państwa, miks doznań, których dziś potrzebujemy.
Jaka jest twórczość Sochackiej? Nostalgiczna, czuła, refleksyjna, ale i (szczęśliwie) niepozbawiona także nieco bardziej wyrazistego oblicza. Próżno szukać w niej sztampy, ckliwości i nadmuchanej słodko-gorzkości. Jej muzyka jest jedną z tych, które zatrzymują - narracją, składem, energią, klimatem. W przeciwieństwie do tekstów, które w pewnym momencie zaczęły być odrobinę nużące (o tym więcej za chwilę), w warstwie muzycznej jej utworów można się zatracić. Rozkładanie ich na części pierwsze, poszukiwanie ich prawdziwej istoty, sedna, a nawet porównywanie ich drogi, którą pokonały z koncertu na koncert, a którą zaobserwować możemy śledząc wcześniejsze nagrania live (lub rozmawiając z podążającymi za nią wielbicielkami, czego udało mi się akurat doświadczyć osobiście) - każdy z tych kroków pokaże nam jak na dłoni - Kaśka umie. Kaśka wie, o co jej chodzi, czuje, co jest dla niej najważniejsze i potrafi stworzyć przestrzeń, w której wybrzmi to tak pięknie, jak tylko jest to możliwe.
Głos artystki polubiłam za składające się na niego kontrasty. Jasny i mocny, potrafi brzmieć także czuło i subtelnie. Nie męczy (ani on nas, ani ona siebie nim, co jest też dowodem na jej bardzo dobrą technikę), ale z sukcesem skupia na sobie naszą uwagę. Barwowo Kaśka przypomina mi nieco Ofelię, której głos również znajduje się w czołówce najciekawszych i najwyżej ocenianych przeze mnie głosów młodych, polskich wokalistek. Zespół - spójny, równy, zgrany, świetnie czuł swoją energię i znał swoją rolę. Bardzo ciekawa jestem ich kolejnych odsłon, zwłaszcza aranżacyjnych i zwłaszcza tych utworów, które najbardziej zapadły mi w pamięć, takich jak chociażby wspomniane już Jeszcze.
Życzenia? Chętnie posłuchałabym Sochackiej opowiadającej historie nieco inne, niż te, których dominantą jest brak - bliskości, zrozumienia, miłosnego spełnienia... (Z drugiej strony - może to tylko ja to tak odebrałam, może dla Was one były o czymś innym?...). Jej tekstom z pewnością nie można odmówić trafności, pewnego rodzaju wysublimowania i zawsze cennego, uniwersalnego przekazu i choć zdecydowanie wyróżniają się na tle miałkich, skleconych naprędce wersów, atakujących nas z każdego medium, czegoś mi jednak zabrakło. Przez pierwszą połowę koncertu przyjmowałam je bez zastrzeżeń, im bliżej jednak końca, tym bardziej żałowałam, że w temacie opowieści, to już koniec, this is it, nic więcej się nie wydarzy. Wiem, że w Sochackiej tkwi moc snucia opowieści różnorodnych i nieoczywistych; mam więc nadzieję, że w przyszłości zdecyduje się tę moc jeszcze bardziej wykorzystać. Niech idzie jeszcze dalej, głębiej, niech stawi czoła nieznanemu, nada temu kształt, udźwiękowi i pozwoli wybrzmieć. Czekamy na to. Bardzo!
Marta Szostak
- Kaśka Sochacka
- Tama
- 7.05
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023