Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Ze spokojem

Charakterystyczny budynek przy ul. Grunwaldzkiej 222 niektórzy poznaniacy i poznanianki mogą pamiętać jako hotel. Obecnie, po wielu latach nieużytkowania, miejsce wraca na mapę miasta jako ośrodek kulturalny Ufff. O jego idei opowiedzieli współtwórcy, Dominika Mądry i Hubert Karmiński.

Cztery osoby, dwóch chłopaków i dwie dziewczyny, stoją w wyluzowanych pozach, a za nimi widać długi korytarz przyszłej galerii Uff. Jeden z chłopaków trzyma w ramionach czarno-białego pieska. - grafika artykułu
Hubert Karmiński, Agnieszka Dubilewicz, Dominika Mądry i Kamil Kadziszewski, fot. Grzegorz Dembiński

Do tej pory na Grunwaldzie odbywało się niewiele inicjatyw kulturalnych. Jednak to właśnie ta dzielnica towarzyszy Wam od samego początku. Pojawiła się już w nazwie wniosku w miejskim w konkursie dla organizacji pozarządowych. Dlaczego zdecydowaliście się na Grunwald?

Dominika Mądry: Stwierdziliśmy, że na Grunwaldzie mało się dzieje, a zależy nam, aby docierać z kulturą poza ścisłe centrum. Mam poczucie, że Poznań jest mocno skupiony w jednym miejscu. Chcemy nauczyć poznaniaków i poznanianki, że na wydarzenia kulturalne można też jeździć gdzie indziej. Stąd też początkowa nazwa naszego projektu, czyli Blisko - niby jesteśmy dalej, ale nietrudno do nas dojechać. Obawialiśmy się, że ludzie tutaj nie trafią przez odległość od centrum, ale jest odwrotnie - usłyszeliśmy, że czekali, aż będzie można wyściubić nos poza Stary Rynek i Zamek.

Hubert Karmiński: Mam wrażenie, że poznaniacy i poznanianki są strasznie rozleniwieni. Wydaje nam się, że wszystko, co znajduje się poza Jeżycami, Wildą czy Łazarzem, jest na końcu świata. A jak pojedzie się do innego miasta, to te dystanse okazują się dużo większe. Do Ufffa można dostać się w 10 minut tramwajem z ronda Kaponiera. Mimo że oddaliliśmy się od pierwotnej destynacji, bo wcześniej planowaliśmy to miejsce otworzyć kilka przystanków tramwajowych bliżej, to nadal jest ono łatwo dostępne. Dobrze jest otworzyć się na nową dzielnicę, bo te, o których wspominałem, już się trochę wyeksploatowały. Przyda nam się więcej oddechu i nowych terenów zielonych.

Czy był już jakiś odzew mieszkanek i mieszkańców Grunwaldu?

H.K.: Tak. Na początku do Ufffa przychodzili głównie mieszkańcy i mieszkanki tej dzielnicy. Dużo osób mówiło nam, że czekali, aż coś się wydarzy w budynku, gdzie jest nasza siedziba. Od wielu lat jest pustostanem. Chodziły plotki, że ma zostać wyburzony lub wyremontowany, ale ostatecznie stoi niewykorzystany. Zdecydowaliśmy się porwać z motyką na słońce i otworzyć tutaj działalność. Nie jest to zbyt łatwe, bo borykamy się z wieloma problemami pustego budynku i ludźmi, którzy chcą go penetrować. Jeżeli wyszuka się tę miejscówkę w internecie, to okaże się, że dużo osób uprawia tutaj urbex (Aktywność polegająca na odkrywaniu i badaniu opuszczonych, zamkniętych miejsc - przyp. red.). Do nas na szczęście nikt się nie wdarł, czujemy się tutaj bezpiecznie, ale budynek wzbudza spore zainteresowanie, niekoniecznie ze względu na to, że dzieje się w nim kultura.

D.M.: Odzywają się do nas mieszkańcy i mieszkanki Grunwaldu, którzy chcieliby działać w Ufffie. Naszą misją jest dotarcie do jeszcze większej liczby osób i zachęcenie ich do przychodzenia tutaj i spędzania czasu wolnego. Pod koniec czerwca organizujemy wydarzenia na początek wakacji, a wśród nich piknik sąsiedzki. Planujemy aktywizować lokalną społeczność.

Jak wiele pracy wymagało przygotowanie tego miejsca do użytku?

D.M.: Bardzo wiele! Wszystko robimy własnymi siłami. Obecny stan Ufffa to efekt wspólnej pracy naszego kolektywu.

Kto poza Wami wchodzi w jego skład?

D. M.: Miejsce to współtworzą Agnieszka Dubilewicz, Ula Kijak, Marta Tworkiewicz i Kamil Kadziszewski, który jest tu naszym specem od remontów i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Nie dalibyśmy też sobie rady bez wsparcia naszej siatki przyjaciół. Przestrzeń Ufffa była podzielona na dwie części, między którymi rozwalaliśmy ściany. Poza tym usunęliśmy grzyb i wywalczyliśmy podłączenie mediów. Za nami trzy tygodnie intensywnej pracy, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że wchodzimy w pustostan i trzeba będzie zakasać rękawy. Jestem dumna z naszej ekipy! Po otwarciu dostaliśmy super feedback dotyczący obecnego wyglądu tego miejsca. Jeszcze mnóstwo pracy przed nami, ale podchodzimy do tego na spokojnie.

Co wiąże się z Waszą nazwą. Do czego jeszcze nawiązuje Ufff?

D.M.: Wszyscy robimy to po godzinach, w ramach pracy społecznej, bo na działania Ufffa dostaliśmy nieduży grant. Nie chcemy się eksploatować, ale tworzyć miejsce, w którym czujemy się dobrze, bo wiemy, że dzięki temu inne osoby też będą się tutaj tak czuć. Nazwa ma wiele znaczeń: "ufff, możemy działać ze spokojem" i "ufff, udało nam się otworzyć to miejsce". Zawsze, gdy uda się zrealizować jakieś wydarzenie kulturalne, które przygotowuje się w szalonym tempie, siada się i myśli: "Ufff, wyszło".

Więc to przede wszystkim kwestia Waszych doświadczeń przy organizacji wydarzeń?

D.M.: I nasza filozofia życia.

H.K.: Nie chcemy działać w pośpiechu. Uważam, że jednym z piękniejszych poznańskich powiedzeń jest "ze spokojem". Przewija się ono w moim życiu, od kiedy przeprowadziłem się do Poznania w 2016 roku. Poznaniacy nie zawsze rozumieją, że to jest regionalizm, ale bardzo mi się on podoba.

D.M.: Na co dzień pracujemy w kulturze, żeby się tym bawić i cieszyć, a nie frustrować i denerwować. Staramy się w tym wszystkim dbać również o siebie.

Dopytam o wydarzenia, które będą się odbywać w Ufffie. Wspominaliście o spotkaniach sąsiedzkich. Czego jeszcze możemy oczekiwać tego lata?

H.K.: Na pewno kilku koncertów, ale jeszcze nie zdradzę, jakich dokładnie, bo jesteśmy dopiero w trakcie przygotowywania programu.

To może w jaką stronę muzyczną będziecie szli?

H.K.: Programuję cykl kilku koncertów punkowych, bo wydaje mi się, że w przestrzeni pustostanu mogą one dobrze zadziałać. Planujemy też zorganizować wydarzenia z muzyką elektroniczną i raz na miesiąc imprezę taneczną. Na szczęście lokalizacja Ufffa na to pozwala, bo naszym najbliższym sąsiadem jest supermarket, który zamyka się o godzinie 22.

D.M.: Jednocześnie chcemy odczarować myślenie, że dj setów można słuchać tylko w nocy. Zależy nam, żeby robić wydarzenia z okolic muzyki elektronicznej w dzień - słuchać muzyki i tańczyć od godziny 12 lub 15 do 22. Myślę, że podziałamy też performatywnie i warsztatowo. Częścią budynku jest piękna klatka schodowa, w której planujemy organizować wystawy. Chcemy wykorzystać to miejsce na maksa w okresie letnim, bo ma duży potencjał działania na zewnątrz. Z jednej strony planujemy robić wydarzenia, które są z naszego pola zainteresowania, a z drugiej - dawać przestrzeń osobom, które chcą tworzyć, ale nie mają gdzie. Wiemy, że w Poznaniu jest duży problem z miejscem, które można dostać za darmo, więc zachęcamy do współpracy wszystkich, którzy szukają punktu, gdzie mogą zrobić próbę lub zrealizować jakieś wydarzenie.

H.K.: Można się do nas zgłaszać nawet z najdziwniejszym pomysłem, np. konkursem szachowym lub słuchaniem muzyki metalowej na leżakach. Jesteśmy otwarci na każdą inicjatywę.

Na tę otwartość wskazuje też - jeszcze nierozstrzygnięty - open call. Piszecie, że bierzecie w nim pod uwagę przede wszystkim proces, a nie efekt. Czy ta idea towarzyszy programowaniu wszystkich wydarzeń w Ufffie?

H.K.: To, że bardzo mocno zaznaczamy, że open call jest nastawiony na proces, jest powiązane z tym, że wszystkim z naszego kolektywu zdarzało się zgłaszać do rezydencji lub grantów i wiemy, że jest to nieustanna pogoń za produkcją wydarzeń. Efektem tego jest ich nadprodukcja. Zależy nam na tym, żeby dać przestrzeń artystom i artystkom na myślenie o projektach, które chcieliby zrealizować w najbliższym czasie, ale niekoniecznie w tym miejscu. Choć tego oczywiście też nie wykluczamy.

D.M.: Często open calle kończą się jednorazowym wydarzeniem. Tak jak powiedział Hubert, nie chcemy przyczyniać się do ich nadprodukcji, zwłaszcza że wiemy, że często brakuje w Poznaniu przestrzeni, w której można przez miesiąc popracować nad czymś, co np. będzie dalej rozwijane w innych miejscach. Dlatego ten proces jest dla nas kluczowy. Dodatkowo nasza diagnoza open calli jest taka, że są one często kierowane do osób artystycznych, a nie aktywistycznych, producenckich czy kuratorskich. Z tego powodu open call na rezydencję w Ufffie podzieliliśmy na trzy dziedziny: sztuki wizualne i taniec, naukowe i społeczne oraz kompozytorsko-performatywne. Chcemy się otworzyć na szeroką gamę osób, które tworzą i działają w Poznaniu ­- nie zamykać się tylko na artystów, ale dać przestrzeń również studentom i wykładowcom.

H.K.: I zapewnić za to wynagrodzenie, bo bardzo istotne jest dla nas, żeby praca była wynagradzana.

D.M.: Rezydencje będą się u nas odbywać w lipcu i sierpniu. Chcielibyśmy zaproponować więcej pieniędzy, ale dopiero startujemy. I tak jesteśmy wdzięczni, że udało nam się to miejsce otworzyć. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku.

Czyli planujecie brać udział w następnych konkursach i rozwijać Ufffa?

D.M.: Na ten moment tak.

H.K.: Ale jesteśmy na etapie badania, jak nam się ze sobą współpracuje.

D.M.: Trudno jest prowadzić to miejsce po godzinach, bez wynagrodzenia. Sprawia nam to dużo radości, ale wszyscy jesteśmy na takich etapach życia, że może nam po prostu nie starczyć na to czasu. A może dołączy do kolektywu ktoś nowy? Jesteśmy otwarci na zmiany. Traktujemy siebie jako żywy organizm.

H.K.: Wszyscy i wszystkie mamy dosyć duże doświadczenie na poznańskim poletku kulturalnym. Nieraz się przejechaliśmy na pewnych rzeczach i nieraz mieliśmy wspaniałe czasy. Wydaje mi się, że jesteśmy bardzo ciekawą konfiguracją osób, ale musimy zobaczyć, jak Ufff będzie funkcjonować.

Rozmawiała Magdalena Chomczyk

  • Ośrodek kulturalny Ufff
  • ul. Grunwaldzka 222

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024