Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Zagrajmy w zielone

Park, skwer, placyk, kawałek trawnika czy ławeczka podświadomie każą nam usiąść, odpocząć. Wtedy zwykle nie zauważamy najciekawszego - otoczenia. W poznańskich parkach kryją się cuda natury. Wystarczy się tylko rozejrzeć.

Obrazek przedstawia Park Cytadela. Biała wijąca się ścieżka, wokół niej soczyście zielona trawa, oraz kwitnące drzewa. Na drugim planie - parkowe ławki, w tle widać więcej drzew różnych gatunków. - grafika artykułu
Park Cytadela, fot. Sławek Wąchała

Przechadzając się po Poznaniu lub przejeżdżając jego ulicami, widzimy skwery, parki, kawałki lasów. Postrzegamy je raczej "pojedynczo". Tymczasem prawie cały układ zieleni w Poznaniu to efekt konkretnych przemyśleń, wręcz projektu. Na dodatek sprzed niemalże stu lat! Spójrzmy więc najpierw na poznańską zieleń z lotu ptaka. Albo na mapę. Co widzimy? To zielone, to - jak sama nazwa wskazuje - tereny zielone. Z czterech różnych stron wbijają się w kierunku centrum miasta niczym kliny. Bo to są kliny. Kliny zieleni.

Efekt planu, nie przypadku

W latach międzywojennych Poznań zatrudnił na stanowisku architekta miejskiego pochodzącego ze Lwowa Władysława Czarneckiego. I tenże Czarnecki projektował nie tylko domy, gmachy, ulice i szlaki komunikacyjne, ale także tereny zielone. W bezcennym trzytomowym dziele Wspomnienia architekta możemy prześledzić usiany anegdotami proces ich tworzenia. Otóż Czarnecki pamiętał z wykładów w Berlinie, że klinowy układ zieleni w miastach jest dla nich najbardziej racjonalny. Że dobrze jest, gdy takie kliny mają połączenie z podmiejskimi lasami, rzekami i jeziorami, nad którymi można odetchnąć, odpocząć tak w tygodniu, jak i w weekend.

I Czarnecki stworzył taki system. W Poznań wbijają się cztery kliny: naramowicki, dębiński, golęciński i cybiński. Naramowicki wchodzi do Poznania wzdłuż koryta Warty i przez Szeląg łączy się z centrum. W klinie cybińskim tym łącznikiem z puszczą Zielonką jest cały kompleks maltański. Klin Dębiński wbija się do centrum wzdłuż Warty od strony Wielkopolskiego Parku Narodowego, natomiast golęciński - od strony Jeziora Kierskiego, przez Strzeszyn, Rusałkę i park Sołacki.

Ale to nie wszystko. Architekt Czarnecki (we współpracy z Adamem Wodziczką, twórcą m.in. Wielkopolskiego Parku Narodowego) wykorzystał w projekcie także tereny po otaczającym Poznań w czasach pruskich pierścieniu fortów i połączył je z klinami. Dzięki temu w latach 30. ubiegłego wieku otrzymaliśmy system zieleni miejskiej zwany dziś klinowo-pierścieniowym - absolutnie spektakularny pomysł, nowatorski w ówczesnej Europie, naśladowany przy projektowaniu terenów zielonych w wielu innych miastach Starego Kontynentu. To taki krótki rys historyczny dla tych, którzy wciąż uważają, że Poznań nie jest zielonym miastem.

Dostrzeżmy niedostrzeżone

Zieleń miejska jest niezwykle trudna w utrzymaniu i tyleż kosztowna. Koszenie trawy i uprzątanie liści na ogół zauważamy bez problemów. Podobnie jest z sadzeniem roślin lub ich usuwaniem. Jednak najbardziej pracochłonna jest pielęgnacja, zwłaszcza jeśli chodzi o gatunki rzadko spotykane lub niewystępujące naturalnie na naszej szerokości geograficznej. A w poznańskich parkach jest ich niemało.

A co by było, gdybyśmy zadali sobie trochę trudu i pospacerowali szlakiem flory nieznanej? Poznali dotąd niepoznane? Dzisiaj nie musimy już brać ze sobą na spacer ciężkiego papierowego atlasu roślin czy encyklopedii, żeby sprawdzić, jakiej roślince się przyglądamy. Niemal całą wiedzę botaniczną i zoologiczną w zwięzłej i zazwyczaj poprawnej formie możemy nabyć za pośrednictwem smartfona w trakcie wycieczki. A każda roślinka, każde zwierzątko jest inne, każde i każda potrzebuje do przeżycia innych warunków, ma specyficzną strategię przetrwania, rozmnażania.

No to co? Gotowi na zwiedzanie? Gotowi na miejską grę w zielone?

Rezerwat Meteoryt Morasko

Wciąż jeden z najbardziej niedocenianych zielonych zakątków Poznania, choć powodów, by go docenić, jest kilka. Po pierwsze: na terenie rezerwatu znajduje się najwyższe wzniesienie Poznania - Góra Moraska, prawie 154 m n.p.m., na którą można się dostać wzdłuż wytyczonego żółtego szlaku pieszo, a nawet rowerem. U jej podnóża, oprócz zabytkowej alei lipowej wzdłuż ul. Meteorytowej, warto odnaleźć staw o nazwie Zimna Woda. Jest zwykle mocno zarośnięty, ale ciekawe, że należy do obszaru źródliskowego Różanego Potoku.

Po drugie: to sprawa wagi kosmicznej. Rezerwat wziął nazwę od pewnej katastrofy, która wydarzyła się ok. 5 tys. lat temu. Ta katastrofa to kolizja meteorytu z Ziemią. Mniej więcej 38-metrowej średnicy fragment kosmicznej materii żelazo-niklowej z roju Perseidów wszedł w atmosferę i rozpadł się na wiele fragmentów, które uderzyły w ziemię, tworząc kratery. Największy z nich ma niemal 100 m średnicy. Z czasem kratery wypełniły się wodą. Na Morasku odnaleziono odłamki meteorytów o łącznej masie ponad pół tony! Największy z nich - ważący po oczyszczeniu 261 kg - wykryty został w 2012 roku.

Rezerwat to także siedlisko rzadkich gatunków zwierząt i roślin. Trzeba wspomnieć o płazach: grzebiuszce ziemnej, kumaku nizinnym, żabie jeziorkowej, moczarowej i wodnej, a także o ptakach: dzięciole czarnym i lelku kozodoju. Ciekawy jest zwłaszcza lelek kozodój, który w mitologii słowiańskiej przynosił ponoć dusze z zaświatów (z Wyraju), aby ponownie wcieliły się w ludzi. Ich nazwa pochodzi od tego, że często odwiedzały stada kóz i posilały się mlekiem bezpośrednio z kozich wymion.

Wśród flory w rezerwacie króluje lilia złotogłów, od wieków uważana za jedną z najładniejszych roślin. Na nizinach jest bardzo rzadka, dlatego objęta ścisłą ochroną. Podobnie jest z kopytnikiem pospolitym, który nazwę zawdzięcza kształtowi liści przypominającemu końskie kopyta. Pospolity na południu Polski, bardzo rzadki na zachodzie i północy.

Park Wilsona

Ze wszystkich poznańskich parków publicznych ten jest najstarszy, bo założony już w 1902 roku. Jego kształtowanie zajęło wiele lat, ale już od początku - ze względu na bogactwo i różnorodność roślin - nazywany był ogrodem botanicznym. Czasem nawet uznaje się go za pierwszy ogród botaniczny w Poznaniu. Park jest świetnie zaprojektowany, pewnie dlatego że bywał zieloną wizytówką miasta podczas słynnych targów: Wystawy Wschodnioniemieckiej Przemysłu, Rzemiosła i Rolnictwa w 1911 roku czy Powszechnej Wystawy Krajowej w 1929 roku. Przy okazji tych wydarzeń park zawsze włączany był w granice targów. I właśnie na Wystawę Wschodnioniemiecką wybudowana została pierwsza palmiarnia. Dziś palmiarnia jest osobnym celem wycieczek, można w niej podziwiać egzotyczne rośliny (i zwierzęta!) z rejonów tropikalnych i subtropikalnych. W parku znajdziemy też wiele potężnych drzew, a wśród nich platan i wierzbę o obwodach przekraczających 4 m!

Park Cytadela

Park Wilsona jest najstarszy w Poznaniu, za to Park Cytadela - położony na Winnej Górze - największy (ok. 100 ha). Nazwa nie jest przypadkowa, bo od średniowieczna na jej południowych stokach kwitła uprawa winorośli. Stąd też wzięły się nazwy pobliskich Winograd i Winiar. Plantacje zlikwidowali Prusacy, tworząc na wzgórzu Fort Winiary. Oprócz pozostałości fortecznych, muzeów militarnych, pomników, cmentarzy i unikatowych plenerowych dzieł sztuki, Park Cytadela zadziwia bogactwem przyrody. Oczywiście najwięcej uwagi przykuwa śliczne, znakomicie zaprojektowane rosarium; wiele osób zachwyca się potężnymi drzewami. Ale warto wspomnieć o innych unikatowych skupiskach roślin. Jednym z nich jest łęg zboczowy, jesionowo-wiązowy z fiołkiem wonnym, innym - łąka rajgrasowa, niezwykle bogata kwietna łąka, zwykle w obszarach Natura 200 podlegająca ochronie siedliskowej. Występują tu także murawy kserotermiczne, w tym rzadka murawa napiaskowa. To cenne stanowiska, bo są ciepłolubne, charakterystyczne dla południowych rejonów Europy. W Parku Cytadela zimowe schronienie znajdują nietoperze, co najmniej 12 gatunków, w tym rzadkie nocki, karliki i mopki. To najważniejsze stanowisko tych ssaków w Poznaniu, jedno z cenniejszych w Polsce.

Lasek Marceliński

Tak jest najczęściej nazywany, ale jego prawidłowa nazwa brzmi Uroczysko Marcelin. To świetne miejsce aktywnego wypoczynku z wieloma leśnymi ścieżkami pieszymi i rowerowymi, a nawet szlakiem konnym. Tablice na ścieżce dydaktycznej informują m.in. o hodowli, użytkowaniu i ochronie przeciwpożarowej lasów. Ciekawy jest - zwykle pomijany - użytek ekologiczny Strumień Junikowski. Najbardziej rzuca się tu w oczy skupisko zbiorników wodnych, tzw. glinianek, które powstały wskutek wydobywania przez niemal 100 lat iłów i gliny do pobliskich cegielni. Warto jednak wspomnieć, że użytek powstał, by chronić niewielki, ale cenny teren torfowisk oraz - rzecz jasna - także zwierzęta i rośliny tych wilgotnych siedlisk. Występuje tu ponad 200 gatunków pająków, w tym wiele bardzo rzadkich pająków torfowiskowych a także kilkadziesiąt gatunków mięczaków i kilka płazów. Wśród 140 gatunków ptaków prawdziwymi gwiazdami są perkoz dwuczuby i remiz. Bliżej Ławicy można napotkać niezwykle rzadkie, zagrożone wyginięciem łąki trzęślicowe.

Park Sołacki

Co tutaj najczęściej zauważamy? Piękne alejki spacerowe i urokliwe stawy. Lecz wśród drzew - nasadzonych w pierwszych latach XX wieku, kiedy park był projektowany - kryją się egzotyczne perełki. Jedną z nich jest choina kanadyjska. Szukajmy jej w zacienionych miejscach, bo takie lubi. Poznamy ją po dość rzadkim igliwiu albo po specyficznych szyszkach o szerokich łuskach. To gatunek charakterystyczny dla lasów Ameryki Północnej. Na bardziej otwartych przestrzeniach zobaczymy cypryśnik błotny. To gatunek rodem z Florydy, zrzucający igły na zimę. Łatwo go poznać po szerokim u nasady pniu i czerwonobrązowej korze. Na Sołaczu znajdziemy też daglezję, której szyszki są bardzo małe, za to pień smukły i wysoki. Dlatego drewno daglezji było wykorzystywane do wyrobu słupów i podkładów kolejowych, żywica na gumę do żucia, a igły - do parzenia zastępczej kawy.

Inne parki

W położonym w samym centrum Poznania parku Marcinkowskiego warto odszukać leszczynę turecką. Obwód jej pnia przekroczył już 2 m, okaz stał się pomnikiem przyrody. W parku Chopina nieopodal Starego Rynku zwróćmy uwagę na dwa drzewa pochodzenia amerykańskiego: dąb czerwony i orzech szary. Łupiny owoców tego drugiego mają fikuśne włoski. Pestki są jadalne, słodkie, lekko maślane. Jest tu też chiński gość - bożodrzew gruczołowaty, który daje się poznać po szarej korze, wyglądającej, jakby miała delikatne pionowe pęknięcia.

Tereny nad jeziorem Rusałka traktowane są zazwyczaj jako plażowe. Jednak kryje się na nich wiele ciekawych roślin wodnych. Wśród nich są takie, które kojarzymy raczej z południową Azją lub nawet Australią: wywłócznik, grążel żółty, rzęsa trójrowkowa czy mech jawajski. Są też bardzo rzadkie, umieszczone na tzw. czerwonej liście gatunki, takie jak: pępawa różyczkolistna, piękny fioletowy storczyk samczy czy nasięźrzał pospolity (choć pospolity z nazwy, w Polsce unikatowy. A jeśli komuś jeszcze mało, powinien zajrzeć do Ogrodu Botanicznego lub Dendrologicznego, gdzie nietrudno o florystyczny zawrót głowy.

Poszukiwacze botanicznych przygód powinni być też usatysfakcjonowani wycieczką do Wielkopolskiego Parku Narodowego, puszczy Zielonki czy w dolinę Cybiny, gdzie można zobaczyć polodowcowe formy terenu, starodrzewy, murawy kserotermiczne, łęgi, torfowiska i trzęsawiska. Zapomniane torfowisko przejściowe (a właściwie jego pozostałości) znajdziemy też w rezerwacie Żurawiniec na Naramowicach. Rezerwat został mocno zniszczony, większość unikatowych roślin zdewastowana, ale wciąż można tam odnaleźć np. siedmiopalecznik błotny czy wąkrotkę zwyczajną.

Jacek Y. Łuczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020