Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Szkoda, że nie można ocalić wszystkiego

- Nie przychodzę, aby bawić i zachwycać. Moje "Zanim" powstaje w opozycji do albumów, które nie mówią, jak sądzę, całej prawdy o Poznaniu - mówi Maciej Krajewski, znany jako Łazęga Poznańska. Jego najnowszą wystawę "Zanim" będzie można obejrzeć już od 16.05 w Pyramida Gallery.

. - grafika artykułu
Z wystawy "Zanim", fot. Maciej Krajewski

Masz swoją często odwiedzaną galerię - Atelier WIMAR Stowarzyszenia Łazęga Poznańska. Dlaczego "Zanim" nie pojawi się tam?

Florentyna Macioszczyk i cały zespół Pyramida Gallery zdecydowali się zaprosić mnie do zrobienia czegoś właśnie u nich na Garbarach. Wiedzieliśmy, że głównym składnikiem wystawy będzie moja autorska fotografia. A tematyka to oczywiście m.in. Poznań.

Tylko zawsze mam dylemat, czy mówić o moich pracach jako fotografii artystycznej (w końcu nie jestem dyplomowanym fotografem), czy określać ją jako społeczno-zaangażowaną.

Uważasz, że należy oddzielać te dwie funkcje?

Chciałem tylko podkreślić, że dosyć pokornie podchodzę do mojego fotografowania i do mówienia o mnie jako artyście. Bardziej odpowiednie wydają się określenia takie jak "fotograf uliczny", "podwórkowy", "fotograf społecznie zaangażowany". Dla mnie ważniejszy od funkcji estetycznej jest ten aspekt - "po co" fotografuję. Ale staram się jedno z drugim łączyć.

Powiedziałeś, że w głównej mierze zaprezentujesz fotografie. W głównej mierze - czyli nie tylko.

Na tej wystawie będę się odwoływał do pamięci. Do tego, jak pamiętamy, ale również - jak zapominamy. Poruszam też kwestię ryzyka, które podejmujemy ufając fotografii cyfrowej i związanym z nią cyfrowym nośnikom pamięci. Jeśli ktoś fotografuje na co dzień, a ja należę do takich osób, to tych naszych plików powstaje ogrom. Zdjęcia stają się repozytorium pamięci, osobistym kalendarium. Niestety stare dyski potrafią się zniszczyć, płyty CD i pendrive"y mogą się po latach nie otwierać. Brak kopii zapasowej, odbitek przecież nie wywołaliśmy. Przepadło.

W Pyramida Gallery pokażę zatem zdjęcia, które mają się całkiem dobrze, ale też takie, które są uszkodzone, częściowo "zjedzone przez czas". To refleksja nad pamięcią, nad tym, co po nas zostanie; w kontekście pamiętania o innych. Jak będą wspominać nas po śmierci, jak dbamy o wielokulturowe dziedzictwo.

Bywa, że podczas moich przechadzek po mieście znajduję porzucone zdjęcia, stare albumy, pamiątki osobiste, korespondencję. Wywołuje to we mnie konsternację i smutek, nie wiem co mam prawo z tym zrobić.

Oprócz zdjęć będą też artefakty.

Będą to kawałki zdjęć, klisz fotograficznych, ale też uszkodzone karty pamięci, telefony. A także osobiste przedmioty codziennego użytku, które też, same w sobie, są nośnikami pamięci.

Siedzimy teraz w galerii Stowarzyszenia Łazęga Poznańska w niegdysiejszym Atelier fotograficznym Witolda Czarneckiego przy starym stole i rozmawiamy. To przecież ten stół z krzesłami sam jest świadkiem historii, niejedno się przy nim jadło, niejedno mówiło. Takie przedmioty codziennego użytku przechodzą często przez kilka pokoleń.

Nie ukrywam, że bliska jest mi tematyka pamięci o byłych mieszkańcach miasta. O tych, którzy budowali i współdzielili je z nami, współtworzyli je dla nas.

Czy czujesz się historykiem miasta? Ale nie takim, który pisze opasłe historyczne księgi, tylko takim, który to dziedzictwo, tę poznańskość zbiera i kolekcjonuje, ewidencjonuje? Czy tak postrzegasz swoją rolę?

Odpowiem najprościej: lubię to, co robię. Zawsze się przeszłością interesowałem, ale historykiem się nie czuję, moją przygodę naukową z nią skończyłem na egzaminie maturalnym z historii. Potem studiowałem pielęgniarstwo, pracuję na co dzień w szpitalu onkologicznym. Jednak uważam, że historia, historie osób i wspólnot mają dla nas ogromne znaczenie. A fotografię traktuję m.in. jako nośnik pamięci własnej, ale też innych ludzi, jako łącznik pokoleń. Ona dokumentuje twarze, miejsca, relacje międzyludzkie, przestrzenie.

I po prostu bardzo bym chciał, byśmy chodząc po ulicach mieli w pamięci tych, którzy te ulice wybrukowali, którzy nasze domy zbudowali.

Ta pamięć ma wpływ na to, jacy jesteśmy teraz?

Myślę, że tak. Często jest to nieuświadomione - zarówno dobre, jak i złe przeżycia sąsiedzkie nosimy w sobie. Ale też nie jestem za popadaniem w skrajności; tak jak należy pamiętać o tym, że Rusałka została wybudowana przez więźniów żydowskich, tak nie uważam za konieczne, by zakazywać tam wypoczynku i kontemplacji tamtejszej cudownej przyrody. Historia przenika się z teraźniejszością. Warto o tym pamiętać, warto świadomie chodzić po mieście.

Martwi mnie to, że w zaroślach nad Rusałką, czy też w bruku m.in. na Szewskiej, albo na ulicy Chłodnej, nawet na nowo wybudowanych torowiskach tramwajowych, ciągle znajdujemy kawałki macew.

Tytułowe "Zanim" dotyczy tak naprawdę nieuchronności. Śmierci, rozpadu materii, ale czy koniecznie zapomnienia o ludziach i naszym dziedzictwie? I właśnie "Zanim" ta nieuchronność się wydarzy, możemy zadziałać. Ochronić i ocalić, zadbać. Przekazać swoje dziedzictwo komuś - tak jak Witold Czarnecki, który swoją spuściznę fotograficzną, zanim umarł, zdążył oddać do Muzeum Historii Poznania.

Nie boisz się, że nie zdążysz wszystkiego uratować lub sfotografować? Zanim nieuchronność nastąpi?

Nie można ocalić wszystkiego. Ale ja jestem takim człowiekiem, który woli spróbować coś zdziałać, niż odpuścić. Liczę na to, że te moje i innych działania spełniają też rolę edukacyjną, uwrażliwiają. Koniec końców wolę żyć w mieście, w którym ludzie nie są obojętni wobec siebie i nie zapominają swojej historii, a jeśli jest coś do przepracowania, to nie boją się tego zrobić.

Ale nie mówię tylko o rzeczach negatywnych - jest mnóstwo historii i anegdot, które się wydarzyły w Poznaniu, żyło tu wielu przedsiębiorców, ludzi nauki i artystów, rzemieślników i robotników, a dzisiaj mało się o tym pamięta.

Brakuje w Poznaniu myślenia historycznego? Przypominania o "poznańskości"?

Przecież to są wartości tyleż indywidualne, miejscowe, co i uniwersalne. Brakuje nam pomysłu i nowego otwarcia. Rozumiem i pełna zgoda, że ze względów historycznych i tożsamościowych miastu jest potrzebne Muzeum Powstania Wielkopolskiego i wszyscy to rozumiemy. Ale to, że nasz postępowy i otwarty Poznań, jak go widzieć chcemy, to niemal półmilionowe miasto, nie ma muzeum fotografii, czy muzeum sztuki nowoczesnej - to jest to pole do zastanowienia i zmiany. Potrzeba znaczącej refleksji, żywej dyskusji, których, póki co, nie widzę. Witold Czarnecki, przekazując swoją kolekcję zdjęć, miał obiecane od ówczesnych notabli, że w jednej z remontowanych kamienic na pierzei Starego Rynku powstanie Muzeum Fotografii. Czarnecki wpadł na ten pomysł, zanim takowe muzeum powstało w Krakowie. Z tą tylko różnicą, że dzisiaj mamy krakowskie muzeum, a poznańskiego - ciągle nie. I w mieście, które tą fotografią żyje, nie widać tego na zewnątrz. Oczywiście są inicjatywy i przestrzenie jak m.in. pix.house, Centrala, PF, Piramida Gallery czy nawet Łazęga, ale to nie wystarczy. O tym mówię. O braku wizji, twórczej dalekowzroczności.

Ale martwiąc się nie tylko o sztukę, spójrzmy w stronę architektury. Na to, co się dzieje z historycznymi, jak Synagoga Nowa, czy pofabrycznymi budynkami; ważnymi dla miasta, takimi jak Zakłady ZNTK czy Stara Rzeźnia. Popadają w ruinę, brakuje na ich wykorzystanie pomysłu. Czekają na to, aż będzie je można wyburzyć, postawić kolejne deweloperskie osiedla.

I tej historii nie będzie.

Historia przepada. A ja bym nie chciał, by powstawały albumy o Poznaniu, gdzie o połowie budynków i założeń architektonicznych będzie można tylko napisać "było". Bo póki co jeszcze "jest".

Będziesz fotografował zanim to się stanie? Aby ocalić?

Nie tylko ja. Widzę renesans zainteresowania miastem. Jest wiele osób oprowadzających, zwiedzających, dokumentujących Poznań. A jest co podziwiać i dokumentować: jednak sam widzę mnóstwo strat, wiele rzeczy, które fotografowałem, dwa lata, pięć lat temu zniknęło bezpowrotnie. Witraże, posadzki, kafle m.in. Villeroy & Boch, które zdobiły miejskie kamienice. Coraz więcej zostaje tylko na fotografiach.

Ta Twoja wystawa chyba nie będzie przesadnie optymistyczna...

Nie przychodzę, aby bawić i zachwycać. Moje "Zanim" powstaje w opozycji do albumów, które nie mówią, jak sądzę, całej prawdy o Poznaniu. Do tych, które pokazują tylko najpiękniejsze i najbardziej zadbane miejsca; odpicowane, wyczyszczone. Myślę, że warto pokazywać Poznań takim, jaki jest naprawdę - szczerze, ku refleksji. Może coś się z tego pożytecznego wykluje.

Meandrujesz po Poznaniu z aparatem prawie codziennie. Jakie Ty widzisz miasto przez swój obiektyw?

Nietrudno dostrzec, że Poznań bardzo się zmienia. Coraz więcej starych kamienic pięknieje. Buduje się nowe domy. Mamy cudowne i niedocenione miejsca takie jak Zielone Ogródki im. Zbigniewa Zakrzewskiego, w których od trzech lat nie udaje się naprawić pięknej fontanny. Zmieniła się zieleń - teraz po Łazarzu przechadzamy się kwitnącymi uliczkami, jeszcze parę lat temu tak ładnie tam nie wyglądało. Ale widzę też niewykorzystany potencjał. Brakuje mi rozwinięcia idei tablic Systemu Informacji Miejskiej, w ogóle nie opowiadamy o tym, jak poznaniacy różnych narodowości - Polacy, Żydzi i Niemcy - byli związani, zwłaszcza na początku XX wieku, z dobroczynnością. Chciałbym, by odwiedzający Poznań mieli taką możliwość, aby zachwycając się pięknem architektury mogli zajrzeć również do skrawka historii związanego z danym miejscem.

Rozmawiał Adam Jastrzębowski

  • Maciej Krajewski, "Zanim. Artefakty i fotografie"
  • wernisaż: 16.05, g. 19
  • Pyramida Gallery

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025