Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Robię swoje

- Kostiumy są w kontrze do aktora i tego, co ma on wyrazić. To właśnie buduje dramat postaci, podaje intencje w totalnie inny sposób niż jest to napisane czy ubrane - mówią kostiumograf Tomasz Armada* i projektantka mody i biżuterii Weronika Cudna* o współpracy nad spektaklem Wróg Ludu Teatru Nowego.

, - grafika artykułu
Tomasz Armada, fot. Karolina Wojtas

Tomku, jak ci się pracowało nad kostiumami pod okiem tak indywidualnej reżyserki jaką jest Anna Augustynowicz? To nie twój pierwszy teatralny projekt, pamiętam chociażby twoje kostiumy do spektaklu Trucizna w Polskim Teatrze Tańca. Z tego co widziałam na Instagramie, kostiumy do spektaklu Wróg Ludu nie są typowe dla twojej twórczości.

Tomasz Armada: To czwarte przedstawienie w którym pracuję z Anną Augustynowicz. Dla mnie to najciekawsze spotkanie jakie miałem w teatrze, chociażby przez to, że Ania i ja pochodzimy z totalnie dwóch różnych światów. W tym przedstawieniu bardzo dużą rolę odegrała też Weronika Cudna, która wniosła inną energię do naszej współpracy z Anią, rozszerzyła naszą strefę bezpieczeństwa i w efekcie wyszły z tego ciekawe rzeczy. Gdyby nie ona byłoby bardziej zachowawczo, nie wychodziłbym ze swojej strefy komfortu.

Na czym polegała ta energia?

T.A.: Wydaje mi się, że to co łączy mnie z Anną Augustynowicz to paradoksalnie minimalizm, totalna oszczędność formy. To, że kostium nie ukazuje ciała tylko je maskuje, zasłania. Aktor jest zawsze ubrany od stóp do głów i przez kostium nie jest wyrażana jego pożądliwość. Kiedy Anna pierwszy raz zaprosiła mnie do współpracy byłem w szoku, bo kojarzyłem anegdoty, że jeżeli idziesz na przedstawienie Augustynowicz, to zobaczysz brak scenografii i czarne koszulki, nie wiedziałem więc co możemy razem stworzyć. Byłem przerażony tym pomysłem, ale okazało się, że to moja najciekawsza, najbardziej budująca i rozwojowa współpraca, jaką kiedykolwiek miałem w teatrze. Jesteśmy dwoma skrajnymi żywiołami, a wychodzi na to, że się wzajemnie fascynujemy. Ani ja się nie naginam, ani ona, i tworzymy razem piękną wymianę, sprawdzamy wzajemnie swoje granice.

Mówisz o przesuwaniu granic, Weronika też się do tego przyczyniła?

T.A.: Weronika ma jeszcze inne ode mnie i Ani estetyczne wyczucie. Bardzo skupia się na detalu, na misterność, co dla mnie jest obce, bo zwykle myślę o projektach sylwetowo. Weronika robi to bardziej biżuteryjnie, ornamentowo.

Weronika Cudna: Detalicznie. Że każdy element ma mieć jakieś wykończenie.

Każde ubranie to kostium, każde ma w sobie aspekt performatywny. Zastanawiałam się, czy kostiumy do tego spektaklu niosą za sobą jakąś wiadomość. Mówisz o minimalizmie, o detaliczności - jak odnosi się to do tego projektu?

T.A.: Kostiumy są w kontrze do aktora i tego, co ma on wyrazić. To właśnie buduje dramat postaci, podaje intencje w totalnie inny sposób niż jest to napisane czy ubrane. Buduje to dramat. To przedstawienie jest dziwne, chociażby patrząc na reakcje z prób generalnych. Poznańska publiczność była zdziwiona tym, że spektakl może mieć tak mało dekoru, że nie jest to rozbuchane rekwizytorium, a kostiumy są minimalistyczne.

W.C.: Są w nim dokładnie trzy rekwizyty.

T.A.: Nie ma tu też czterdziestu "przebiórek" na jednym aktorze... Dla mnie to jest ciekawe, bo nie pracowałem chyba nigdy w tak mieszczańskim teatrze. Momentami byłem w szoku, bo mam zupełnie inny gust.

Czy teatr jest przychylnym miejscem dla twojej twórczości? W teatrze współczesnym odnajduje się i młoda scena muzyczna, i scena modowa, trochę trudniej z młodą sceną teatralną. Dlaczego masz tyle przygód z teatrem?

T.A.: Nie. Jeżeli mam być szczery, nie odnajduję się w teatrze. Zawsze robię po prostu swoje. Gdybym miał słuchać tego, co mówią mi inni twórcy, to niczego bym nigdy nie skończył. Ja robię teatr pomimo tego, że ciężko mi się tam pracuje. Ta dziedzina sztuki fascynuje mnie w jakiś sposób przez to, że opowiada o relacjach międzyludzkich. Właśnie dlatego ciągle fascynuję się Anną Augustynowicz, to jedyna reżyserka z którą pracuję od dwóch lat, bo wcześniej miałem często przykre sytuacje z innymi reżyserami i raczej wolałbym nie pracować z nikim innym w teatrze.

Jednak polski teatr to nie jest zbyt miłe miejsce do pracy.

T.A.: Wręcz przeciwnie. Ania rozładowuje to napięcie, tą napiętą otoczkę wokół teatru. Lubię z nią pracować, bo robi teatr, nie zajmuje się polityką i nie przejmuje się kulturowym szambem. Zawsze wiem co robię, po co to robię i po co jest robiony ten teatr. Nie jestem osobą, która potrzebuje sobie coś udowadniać, a funkcjonowanie w teatrze to ciągła walka o ego. Teatr tak naprawdę odbywa się za sceną, za kulisami, na plotkach. Teatr Augustynowicz jest wyjątkiem.

Smutna opowieść o polskiej kulturze. Ale jedziemy dalej! Dużo jeździsz po Polsce, wpada ci dużo projektów. Teraz jesteś w Poznaniu, już w nocy jedziesz do Szczecina. Zastanawiam się, czy taki styl pracy jest przychylny twojej twórczości?

T.A.: W jakiś sposób na pewno jest to inspirujące, budujące. Liczba poznanych osób procentuje, poznajesz różne punkty widzenia. Z drugiej strony to destrukcyjne, taka bezdomność emocjonalna. Pracuję też jako wykładowca i większość osób które mieszkają na trzy miasta i dwa kraje doświadcza czegoś podobnego - czasami nie wiesz gdzie jesteś. Budzisz się i jesteś zdziwiony: "Aha, teraz jestem w Poznaniu, jutro jadę tam, potem jeszcze gdzieś indziej". Bardzo dużo musisz myśleć o tu i teraz, o tym co ci będzie potrzebne, i to nie jest dobre dla twórczości, bo masz wtedy dużo rozpraszaczy.

Jeszcze w takim stadium obcości musisz pracować i zarabiać na siebie.

T.A.: Taki rodzaj życia to karnawał. Nie do końca obowiązują cię zasady, możesz sobie odpuszczać jakieś rzeczy. Sam za tym nie przepadam, bo jestem osobą, która potrzebuje dużo dyscypliny, ćwiczeń i codziennych rytuałów. Często jesteś niedospany, niedożywiony. To niestety jest norma.

Jakieś szczególne inspiracje przy kostiumach?

T.A.: Mieszaliśmy bardzo dużo różnych źródeł. Pierwszym była postać samego Ibsena, który jest prekursorem ekspresjonizmu, czyli nurtu przez który ja się w ogóle zainteresowałem sztuką i kulturą. Byłem w Norwegii i oglądałem freski i obrazy z tamtego okresu. Inspiracje pochodziły z mitologii greckiej, egipskiej, nordyckiej, z motywów biblijnych czy wątków przedstawionych we współczesnej popkulturze. Patrzyliśmy na modę współczesną i tą z XIX wieku. Dużo inspiracji napłynęło z twórczości Vilhelma Hammershoia - malarza norweskiego z tamtego okresu. Przez to te kostiumy są tak eklektyczne, spotykają się tam różne epoki i różne porządki. A jednak wyszło całkiem spójnie.

Ostatnie pytanie dla smaczku. Myślałam, czy je zadać, najwyżej wytniemy. Czym się różni kostium teatralny od tego co robisz/nosisz na co dzień?

T.A.: Niczym. Chociaż w sumie w teatrze wszystko szyję od podstaw i to była jakaś wytworzona przeze mnie rzeczywistość. W ubraniach noszonych na co dzień bazę stanowią gotowe elementy, ale wydaje mi się, że mają identyczną funkcję.

W.C.: Te dwie sytuacje różnią się też opinią społeczną. Kostiumem jest wszystko, tylko społeczeństwo bardziej się uogólniło i planuje raczej "uniformy". Jeżeli ktoś założy kostium na co dzień, to staje się postacią. Więc... tak, niczym się nie różni według nas.

Rozmawiała Julia Walkowiak

*Tomasz Armada - kostiumograf i projektant mody. W swojej twórczości rozmywa podział na sztukę niską i wysoką, stereotypy i wzorce płciowe oraz ukazuje polską estetykę w egzotycznym i przerysowanym wydaniu. Wykonuje upcyklingowane ubiory obfitujące w eksperymentalne konstrukcje, autorskie nadruki, własnoręcznie wykonane tkaniny i dzianiny. Jego najnowsza współpraca to kostiumy do spektaklu Wróg Ludu Teatru Nowego w reżyserii Anny Augustynowicz. Szuka krytycznego potencjału w modzie i zbliża ją do świata sztuki.

**Weronika Cudna - projektantka mody i biżuterii współpracująca z Tomaszem Armadą i Anną Augustynowicz nad spektaklem Wróg Ludu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022