Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

OFF CINEMA. Dokumenty inne niż wszystkie

Tegoroczny Festiwal Filmów Dokumentalnych OFF CINEMA obfitował w różne bloki tematyczne. Zapraszał nas do podróży na wschód, w góry, prezentował też to, co najlepsze w kinie dokumentalnym minionego roku. Ja natomiast swoją uwagę skupiłem na pokazach poświęconych klasyce dokumentu, a dokładniej kultowej trylogii Qatsi.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Dzieło Godfreya Reggio powstawało na przestrzeni 20 lat. Jako pierwszy, w 1982 roku, zadebiutował dokument Koyaanisqatsi. Nazwa ta w języku Indian Hopi oznacza "życie szalone, życie w pędzie, życie, które trzeba zmienić". Obserwujemy tu pojedynek człowieka z naturą i próbę zapanowania nad nią. 6 lat później reżyser postanowił stworzyć dalszą część swojej historii zatytułowaną Powaqqatsi. O ile pierwsza część rozgrywa się w USA, o tyle w kontynuacji reżyser przemierza różne kontynenty. Od Afryki, przez Azję, po Amerykę Południową. Widzimy w nim jak różny jest byt tradycyjnych ludów w porównaniu z nowoczesnym życiem na zachodzie. Na ostatnią część przyszło nam czekać do 2002 roku. Stajemy się w niej świadkami galopującej transformacji i zachodzących w świecie zmian. Obserwujemy gwałtowny wzrost znaczenia technologii w naszym życiu.

W swojej trylogii reżyser proponuje nam zupełnie nowe podejście do tematu. Nie ma tu mowy o fabule. Brak jest narratora i jakiegokolwiek komentarza do tego, co widzimy na ekranie. Twórcy pozostawiają nam pełną dowolność w interpretacji. Każda z części to zestawy różnych obrazów, opatrzonych znakomitą i, co ważne, niezwykle przejmującą muzyką Philipa Glassa. Szczególnie w 1982 roku takie podejście do tematu było mocno nowatorskie. Koyaanisqatsi obrosło taką legendą, że twórcom udało się stworzyć całą trylogię. Te filmy, to nie tylko inne podejście do dokumentu, ale kina w ogóle. Nawet po tylu latach seanse wywołują w widzach wielkie emocje.

Na mnie największe wrażenie zrobiła właśnie pierwsza część cyklu. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak duże poruszenie musiała wywołać w roku 1982. To cudowne i uniwersalne dzieło, opowiadane tylko za pomocą obrazu i dźwięku. Jest metafizycznie i psychodelicznie, momentami bardzo niepokojąco. Całość opowiada o tym, jak piękna i potężna jest natura. Genialne zdjęcia nadal prezentują się znakomicie, a reżyser w cudowny sposób bawi się obrazem. Ponadto każda zmiana, którą obserwujemy, znajduje swoje odzwierciedlenie w muzyce. Przytoczę chociażby tańczące w słońcu chmury, które nagle zaczynają imitować morskie fale, aby w jednej sekundzie się nimi stać. Takich zabaw montażem jest tu znacznie więcej.

Wielkie słowa uznania należą się operatorowi - niektóre ujęcia to małe dzieła sztuki. Mam wrażenie, że film ten w kolejnych latach był wręcz inspiracją dla twórców kina fabularnego. Jestem przekonany, że nigdy wcześniej nie było dokumentu, który tak pieczołowicie rejestrowałby nasz świat. Czysty geniusz widać w scenie, gdzie w pełnym słońcu ludzie opalają się na piaszczystej plaży. Kamera powoli się oddala, a my widzimy, że tuż obok plażowiczów mieści się olbrzymia fabryka, z której wydobywają się ogromne, czarne kłęby dymu. Dodatkowo, ten film stanowi cudowny kontrast dla współczesnego świata TikToka. Reżyser niespiesznie przenosi nas do kolejnych scen. Mamy tu długie, powolne ujęcia. Zupełnie inne od tych popularnych dziś. Niestety nie stawia w dobrym świetle nas samych i naszego nieustannego biegu do zapanowania nad naturą. Symboliczne wydaje się zakończenie, gdy wystrzelona w kosmos rakieta zapala się i spada na ziemię. To przestroga, że mimo wszystko nie my jesteśmy najważniejsi i powinniśmy z pokorą podchodzić do świata i natury.

Powaqqatsi kontynuuje tę drogę. Siłą rzeczy, nie robi tak piorunującego wrażenia jak poprzednik, ponieważ znamy już ten sposób opowiadania historii. Zabawie obrazem nadal towarzyszy znakomita muzyka, ale nie działa to już tak dobrze jak w części pierwszej. Znowu zaczyna się od natury. Obserwujemy prymitywne ludy Afryki, których życie kojarzy nam się z radością i to nie tylko za sprawą obrazu - przede wszystkim muzyki. Na pierwszy plan wybija się tutaj motyw, który będziecie kojarzyć z Truman Show, gdy nasz bohater wreszcie wydostaje się na wolność.

To wszystko zostaje zestawione ze współczesnym, zabieganym społeczeństwem Azjatyckim. Widzimy klasyczne ujęcia japońskich neonów i ludzi, którzy wydają się nie czerpać takiej radości z życia. Czasami to, co pierwotne może być lepsze, niż nowoczesność, a Godfrey Reggio zdaje się nam dawać znaki, aby spróbować znaleźć złoty środek między tymi światami.

No i wreszcie ostatnia część, Naqoyqatsi, na którą trzeba było czekać 14 lat. Nadal towarzyszy nam znakomita muzyka Philipa Glassa, ale już część wizualna jest inna niż wcześniej. Rok 2002 to początek nowego milenium. Zachłyśnięcie się technologią i pęd ku rozwojowi - nawet reżyser wiele razy rezygnuje z klasycznych ujęć na rzecz grafiki komputerowej. Użyto tu również wielu fragmentów z serwisów informacyjnych, filmów reklamowych, naukowych czy nagrań z ważnych wydarzeń sportowych. Dzięki temu da się odczuć odświeżenie formy, które sprawdza się bardzo dobrze. Reżyser nadal świetnie bawi się montażem, serwując nam momentami brawurowe widowisko. Chociażby wtedy, gdy w jednym momencie obraz zamienia się w ciąg cyfr jak żywcem wyciągniętych z Matrixa. Twórcy ewidentnie starają się podsumować mijająca epokę. Ukazują, jak wiele złego uczyniła ludzkość w tym czasie, a także jak ekstremalnie szybko wzrastała rola technologii.

Trylogia Qatsi to dzieło nowatorskie, które na stałe wpisało się w historię kinematografii. Szczególnie pierwsza część stanowiła przełom i to na wielu płaszczyznach. Niepowtarzalny sposób opowiadania historii, genialna muzyka i znakomita realizacja to jej znaki rozpoznawcze. Część druga stara się to kontynuować, przez co trochę traci na świeżości. Naqoyqatsi natomiast nie porzuca wyjątkowego stylu, ale wizualnie jest nowym otwarciem.

Nadal warto sięgać po te tytuły. Pozwolą nam inaczej spojrzeć na to, co mogliśmy obserwować w kinie już po ich powstaniu. Zaskoczą też niepowtarzalnym stylem. Warto dodać, że część trzecia, Naqoyqatsi, zdaje się być bardziej aktualna niż w dniu premiery. Ten blichtr, celebrycki świat i nowe technologie - to jest niesamowicie na czasie. Umiejętność obserwacji i komentowania rzeczywistości sprawiają, że aż jestem ciekaw, co dziś mogliby nam zaproponować panowie Godfrey Reggio i Philip Glass, gdyby zdecydowali się na realizację kolejnej części.

Patryk Szczechowiak

  • 26. FFD OFF CINEMA: Koyaanisqatsi, Powaqqatsi, Naqoyqatsi, reż Godfrey Reggio
  • CK Zamek
  • 23.10

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022