Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Niech żyje nowe ciało

- Ludzkich dramatów wielu świadkiem byłam, relacji trudnych miliony nabyłam, lecz ta opowieść na zawsze zostanie we mnie, w mym sercu i w pewnym tapczanie - mówi skajkowa sofa w Skaj is the limit Izy Szostak. To sztuka zawierająca squeerowaną interpretację polskiej transformacji obserwowanej z pomijanej perspektywy, a także błyskotliwe przetworzenie estetyki świata lat 90.

. - grafika artykułu
"Skaj is the limit", fot. Maciej Zakrzewski

Skaj is the limit jako działanie performatywne ma formę rozpisaną na trzy ciała o różnej budowie (Tatianę Dziewanowską, Kamil Balickiego i Izę Szostak), dwóch charyzmatycznych grajków - klawiszowca Kubę Słomkowskiego i skrzypka Gilberto Bautistę Ortiza, czyli zespół Sicarios Unidos, co to zwojowałby każdą imprezę lat 90., oraz trzy, poddane antropomorfizacji przedmioty: sofę ze skaju, zakopiańskiego barana i Jajo Fabergé. W czasie przedstawienia słyszymy "opowieści" snute przez te obiekty, podane w rymowanej formie humorystycznej. Specyficzna, trójgłosowa narracja rzeczy pojawia się w Skaj is the limit w ścisłej relacji z dwuznacznością samych przedmiotów, które będąc symbolami transformacji zostały potraktowane jako obiekty "taszczące w sobie scenariusze, co życie napisało".

Szostak do Pawilonu powróciła po dwóch latach od czasu, gdy zaprezentowała w nim National Affairs, performans z roku 2017. Jako że te dwa projekty dość sporo łączy, zestawienie ich ze sobą wydaje mi się wręcz naturalne. Artystka po raz kolejny przejawia charakterystyczne dla "zwrotu ku rzeczom" zainteresowanie alternatywą historii nieantropocentrycznych. W performansie National Affairs ruchy dwóch tancerek, Szostak i Julii Stawskiej, współgrały z działaniami trzech robotów: ZIPPER-a, Crawlera i Edka, a może nawet bardziej - ujawniały kruchość, ograniczenia maszyn, brak płynności i skokowość zaprogramowanych gestów pustych. W Skaj is the limit obecność obiektów ma już trochę inny charakter. Czy są one zresztą w ogóle tak namacalne, jak w National Affairs? Skajkowa sofa występuje jedynie w figurze wyjściowej, gdy trójka osób skrywa się za brązowymi kurtkami, których obłe, zlewające się ze sobą kształty przywodzą na myśl formę tego mebla. Barana może przeoczyć, bo białe, sierściowe dywaniki zalegają scenę niczym strzępki estetycznej wrażliwości transformacji, a Jajo Fabergé - gdy trafia w centrum przedstawienia - uświadamia nam swoim tandetnym blaskiem, iż jest zaledwie podróbką, a nie jednym z serii dzieł sztuki złotniczej. Obiekty jako świadkowie transformacji bardziej do nas zatem przemawiają, niż z nami są. A to ich bycie jako rzeczy imitujące inne, "prawdziwsze", autentyczne przedmioty nieosiągalne dla większości, tym bardziej przypomina charakteryzującą rzeczywistość przejściowych lat 90. podróbkowość, namiastkowość, prowizoryczność.

W tekście opowieści snutej przez Jajo Fabergé pojawia się najbardziej bezpośrednie w performansie nawiązanie do postaci, które były głównym obiektem zainteresowania Szostak w kontekście poszukiwania alternatywnych agentów i bohaterów transformacji - mianowicie reprezentantów środowiska przestępczego:

"Co się kurwo jopisz? Co się kurwo gapisz? / Chcesz mi coś powiedzieć, to mi papier napisz! / Z ust mi czytaj luju / Już cię nie ma chuju! / A myśl se co chcesz. / Chłopaki z osiedla znają twój adres... / Pojedziemy z tobą, pojedziemy ostro / Byłeś nam jak brat, teraz mniej niż siostrą. / Co się kurwo jopisz? Co się kurwo gapisz? / Chcesz mi coś powiedzieć, to mi papier napisz. / Ja nim wytrę mordę i spalę jak pamięć / O tym, że cię kiedyś, konfidencie, znałem."

Postaci na scenie queerują przy tym czas transformacji nie tyle jako awatary gangsterów i ich partnerek, a raczej osobne byty, przejmujące ich wybrane cechy - w tym skłonność do tworzenia własnych środowisk, wyznaczania osobnych zasad, wybierania kodów modowych... Ostatecznie spotkała ich w czasie transformacji porażka, która - jak ujmuje to Judith Halberstam w Przedziwnej sztuce porażki (jednej z lektur, którymi inspirowała się Szostak przy tym projekcie) - jest typowa dla kapitalizmu, gdyż ekonomia rynku musi mieć zarówno zwycięzców i przegranych, ryzykantów i oszustów. A jednak, nim doświadczyli upadku, przeżywali "najntisowość" znacznie intensywniej od reszty społeczeństwa, zanurzając się w iluzoryczności i tymczasowości zbytku, czy szukając rozrywek z pogranicza testowania blichtru i smakowania różnych transgresji.

W National Affairs i Skaj is the limit Iza Szostak zdecydowała się na ograniczenie muzyki i kreatywne wykorzystanie ciszy, która odbiera ruchowi na scenie konwencjonalny, pomocny element akompaniamentu, niejako wymuszając na widowni większe skupienie na obserwowaniu tego, co faktycznie dzieje się na scenie. Jeśli spojrzeć na tę kwestię zresztą trochę inaczej - stwierdzimy również, że zostaliśmy przez artystkę tak naprawdę uwolnieni od muzyki - tej, co opisuje czy konkretyzuje emocje. Szostak przyznała nam w zasadzie dużą swobodę w interpretacji ruchów i gestów agentów nowego ciała społecznego. Opowieści trzech przedmiotów z offu, czy dwa wejścia muzyków wykonujących piosenki imprezowe, tej ostro podkręconej w Skaj is the limit uwagi na sceniczność wcale nam nie rozbijają.

Dzięki pewnemu nerwowemu napięciu, możemy bardziej, pełniej docenić niuanse mikroakcji dokonywanych przez trzy postaci, śledząc afirmatywne gesty ich mini-zwycięstw, manifestacje sił, czy wreszcie ostentacyjne okazywanie quasi-wielkopańskiej swobody. Twarze, wykrzywione na początku przez ekstatyczne, niekończące się uniesienia (czyżby oddające upojenia świeżością lat 90.?), deformują siatkowe materiały na głowach. Z kolei same ciała - tancerki, tancerki w ciąży, siłacza - ulegają przekształceniu poprzez założone na nich kostiumy w formie groteskowo krótkich, pikowanych kurtek (wręcz kuriozalnie głośno zapinanych na scenie na napy). Ten element ubioru przydaje ciałom naddatku w postaci przerośniętych mięśni, deformujących sylwetki i zmieniających samą motorykę ruchu. Wraz z krzykliwymi, patchworkowymi spodniami czy bluzkami w chaotyczne, mozaikowe zwierzęce printy, składają się na nieświadomą wulgarność zachłyśnięcia nowym, oddając zarazem specyficzną energię lat 90.

Podczas rozmowy po spektaklu Iza Szostak porównała kostium przekształcający kształt i ruch ciał w Skaj is the limit do ciężkiego sprzętu użytego do jej słynnego Baletu koparycznego (2015). Wprawione w nim w ruch koparki potraktowała jako swoisty ubiór, wykorzystując go do ekstremalnej formy choreograficznej. Mówimy tu o figurach ruchów o parametrach zgoła obcych człowiekowi, znacznie poszerzających jego skalę, zakres/rozpiętość czy ogólnie pojęte możliwości. Koparki to zatem nie protezy, a rozszerzenia, które jak w przypadku upgrade'u umożliwiają to, co było dla nas dotąd zgoła niemożliwe.

Szostak obecnie jest w ciąży, a w performansie na jej brzuchu widzimy rysunek niesfornego diabełka, naszkicowanego w konwencji subwersywnego putta. Artystka w Skaj is the limit chce uciec od dosłowności i jednoznaczności symboli typu: nabrzmiały brzuch kobiety = ciąża, czy masywne mięśnie mężczyzny = siłacz. I tak, jak trójka postaci w performansie staje się nieokreślonymi ludźmi/humanoidami nowych czasów, podobnie sam brzuch kobiety w ciąży może skrywać w sobie równie dobrze Jajo Fabergé, czy inny (obcy) obiekt. Jajko jako znak nowego początku (tu: nowego ciała?) jest zresztą w drugiej połowie spektaklu konsumowane na scenie przez trójkę postaci. Obserwując tych ekscentrycznych bohaterów z czasów transformacji, moglibyśmy wręcz powtórzyć za Videodrome Davida Cronenberga: "Niech żyje nowe ciało".

Szostak w Skaj is the limit przyjęła perspektywę tzw. "badaczki labiryntowej". Takie osoby, jak pisze Andrzej Zybertowicz, starają się "pokazać, jak przekroczyć ograniczenia czasowości i kontekstu, założeń i przesądzeń, a ogólnie jak pozbyć się tego całego postmodernistycznego «farszu» [...] i wkroczyć w po-postmodernistyczną rzeczywistość". Stąd performance Skaj is the limit nie jest typową, "udziwnioną" postmodernistyczną wypowiedzią o "najntisowym" przełomie, wrażliwości i doświadczeniach, której moglibyśmy się spodziewać po współczesnym polskim teatrze i tańcu (czy: polskiej sztuce współczesnej). To raczej projekt powstały z chęci przezwyciężenia kulturowego konstruktywizmu, narratywizmu i dekonstrukcji, których to przyjęcie jako dominujących perspektyw w humanistyce i sztuce sprawiło, iż oddaliliśmy się zanadto od "realnej przeszłości". Skaj is the limit to zatem w pewnym stopniu ziszczony powrót pozornie niemożliwy - do minionej rzeczywistości i związanego z nią, acz trochę przegapionego przez innych, rewolucyjnego "zeitgaistu" grup wykluczonych z oficjalnej opowieści o przełomie demokratycznym.

Marek S. Bochniarz

  • Skaj is the limit
  • chor. Iza Szostak
  • Pawilon
  • 10.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021