Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Moniuszko wciąż aktualny

Niemalże zapomniane dzieło Stanisława Moniuszki, licząca sobie około trzech kwadransów muzyki śpiewogra, od czasu II Wojny Światowej zaistniała na scenie tylko raz. Ponad dwie dekady później zrekonstruowane na bazie odnalezionego w Niemczech odpisu z XIX wieku prezentowane jest publiczności jako opowieść o niezrozumieniu, wykluczeniu oraz wypływającej z nich nienawiści i przemocy.

. - grafika artykułu
fot. Bartek Barczyk Photography

Włoska reżyserka Ilaria Lanzino po raz drugi sięga po twórczość polskiego kompozytora. Odnajduje w niej, jak sama podkreśla, zainteresowanie grupami i społecznościami marginalizowanymi: w Strasznym Dworze skupiła się na problemie patriarchatu, wykluczenia kobiet oraz nienawiści do osób nieheteronormatywnych (wątek Dionizego); w Jawnucie wątek niechęci wobec Romów jest zauważalnie obecny już na poziomie libretta i stanowi tło dla dość prostej opowieści o zakazanej miłości Chichy i Stacha (ona Romka, on Krakowiak). To właśnie temat uprzedzeń i wykluczenia romskiej społeczności Lanzino zdecydowała się pokazać publiczności eksponując to, co w oryginalnym zamyśle było tłem, jako główny wątek spektaklu. Korzystając z otwartości formy jaką charakteryzuje się śpiewogra (dzieło sceniczne posiadające numery muzyczne oraz mówione dialogi; w XIX wieku zwyczajem było wplatanie w akcję utworów innych twórców, które w danym momencie były popularne) reżyserka zaprosiła Romskich artystów do uzupełnienia muzyki Moniuszki swoją twórczością. W ten sposób Sara Czureja Band wraz z Giselle Czureją (śpiew i taniec) i Mirosławem Dymitriakiem (gitara i śpiew) tworzyli opowieść, która dotyczy ich społeczności.

Równolegle z muzyką romską brzmiała zrekonstruowana przez Rafała Kłoczkę muzyka Moniuszki w wykonaniu zespołu Teatru Wielkiego w Poznaniu. W całości trwa ona niewiele dłużej niż 40 minut, co przy takiej liczbie solistów nie daje dużo materiału dla śpiewaków (kilka utworów solowych, parę duetów i kilka chórów). Orkiestrę poprowadził sam Kłoczko, natomiast w bohaterów dzieła wcielili się znani poznańscy śpiewacy: m.in. Małgorzata Olejniczak-Worobiej (Chicha), Piotr Kalina (Stach), Galina Kuklina (Jawnuta), Magdalena Wilczyńska-Goś (Jewa) i Jaromir Trafankowski (Bartosz). Całość przedstawienia odbyła się w pawilonie Międzynarodowych Targów Poznańskich specjalnie przygotowanym do wystawienia dzieła scenicznego. Niestety akustyka hali MTP jest nieprzyjazna muzyce - dźwięk orkiestry i chóru zdawał się być bardzo zduszony, a soliści musieli posługiwać się mikroportami. W rezultacie publiczność usłyszała dość zachowawczą wersję Moniuszki: poprawną, ale bez ognistej emocjonalności, tak bardzo ważnej dla muzyki romantyzmu. Zupełnie inaczej brzmiała muzyka romska. Nie była ona jedynie niecodziennym dodatkiem, lecz równoważnym narratorem opowieści rozwijającej się na scenie. Być może doświadczenie pracy z nagłośnieniem pomogło przebić się przez niesprzyjającą akustykę, a sama muzyka przejmowała autentycznością.

Gdyby wrażenia ze spektaklu uzależnić jedynie od jakości muzyki, można by czuć pewien niedosyt. Jednak najistotniejszym elementem tej konkretnej produkcji jest reżyseria i inscenizacja. Jak już zostało wspomniane, Lanzino zdecydowała się na ingerencję w treść w celu uwypuklenia interesującej jej tematyki. Wszystkie ważne wątki zostały jednak przez nią zachowane. Podzielona na trzy części sztuka skupia się po kolei na trzech postaciach kobiecych. Część pierwsza obrazuje uczucie Chichy do Stacha - zakochana dziewczyna jest rozdarta pomiędzy miłością do matki i rodziny, a miłością do chłopaka pochodzącego z innego kręgu. Nie rozumie skąd wynika zarówno wrogość rodziny ukochanego (w szczególności Bartosza, jego ojca), jak i obawy swojej rodziny przed wejściem w kontakt z osobami z zewnątrz. Druga część to retrospekcja nestorki społeczności romskiej, Jewy. Przypominają jej się straszne czasy wojny, kiedy całe narody, włączając jej własny, przeznaczony był do eksterminacji. Tragedia jej wspólnoty łączy się z jej osobistą tragedią - ofiarami prześladowań stały się jej maleńkie dzieci. W ostatniej części Jawnuta pomimo strachu o córkę szuka porozumienia z rodziną Stacha. Choć prawie wszyscy jej członkowie otwierają się na obecność kogoś z zewnątrz, Bartosz pozostaje przy swoich uprzedzeniach. Mimo że nienawiść zdaje się być już tylko sprawą nielicznych jednostek, wciąż potrafi doprowadzić do tragedii.

Wielką zaletą reżyserii Lanzino jest nie tylko jej innowacyjne, lecz wciąż spójne spojrzenie na treść spektaklu, ale także wielka dbałość o jego warstwę plastyczną. Obecność każdej postaci na scenie - nieważne, czy solisty, czy chóru - jest dobrze zaprojektowana i nie ma pustych przebiegów. Choreografia jest poprowadzona zgodnie z muzyką, użyte zabiegi mają czytelne znaczenie i są spójne z przekazem całości. Widz z łatwością może pojąć intencje twórczyni. Duże wrażenie zrobiła na mnie również wymowna scenografia Doroty Karolczak wraz z oświetleniem Wiktora Kuźmy i projekcjami Leszka Stryły oraz kostiumy Ilony Binarsch. W interpretacji Lanzino znalazło się miejsce i zastosowanie dla każdego ze wspomnianych elementów i żaden z nich nie był wartością samą dla siebie. Nawet udział dwóch odrębnych muzycznych środowisk w tej inscenizacji był znakiem jedności, a nie rozdziału.

Jawnuta w poznańskiej wersji robi niesamowite wrażenie, tym bardziej że od czasu remontu w Teatrze liczba inscenizacji operowych jest ograniczona. Chociaż opowieść prowadzona przez Lanzino jest niezwykle barwna, piękna i wzruszająca, to nie odpowiada na pytanie jak walczyć z niesprawiedliwymi uprzedzeniami. Prawda przemawiająca ze spektaklu, szczególnie z ostatniej sceny, jest gorzka - uprzedzenia i nienawiść istnieją nawet po latach starań o akceptację i pokój. Niemniej imponujące jest to, że tak bardzo współczesny przekaz został wypowiedziany poprzez dzieło sprzed półtora wieku, a więc niepozbawione pewnych stereotypizacji (widzimy na scenie Romów tułających się po świecie i śpiących pod gołym niebem, a z drugiej strony "cywilizowaną" rodzinę z despotycznym ojcem jako jej głową), nie wspominając już o problemie przywłaszczenia kulturowego. Tym bardziej należy się uznanie dla reżyserki, która po raz pokonała trudności związane z interpretacją Moniuszki i z wyczuciem, ale zdecydowanie opowiedziała historię o wykluczeniu.

Kamil Zofiński

  • "Jawnuta" albo romskie historie na motywach opery Stanisława Moniuszki
  • reż. Ilaria Lanzino
  • Teatr Wielki
  • 16.12

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022