Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Rzeczy (nie)ważne

"W przypadku Mariusza Kruka myślę, że nie należy - tym bardziej jeśli artysta jest w pobliżu - analizować jego prac, ponieważ artysta sam jest przeciwnikiem analizy. Jego prace przede wszystkim działają na emocje. One mają tworzyć pewną sytuację, pewną atmosferę, mają być odbierane intuicyjnie i emocjonalnie" - mówiła podczas wernisażu online Bogna Błażewicz, kuratorka wystawy Współbrzmienie zdarzeń.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatora

Mając w pamięci te słowa, przyznam szczerze, że nie jest mi łatwo podjąć się zrecenzowania wystawy Mariusza Kruka. Trochę w poczuciu bycia intruzem, który nie chce mimo wszystko narobić zbyt wielu szkód, postaram się jednak napisać tekst - nie tyle może będący recenzją czy szczegółową analizą tego, co można zobaczyć na ekspozycji, co próbą rzucenia pewnego tropu i, mam nadzieję, zachętą do tego, by każdy odbiorca na spotkanie z pracami Mariusza Kruka wyruszył indywidualnie.

Suma elementów odrębnych

"Dawniejsi malarze - i obecni chyba też - komponują swoje dzieła drobinkami świata" - powiedział podczas spotkania sam twórca. On sam właśnie na te drobinki zdaje się zwracać szczególną uwagę. Chociaż to nie malarstwo tu oglądamy, patrzymy jednak na małe, może nawet niechciane elementy, który budują pewną całość. I to nie tylko w obrębie jednej pracy, ale w obrębie całej wystawy widzianej jako jedność. Pokrywa się to ze słowami kuratorki, która zwróciła uwagę na fakt, że na dzieła Mariusza Kruka nie należy patrzeć jak na pojedyncze twory, ponieważ one same w sobie są sumą i ucieleśnieniem jednej i tej samej filozofii.

Rzeczywiście trudno jest uniknąć wrażenia, że pomiędzy wszystkimi pracami, które zaprezentowano nie istnieje jakiś wspólny mianownik. Trudno jednak ten mianownik jakoś nazwać, a już na pewno niełatwo znaleźć jedno słowo, które starczyłoby za całe wyjaśnienie. Na pewno nie chodzi o to, że mamy tu do czynienia z próbą ujednolicenia wszystkich poprzez wybór tych samych materiałów wykorzystanych w assamblage'ach. Są one bowiem bardzo różnorodne. Nie można tu mówić, że wszystkie stworzone zostały z papieru, metalu, drewna lub szkła. Nie można mówić o wspólnej kolorystyce ani kształcie, bo nie oglądamy tu takich samych elementów, które układają się w taką samą formę. Nie chodzi też o tytuł, bo żadna z prac nie została podpisana. Nie ma tym samym żadnej podpowiedzi. Skąd więc to poczucie, że wszystkie te elementy funkcjonują w jakiejś symbiozie?

Odpowiedź wydaje się nie tylko prosta, ale nawet w tej prostocie nieprawdopodobna. Chodzi o to, że wspólnym mianownikiem w tym wszystkim wydaje się - przynajmniej w moim przekonaniu - ręka tego, kto daną kompozycję nie tylko wykreował, ale kto był głównym bohaterem i inicjatorem zdarzenia, które poprzedziło powstanie tych wszystkich, jak powiedzielibyśmy - resztek, które wtórnie wykorzystano. Te resztki są takimi nietypowymi śladami, pozostałościami po jakichś czynnościach, a wręcz świadectwem tego, co było. Twórca z kolei nadaje tym skrawkom nie tylko nowe znaczenie, ale pokazuje, że one mają tę wartość same w sobie. Mariusz Kruk pokazuje przy tym, że wspólnota nie musi rodzić się tam, gdzie wszystkie części jakiejś układanki są jednorodne czy podobne do siebie, ale tworzy się tam, gdzie pojawią się między nimi różnice i to nawet bardzo namacalne.

Z narracją i bez

Prace Mariusza Kruka niosą ze sobą również jakąś opowieść. Bo czy nie jest przypadkiem tak, że patrząc na kolejne assamblage możemy (choć równocześnie nie musimy oczywiście tego robić) dopowiadać sobie co nieco o okolicznościach, w jakich powstały elementy, z których zostały stworzone? W zależności od nas samych dana historia może być prosta lub mocno złożona, taka bądź inna. Jest tu dużo wolności dla odbiorcy, który swoje wyobrażenia modyfikuje zgodnie z własnymi pomysłami i traktuje to, co widzi, jako punkt wyjścia dla swoich rozważań, pytań i odpowiedzi. Jeśli był kreator, jeśli była jakaś sytuacja, można już mówić o jakieś opowieści.

Może na tym papierze pomalowanym jakby przypadkowo niebieską farbą wcześniej ktoś namalował jakiś obraz? Czemu jednak uznać, że te przypadkowe kleksy mają mniejszą wartość od niego? Czy nie są śladem tego, co było? Czy to, co było, nie jest ważne? Czy miejsce tego naprawdę jest na śmietniku? Może największa siła tkwi w tym właśnie, że choć tak niepozorne - były obecne w akcie tworzenia? A te skrzypce może były elementem martwej natury? Paleta z kolei, do której są przyklejone, może była tą, na której malarz mieszał farby, które następnie przenosił na płótno?

Takie pytania mnożą się. Świadczy to o tym, że prace Kruka można interpretować na różne sposoby. Może to robić każdy, nie ograniczając się analizami krytyków, podpowiedziami ze strony artysty czy czymkolwiek innym. Nawet niniejszym tekstem.

Justyna Żarczyńska

  • wystawa Mariusza Kruka Współbrzmienie zdarzeń
  • kuratorka: Bogna Błażewicz
  • Galeria Miejska Arsenał
  • czynna do 28.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020