Adam, wrażliwy czterdziestokilkulatek, mieszka w nowym, jeszcze słabo zaludnionym bloku gdzieś na obrzeżach Londynu. Zawodowo pisze scenariusze filmowe, choć częściej niż w ekran laptopa zdaje się wpatrywać w dal za oknem. Pewnego wieczoru u jego drzwi staje inny mieszkaniec budynku - Harry, na swój sposób uwodzicielski, ale też trochę zawiany, z butelką japońskiej whisky w ręku. Proponuje drinka bądź cokolwiek innego, na co Adam będzie miał ochotę. Ten odmawia, ale za drugim razem dochodzi do dłuższego spotkania, rozmowy i cielesnego zbliżenia. Poznawanie się dwóch mężczyzn przeplatane jest odwiedzinami Adama u rodziców. Co jednak dziwne, ci wydają się być w tym samym wieku, co on. Wkrótce Adam zdradza Harry'emu, że jego rodzice zginęli w wypadku, kiedy miał 12 lat.
Haigh przeobraził materiał źródłowy, czyli powieść Strangers Taichiego Yamady, w niezwykle osobistą historię - część filmu nakręcił zresztą w swoim dawnym rodzinnym domu. Stąd wątki queerowe ukazywane są z perspektywy lat osiemdziesiątych, kiedy paniczny strach wzbudzało AIDS, a osoby przyznające się do orientacji homoseksualnej były piętnowane i wykluczane z kręgów rodzinnych przez własnych krewnych. Główny bohater nie ma aż tak radykalnych problemów z rodzicami, ci wszak są albo wytworem jego wyobraźni, albo duchami w bardziej dosłownym sensie - owszem, stawiają mur, który być może da się przebić, a być może nie, ale z pewnością nie pojawiają się po to, by odrzucić jakikolwiek dialog i wykluczyć konfrontację. Mamy bowiem do czynienia z filmem o żałobie, o przepracowaniu straty, o tym, co miało kiedyś zostać wypowiedziane, ale los sprawił, że stało się to niemożliwe.
Natomiast współczesny Londyn, a także sam blok, w którym mieszkają Adam i Harry, nie dają wielu sposobności do spotkań z innymi ludźmi - gdyby nie scena w dyskotece, można by sądzić, że film jest także swego rodzaju odpryskiem pandemicznych lęków związanych z samotnością, izolacją, depresją, nadmiernym skoncentrowaniem się na własnych wspomnieniach i przeszłości. Wszystkie te podróże w głąb umysłu i rozmyta chronologia nie ułatwiają widzowi odnalezienia się w historii, ale aktorzy okazują się wspaniałymi przewodnikami. Niesamowity jest Andrew Scott, który precyzyjnie ogrywa wszystkie złożone stany emocjonalne Adama - jest przy tym zresztą prawdziwym oblubieńcem kamery. Dla Paula Mescala odgrywającego Harry'ego to kolejna starannie dobrana rola, między innymi po Normalnych ludziach i Aftersun, którą potwierdza swój aktorski talent. Świetnie prezentują się również Jamie Bell i Claire Foy jako rodzice Adama - mimo że są nieco młodsi niż Scott, to nie mamy wątpliwości, że łączy ich relacja rodzicielsko-synowska.
Największy problem z tak osobistym, po części wręcz introspektywnym filmem jest taki, że należy dojrzeć w ekranowym doświadczeniu jakąś cząstkę własnych przeżyć, aby móc emocjonalnie w pełni zanurzyć się w tej opowieści. Chociaż już sam koncept fabularny na pewnym poziomie powinien być bliski większości z nas - Adam to przecież scenarzysta, który zamiast pisać skrypty dla jakiejś wytwórni filmowej, tworzy w głowie alternatywne scenariusze zdarzeń, które miały miejsce w jego życiu. Zadaje sobie pytania, co by było, gdyby zachował się inaczej, gdyby los dał mu więcej czasu na niektóre sprawy, gdyby wyartykułował słowa, które pozostawił niewypowiedziane. Któż z nas tak czasem nie robi?
Adam Horowski
- Dobrzy nieznajomi
- reż. Andrew Haigh
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024