Początek utrzymany jest w klimacie neo-noir. William Lee, uzależniony od alkoholu i narkotyków pisarz w średnim wieku, głównie szlaja się po meksykańskich barach, by podrywać młodych mężczyzn. Zresztą z całkiem niezłym rezultatem. Jednak kiedy spotyka Eugene'a Allertona, pragnienie przeradza się w niezdrową fascynację. Zwłaszcza że jego obiekt westchnień niewiele mówi, za to często pojawia się w barach z przyjaciółką, z którą gra w szachy. Z czasem relacja nabiera intensywności, by doprowadzić ich w poszukiwaniu nowych doznań do amazońskiej dżungli.
W porównaniu do subtelnych "Tamtych dni, tamtych nocy", z ich grą spojrzeń, uśmiechów, muśnięć i rozmów, "Queer" jest niezwykle dosłowny i bezpośredni - także w scenach erotycznych, które musiały wymagać sporo odwagi od mocno odcinającego się tą rolą od wizerunku bondowskiego amanta Daniela Craiga. Brytyjski aktor pozostaje tu cieleśnie atrakcyjny, ale życiowo pogubiony, opętany poszukiwaniem stymulacji - alkoholowej, narkotykowej i seksualnej, a najczęściej wszystkich naraz. Craig jest genialny w tych barowych scenach, kiedy gra nerwowymi gestami, zwilżonymi od whisky, zaciśniętymi i jednocześnie wydętymi ustami, jakby usilnie powstrzymywał wymiociny od wydostania się na zewnątrz. Jego aktorski popis jest zdecydowanie najmocniejszym punktem filmu - także jego późniejszych partii, w których Guadagnino wydaje się coraz bardziej pogubiony.
Craigowi partneruje Drew Starkey wcielający się w Allertona. Ponoć milczenie pięknego człowieka przywodzi na myśl tajemnicę (jak mówił całkiem niedawno Gary Oldman w "Bogini Partenope" Paola Sorrentina). Jeśli to prawda, to tajemnica Allertona wydaje się raczej mroczna, a jaka, można się tylko domyślać - być może wynika z nieprzepracowanych traum związanych z ojcem. Mężczyzna jest świadomy swojej atrakcyjności i nie boi się z tego korzystać, ale poza sferą erotyczną zasadniczo pozostaje bierny i uległy wobec coraz bardziej szalonych pomysłów swego o wiele starszego kochanka.
Guadagnino jest romantykiem i świetnie sobie radzi w pierwszej połowie filmu, kiedy kwitnie romans między bohaterami. Umiejętnie wykorzystuje teatralną scenografię i ścieżkę dźwiękową przygotowaną przez Trenta Reznora i Atticusa Rossa (usłyszymy m.in. utwory Nirvany, Prince'a czy Sinead O'Connor), by przedstawić Meksyk nie jako prawdziwe miejsce, ale jako przestrzeń zawieszoną w bezczasie, co pasuje do materiału źródłowego - wszak książka Burroughsa została napisana w latach pięćdziesiątych, wydana w latach osiemdziesiątych, a zekranizowana w dobie mediów cyfrowych.
I właśnie technologiczne nowinki, łącznie z CGI, wykorzystuje włoski reżyser w późniejszych rozdziałach, ale trochę zaczyna się w tym gubić. Zwłaszcza sceny narkotycznego tripu budzą rozczarowanie - lepsze mogliśmy zobaczyć nawet w filmach, w których nie odgrywały tak istotnej roli (vide "Big Lebowski" czy "Wilk z Wall Street"). A przede wszystkim "Queer" pozostaje filmem gładkim, estetycznym, podczas gdy sugerowane są brud, niechlujność, zaniedbanie. Przez to najnowszy obraz Guadagnina staje się nie do końca spójną tragiczną fantazją o starzeniu się, autodestrukcji, samotności i pragnieniu miłości. Przeciętną w swym powściągliwym szaleństwie, z wybitną rolą Daniela Craiga.
Adam Horowski
- "Queer"
- reż. Luca Guadagnino
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025