Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Przełamanie polskiego monopolu na powstania

- Jeśli się zatrzęsie polityką historyczną, to te wszystkie zatrute jabłka spadną, bo są fałszywe - mówi Michał Wójcik*, autor książki Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.

. - grafika artykułu
Michał Wójcik, "Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady" - fragment okładki, fot. materiały prasowe

Pana książka podejmuje bardzo trudny temat, który jest związany z Holokaustem. Dlaczego się Pan nim zajął?

Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Dlaczego ktoś się zajmuje Pompejami, a inna osoba Aleksandrem Macedońskim? Chyba każdego badacza ciągnie jego temat. Zemsta to w pewnym sensie ciąg dalszy mojej poprzedniej książki. Na temat powstania w Treblince natknąłem się przypadkiem, przeglądając materiały w Archiwum Akt Nowych na zupełnie inny temat. W spuściźnie po pewnym historyku zajmującym się AK natrafiłem na kopertę z napisałem Treblinka "43. Po otwarciu zauważyłem, że to gotowe dossier manipulacji. Dotyczyło właśnie powstania w Treblince i pamięci o nim, które po wojnie zostało zagarnięte przez kombatantów akowskich - delikatnie w latach 50., a już zdecydowanie w latach 60., zwłaszcza w okolicach '68, co wskazuje na kontekst tej manipulacji.

Polegała ona na tym, że kilkunastu żyjących akowców-partyzantów przyznało, że to oni odbili Treblinkę. Owszem, wybuchł tam żydowski bunt, ale był źle kierowany i źle przeprowadzony. Dopiero pomoc z zewnątrz okazała się tu kluczowa. Żydzi - w tej wymyślonej narracji - w ogóle nie chcieli się buntować, byli zbyt leniwi i siedzieli w tym piekle bezczynnie czekając na śmierć. Trzeba ich było wręcz zmusić do działania. Potrzebna im była "polska" inicjatywa, polskie know-how, żeby ich z tych opresji wyciągnąć. To się udało, ale kosztowało AK-owców sporo wysiłku. I tak napisałem Treblinkę "43. Gdy w Muzeum POLIN odbyła się konferencja naukowa o oporze żydowskim w czasie II wojny światowej, doktor Krzysztof Persak namówił mnie, aby sprawdzić, jak było w innych obozach. Został niejako akuszerem projektu Zemsta.

Na czym polegała koncepcja jej napisania?

Chciałem sprawdzić czy da się powiązać ze sobą kolejne żydowskie bunty. Czy konspiratorzy w obozach działali wiedząc o sobie nawzajem. Na pewno powstanie w warszawskim getcie wpłynęło na działania w Treblince. Więźniowie dowiedzieli się od osób z warszawskiego transportu, że wydarzyło się coś niebywałego. Żydzi chwycili za broń, Niemcy giną na ulicach. Później więźniowie w Sobiborze dowiedzieli się o powstaniu w Treblince. Natomiast ruch oporu w Auschwitz-Birkenau zbierał informacje z całego Generalnego Gubernatorstwa. W kompleksie oprócz obozu zagłady, był przecież obóz koncentracyjny, tysiące więźniów, transporty wciąż przyjeżdżały, przybywało informacji. Powstanie Sonderkommando miało być tylko elementem większej układanki.

We wstępie Zemsty... stworzył Pan intrygujące zestawienie akowca Adama Smulikowskiego i Żyda Oskara Strawczyńskiego zaznaczając, że to nie będzie książka o tym pierwszym. Czy chciał Pan w ten sposób podkreślić proces "zawłaszczenia pamięci"?

Przywołałem Smulikowskiego ze względu na raport, który napisał w Szwajcarii w 1942 roku. Cytuję kilka zdań, one wszystkie zawierają fałsz. Smulikowski oddaje w nim stan wiedzy i świadomości przeciętnego funkcjonariusza państwa podziemnego, osoby średniego szczebla - kuriera. Jeżeli przyjmiemy, że państwo podziemne i AK to dziesiątki a potem setki tysięcy ludzi, do tego struktury rozsiane po całej Europie, placówki dyplomatyczne i wywiadowcze, to możemy powiedzieć, że z patriotycznie działają wręcz miliony Polaków. Smulikowski pozwala sobie na zdania, które są dla niego oczywiste - i są one równie oczywiste dla państwa podziemnego.

W kontrze do Smulikowskiego chciałem wskazać na pana Oskara, prostego blacharza i dekarza, bo byli rówieśnikami. To zabieg literacki - pokazałem dwóch panów, którzy do "39 roku są normalnymi mieszkańcami Polski, jej obywatelami, mają takie same prawa, płacą podatki, posiadają dzieci, przeżywają codzienne radości i smutki - i nagle ich drogi się rozjeżdżają. Pierwszy schodzi do Podziemia i pozwala sobie na wyższościowe uwagi, czynione z punktu widzenia prawdziwego Polaka. Uznaje, że ma prawo decydować, kto jest lepszy, a kto gorszy, no i w końcu kto w tym polskim oikumene już miejsca mieć nie powinien. Wyklucza z niej Żydów, jeszcze chwilę temu polskich współobywateli, wyklucza faceta, który może kiedyś mu dach naprawiał. Pokazując go palcem i mówi, że on nie ma żadnych praw, nie jest godzien być Polakiem. I to jest dla mnie bardzo ciekawe!

Skąd w państwie podziemnym to "powszechne wyobrażenie o Żydach" jako osobach bezwolnych? Smulikowski napisał w raporcie "pokutujące u nas przeświadczenie o specjalnej solidarności rasowej żydów jest pojęciem jak najbardziej nieuzasadnionym", a "żydzi zdemoralizowani z pokolenia na pokolenie specjalnymi warunkami swego życia nie reprezentują dziś tego, co zwykliśmy określać mianem narodu"?

Na ten temat napisał fenomenalną, bardzo grubą książkę Adam Puławski, były już IPN-owski historyk. Pokazał, jak wyglądał powolny proces wyrzucania Żydów poza nawias Polski i polskości  w ciągu kilku wojennych lat. Choć należy pamiętać, że oni byli wyrzucani od dawna. Nie mówię już nawet o tym, co robili przed wojną narodowcy, endecja czy radykalna endecja. Ten proces zaczął się jeszcze w XIX wieku, a przyspieszył w wieku XX. Doszło do tego, że elity Rzeczpospolitej przejęły od nich koncepcję Polski jako etnicznej jedności. Tylko potomkowie Piastów i tylko chrześcijanie, katolicy rzymscy, są tu nad Wisłą gospodarzami i tylko oni mają prawo określać się mianem Polaków. Żydzi natomiast nie, a prawosławni, grekokatolicy... to się dopiero zobaczy.

I gdy zaczęła się okupacja dochodzi do zamknięcia tego procesu. Polacy przejmują niejako od Niemców i sami uznają za naturalnie obowiązujące ustawy norymberskie. One rzeczywiście zaczęły obowiązywać, ale były przecież narzucone siłą. Tymczasem z wielu innych niemieckich rozporządzeń, akurat te "wykluczające" przepisy spotykają się z absolutnym zrozumieniem i akceptacją, bądź co bądź "nieujarzmionego" polskiego społeczeństwa. Czyli Żydzi są już tylko Żydami - to już nie są Polacy, nie nasi obywatele, to są... jacyś obcy. Już w 1940 roku w dokumentach akowskich widać, że w przyszłej, powojennej Polsce ich już nie będzie. A pamiętajmy, że wprawdzie straszne rzeczy już się dzieją, ale nie ma jeszcze Zagłady, Akcji Reinhardt i przemysłu zabijania, a do końca wojny daleko. Gdy w 1942 r. zaczęła się hurtowa eliminacja Żydów, Państwo Polskie... przygląda się. A przecież, teoretycznie, ma wobec "obywateli" swoje obowiązki, musi ich wziąć pod opiekę, choćby symboliczną. I co się dzieje? Nic.

Co Panu przyświecało w pracy nad książką?

Dotyczy - jak sam jej tytuł wskazuje - zapomnianych powstań. Jeśli otworzymy podręczniki, polska historia od końca XVIII wieku, przez wiek XIX po XX jest slalomem między powstaniami, insurekcjami i walką narodowo-wyzwoleńczą. Nieustanna walka o polskość, wolność, niepodległość. To wszystko skąpane w romantyzmie, usankcjonowane polskim mesjanizmem  - jesteśmy wybrańcami Boga. "Nam" wolność - jako przedmurzu chrześcijaństwa - się należy, bo się o nią potrafimy bić.

Tymczasem z Żydami jest inaczej. Oni, poza nielicznymi wyjątkami, o wolną Polskę się nie starają. Im na niej nie zależy. I gdy zaczyna się Zagłada, pojawia się mit, na który wszyscy czekali: Polacy jak to mają w zwyczaju biją się nadal, a Żydzi to już tylko barany pędzone na rzeź. Kolejny krzepiący dobre samopoczucie Polaków mit. Bo przecież żydowski ruch oporu istniał, był potężny, zaś w obozach wybuchały żydowskie powstania i bunty. Próżno jednak tego szukać w naszym polskim historycznym imaginarium. Efekt jest taki, że to kłamstwo, ta nacjonalistyczna toksyna XX i XXI wieku, przedostaje się teraz do polityki historycznej i na tym budowana jest obecnie polska pamięć. Kwintesencją tego był słynny film zamykający wystawę w przejętym przez "dobrą zmianę" Muzeum II Wojny Światowej. Nie wiem, czy ta pięciominutowa bzdura jest tam jeszcze pokazywana...

Jeżeli obala Pan mit o monopolu Polaków na powstania i braku powstań żydowskich w czasie II wojny światowej, to czy liczy się z tym, że może czekać Pana taki proces sądowy, który przydarzył się prof. Barbarze Engelking i prof. Janowi Grabowskiemu, bądź że ktoś "naśle" na Pana prawomyślnych historyków do obalenia tez opublikowanych w książce Zemsta...?

To ciekawe, że Pan o to pyta. Domyślam się, że w trosce, z dobrą intencją. Ale przeanalizujmy: dziennikarz pyta historyka, czy ten nie obawia się reakcji "karnej" na swoją książkę. Czy nie będzie ciągany po sądach, za swoje ustalenia. Tymczasem jesteśmy - chyba nadal - w wolnym kraju, badania naukowe trwają, historycy piszą książki. Czy nie świadczy to aby o kompletnej schizofrenii, w której wszyscy żyjemy?

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Michał Wójcik - rocznik 1969. Dziennikarz i historyk. Scenarzysta programów i filmów historycznych. Współpracował z History, Discovery Historia i Canal+. Współautor wywiadów rzek z bohaterami drugiej wojny światowej: Stanisławem Likiernikiem i Stanisławem Aronsonem, członkami warszawskiego Kedywu, oraz Lucjanem Wiśniewskim, oficjalnym likwidatorem wrogów Państwa Podziemnego. Jego monografia Treblinka'43 zdobyła Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej za najlepszą książkę 2018 r. i została przetłumaczona na kilka języków.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021