"Pigmalion" Bernarda Shawa to opowieść o profesorze dobrej wymowy, który zakłada się ze swoim przyjacielem, że w ciągu sześciu miesięcy wprowadzi na salony biedną kwiaciarkę Elizę i zrobi z niej damę. Dramat doczekał się 11 adaptacji filmowych na czele z kultową wersją "My fair lady" w reżyserii George'a Cukora z roku 1964.
- Wydaje mi się, że teraz w teatrze jest czas nie tylko na komedię, ale i na dobrą satyrę. Otacza nas dość niepokojące pole wydarzeń. A "Pigmalion" to satyra na wysokim poziomie, która przetrwała próbę czasu - mówi Mikita Iłynczyk, reżyser spektaklu i współtwórca scenariusza. - Moim zdaniem teraz jest czas na wystawienie w Polsce tej niezwykle popularnej sztuki. Kraj stał się wielokulturowy, co powoduje różne zmiany - emocjonalne, polityczne, gospodarcze - dodaje.
O czym więc opowiadać będzie inscenizacja zaproponowana przez Iłynczyka i dramaturga Andrzeja Błażewicza? Zagłębimy się w potencjalne scenariusze dla nadciągających dekad. Przeniesieni do dystopijnej przyszłości, wylądujemy w rzeczywistości (w teorii - odległej, w praktyce - znanej nam bardziej, niżbyśmy chcieli) pełnej strachu, prześladowań i nieufności. Bohaterem "Pigmaliona" jest "pewna poznańska, inteligencka i bardzo liberalna rodzina". Ten zabieg przybliża nas do przedstawianej opowieści w sposób, który może budzić dyskomfort, uświadamiając nam złożoność i znaczenie ignorowanych przez nas historii, które dzieją się przed naszymi (zasłoniętymi) oczami. Odkrycie przez wspomnianą rodzinę ukrywającej się w ich piwnicy migrantki zmienia dotychczasową trajektorię ich życia. Bohaterowie postanawiają skupić się na szeroko rozumianym przystosowaniu dziewczyny do nowych realiów, na nauczeniu jej języka polskiego (co ważne - bez akcentu!) i na stworzeniu z niej Europejki, Meta-Polki.
Zapytałam reżysera, co kryje się pod tym pojęciem. - Być może to autoironia - odpowiada. - Urodziłem się w Nowogródku, czyli w zachodniej Białorusi. Nowogródek jest dość silnym historycznie i energetycznie ośrodkiem kultury polskiej, w którym urodzili się Adam Mickiewicz i Kościuszko, w którym brał ślub Jagiełło. Jestem etnicznym Polakiem, dla którego język polski nie jest językiem ojczystym. To był język mojej babci. Mój akt urodzenia mówi, że jestem Polakiem. Ale z drugiej strony, mieszkając tutaj, wyraźnie zdaję sobie sprawę, że nigdy nim nie będę, bo wychowałem się w zupełnie innym klimacie społecznym, w innym środowisku językowym. Kiedy mówię, mogę popełniać błędy, a sprzedawczyni w sklepie może powiedzieć mi, żebym nauczył się polskiego, bo mieszkamy w Polsce. Wszystkie te rzeczy staram się połączyć w "Pigmalionie" - tłumaczy. Iłynczyk przestrzega, że nadchodzą czasy, w których akcent może stać się naszym wrogiem. W spektaklu tworzy, więc Meta-Polaka "wyszkolonego w polsko-europejskich manierach".
Grono realizatorów tworzą wspomniany już dramaturg Andrzej Błażewicz, z którym współpracę Iłynczyk określił mianem "transnarodowego dialogu tego samego pokolenia Europejczyków", autor scenografii - Raman Tratsiuk (zainteresowany performatywnością i interakcją między artystą a widzem), kostiumografka - Tasha Katsuba (której efektu prac jestem niezwykle ciekawa; jej dotychczasowe projekty wpisują się w dystopijny charakter realizacji, ale jaką formę, jaki charakter finalnie zdecyduje się nadać postaciom?) oraz autor muzyki Krzysztof Kaliski (kompozytor i multiinstrumentalista, współpracował m.in. z Magdą Szpecht i Justyną Sobczyk). Reżyserię świateł wykreuje Sergey Rylko (który zadebiutuje tym samym we współpracy z Teatrem Polskim), projekcje wideo stworzy natomiast Alexander Adamau (stypendysta 2025 MKiDN w zakresie sztuk wizualnych).
A jakie wyzwania czekają aktorów Teatru Polskiego w trakcie pracy nad "Pigmalionem"? - Myślę, że dla aktorów interesująca jest praca w ramach teatru psychologicznego. Na próbach dużo czasu poświęcamy na dogłębną analizę psychiki każdej postaci, jej motywacji, celów. I oczywiście staramy się zrozumieć psychikę ludzi, którzy będą "rządzić" Europą w niedalekiej przyszłości - tłumaczy Iłynczyk. Jak mówi, chce sprawdzić, jaka jest psychologia pokolenia, które dojrzewało na początku XXI wieku, z czym nie może sobie poradzić, z jakimi trudnościami się mierzy, jaką spuściznę polityczną akceptuje? - Czy my, Europejczycy, którzy dorastali w ciepłych i wygodnych latach dwutysięcznych, jesteśmy gotowi na nowe kataklizmy historyczne? Co będzie naszą infantylną komedią? A co będzie naszą diabelską tragedią? - pyta.
Przekonajmy się. Zespół Teatru Polskiego jest w świetnej formie. Koniec roku przyniósł znakomitą "Wierę Gran", początek - cudownie obrazoburczego "Nowego Pana Tadeusza". Na scenie przy 27 Grudnia nie dzieją się rzeczy letnie, nijakie, łatwe do zapomnienia. Najczęściej wychodzi się stamtąd w zachwycie albo z poczuciem niesmaku, w podziwie albo poczuciu odrzucenia. Cokolwiek by to było (a mamy prawo do reakcji z każdego końca spektrum) - warto wystawić się na to doświadczenie.
- Myślę, że pójście do Teatru Polskiego na "Pigmaliona" jest świetnym pretekstem, żeby się z siebie nawzajem pośmiać - zapowiada Iłynczyk. - Prawica będzie się śmiała z lewicy, lewica z prawicy, miejscowi z przybyszów, przybysze z miejscowych, rodzice z dzieci i odwrotnie. A co jeszcze może nas uratować i zjednoczyć oprócz dobrego humoru? - pyta.
Marta Szostak
- Pigmalion, reż. Mikita Iłynczyk
- Teatr Polski
- premiera: 27.03
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025