Twoje muzyczne, bigbandowe i orkiestrowe, dokonania to temat na osobną rozmowę. Dziś Blue Jazz Orchestra to ich naturalna kontynuacja. Jak powstał ten skład?
Muszę przyznać, że działanie w dużych zespołach jazzowych to jest artystyczny kierunek, który obrałem już jakiś czas temu. Choć nie jest to łatwe, ponieważ muzyka jazzowa jest dziś muzyką niekomercyjną. Orkiestry jazzowe generują duże koszty i sporo wysiłku organizacyjnego. Już podczas studiów założyłem Poznań Jazz Philharmonic Orchestrę, z którą działałem i grałem długi czas. Moja pierwsza płyta (Piotr Scholz / Poznan Jazz Philharmonic Orchestra: Suite The Road - przyp. red.) była debiutem tego zespołu. Orkiestra niestety wygasła w pandemii. Zrealizowaliśmy wtedy jeszcze dwa nagrania online, ale pomimo posiadania fundacji i starań o różne dofinansowania nie udało się nam utrzymać. Czułem, że taki zespół, jeżeli nie zostanie wciągnięty w jakąś instytucję, nie będzie dotowany ze środków publicznych, będzie miał bardzo trudno. Czy big-band, orkiestra jazzowa jest gorsza od orkiestry symfonicznej, filharmonii, orkiestry kameralnej, opery czy teatru? Uważam, że nie. Jest tak samo potrzebna.
Jak trafiłeś do klubu Blue Note?
Gdy zobaczyłem, że sytuacja w Blue Note się zmienia, gdy zaczął tam działać Krzysztof Wawrzyniak - kolega ze szkolnych, licealnych lat z Poznańskiej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej im. M. Karłowicza II stopnia, gdy klub został pięknie wyremontowany i naprawdę możemy się nim chwalić, pomyślałem: "Dobra! Nie udało się na rynku niepublicznym, może orkiestra obroni się na rynku komercyjnym".
Zaskakująca decyzja. Odezwałeś się więc do Krzysztofa Wawrzyniaka i...
...pomysł od razu mu się spodobał i podjęliśmy próbę. Najpierw pilotażowo zdecydowaliśmy się na jeden koncert pod koniec grudnia zeszłego roku, a ten tak dobrze się sprzedał, że zrobiliśmy dwa jednego dnia. Byłem w szoku już na etapie sprzedaży biletów. Okazało się, że jednak jest duże zapotrzebowanie na taki zespół, jest publiczność, która będzie chciała chodzić na takie koncerty i słuchać bigbandowej muzyki. Udało się, więc czekamy, co dalej, kolejny koncert już w lutym.
Aż tak wielkiego zaskoczenia chyba nie powinno być, bo skład jest świetny.
To są ludzie, z którymi miałem okazję współpracować wcześniej. Nawet jeżeli to nie zostało zwieńczone płytą, to z nimi grałem. Stwierdziliśmy, że nie tylko nazwa ma być uznaną marką, ale i ludzie ją tworzący. Chodzi o to, że aby słuchacze utożsamiali się z zespołem, muszą też utożsamiać się z artystami, którzy w nim grają. Postawiłem na osoby, z którymi współpracowałem, i wiem, że świetnie się sprawdzają w tego typu zespołach. Mamy tu takie legendarne postacie jak saksofonista Maciej Kocin Kociński czy Piotr Banyś - najbardziej znany puzon jazzowy w Poznaniu i w regionie. Są też Kuba Marciniak (saksofon tenorowy) czy Damian Kostka (kontrabas), z którymi gram od liceum, gdzie razem uczęszczaliśmy na wydział jazzu. Współtworzyliśmy Weezdob Collective (zdobywcy I miejsca Blue Note Poznań Competition 2015 - przyp. red.). Jest też znakomity trębacz Tomek Orłowski czy saksofonista Marek Konarski. Z innymi muzykami współpracowałem przy okazji mojej działalności artystycznej: Dawid Tokłowicz, Kuba Jóźwiak, Kajetan Sobieraj, Michał Kołodziejski, Gracjan Matouszek, Filip Chojnacki czy Staś Aleksandrowicz. Znamy się muzycznie bardzo dobrze, jesteśmy zgrani ze sobą. To ważne i wyczuwalne właśnie w dużych zespołach. Bo jazz jest muzyką zespołową. Są indywidualności, ale trzeba je pogodzić i budować wspólne brzmienie i zaufanie. To jest piękno tej muzyki - wolnościowe, równościowe, demokratyczne podejście. Trzeba nad tym pracować podczas prób, bo to przynosi potem fantastyczne efekty, jeżeli chodzi o ostateczne brzmienie.
Muzycy Blue Jazz Orchestra są w większości związani z Poznaniem. To kwestia organizacyjna czy coś więcej?
Uważam, że duże zespoły budują środowisko wokół siebie. W dużych zespołach instytucjonalnych pojawiają się ludzie z zewnątrz, wygrywają konkursy, by dołączyć na przykład do orkiestry filharmonii, ale filar stanowią lokalni muzycy. Jest wokół czego budować. Uczniowie i studenci, którzy obserwują działalność artystyczną tego typu zespołu, zaczynają się bardziej utożsamiać z samym środowiskiem i miastem. Zespół ten ma potem większe możliwości rozwoju. Nie tylko w aspekcie działalności koncertowej, ale też w zakresie edukacji. Lokalność ułatwia też działanie. Pomimo że nasi muzycy są często rozchwytywani i nie jest łatwo znaleźć termin prób, a nawet występów, to jesteśmy na miejscu. Oczywiście nie zawsze uda się zagrać w tym wyjściowym składzie, bo mogą pojawić się inne zobowiązania. Ale nie chcemy się wzajemnie ograniczać, będziemy się starać o "zastępstwa" muzyków z równie uznaną marką.
I nie tracić na jakości...
Tak, bo o nią nam chodzi przede wszystkim. Blue Jazz Orchestra ma być jakością i muszę przyznać, że po tych pierwszych dwóch koncertach naprawdę jestem podbudowany, że w tak krótkim czasie osiągnęliśmy już takie brzmienie. Myślałem, że tak zabrzmimy dopiero za jakiś czas, a udało się już teraz, więc chcemy dużo koncertować i próbować, żebyśmy stali się nie tylko wizytówką Blue Note'u oraz środowiska jazzowego w Poznaniu, ale też całego regionu.
A na czym Wasza współpraca z klubem tak naprawdę polega? Macie tam próby, dofinansowanie?
Możemy odbywać w Blue Note próby, jeżeli oczywiście terminy (i nasze, i klubu) pozwolą. Mamy tam wszystko, czego potrzebujemy - instrumenty, wzmacniacze, nagłośnienie, całą infrastrukturę. Blue Jazz Orchestra ma się jednak utrzymywać na rynku komercyjnym. Nikt nie może być stratny (śmiech). Klub nas wspiera jak może, ale to dopiero nasze początki. Obiecuję, że będziemy grać tak, aby wyprzedawać koncerty...
No to doprecyzujmy jeszcze, co będziecie grać. Grudniowe koncerty były okołoświąteczne. Jazz to bardzo szeroki gatunek. Celujecie w swing, bebop, funk?
Chcemy się wzorować na zespołach, które już bardzo dobrze działają na świecie. Myślę, że ważnym punktem odniesienia jest Jazz at Lincoln Center Orchestra, która de facto działa trochę jak filharmonia jazzowa. Widzimy, jak działają takie zespoły-instytucje. Często grają koncerty okolicznościowe i my na razie startujemy z tej pozycji. Zaczęliśmy od koncertu świątecznego. Sam mocno na to naciskałem, bo był plan, że wystartujemy dopiero w tym roku. Ale byłem przekonany, że nie ma lepszego czasu niż ten świąteczny. Z rozmów ze znajomymi spoza muzycznej branży wiem, że to często jedyny moment, gdy faktycznie słychać jazz i muzykę bigbandową nawet w galeriach handlowych w wykonaniach Franka Sinatry, Elli Fitzgerald itd. Na razie będziemy grać okolicznościowe koncerty i dostosowywać repertuar do różnych wydarzeń. Natomiast gdy już ugruntujemy swoją pozycję i ludzie będą nas kojarzyć, liczymy na współpracę z zaproszonymi gwiazdami. Mam nadzieję, że czasami uda się też pokazać współczesne brzmienia big-bandu, bo ta muzyka niesamowicie ewoluowała. Specjalizuję się we współczesnej kompozycji jazzowej, więc może uda nam się kiedyś zagrać coś w tym stylu. Musimy jeszcze publiczność na to po prostu trochę przygotować.
Kolejny koncert 4 lutego... przedwalentynkowy?
Repertuar już mamy. Nie będę go zdradzać. Powiem jedynie, że większość standardów jazzowych z okresu ery swingu pochodzi z refrenów musicali, które były przede wszystkim o miłości - udanej lub trochę nie. Będą to kompozycje bardziej i mniej znane, ale na pewno piękne. Bo chcemy też muzyką bigbandową edukować słuchaczy.
A więc trzymam kciuki!
Rozmawiała Agnieszka Nawrocka
- Blue Jazz Orchestra, Jazz is in the Air
- 4.02, g. 20
- Blue Note
- bilety: 100-135 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024