W podpoznańskim Gaju Małym zamordowano kierownika szkoły Eckerta i jego rodzinę. Do wyjaśnienia brutalnej zbrodni oddelegowany zostaje nadkomisarz Antoni Fischer. Śledczy musi działać szybko i zarazem rozważnie. Takie zdarzenie w małej miejscowości budzi emocje. Równolegle policjanci z jego z grupy pościgowej podążają tropem poznańskiej szajki złodziei brylantów. Akcja kolejnej powieści kryminalnej Ryszarda Ćwirleja, rozpoczynająca się na początku 1938 roku, toczy się na przemian to w Poznaniu, to na wielkopolskiej prowincji (oprócz wspomnianego Gaju Małego także w Obrzycku i Szamotułach), ale wcześniej, w prologu, autor przenosi nas do roku 1914 w Kaliszu.
Oprócz intrygi kryminalnej, sensacyjnego śledztwa, różnorodnych postaci ze środowiska policyjnego oraz poznańskiego półświatka Ćwirlej kreśli na przykładzie zachowań zwykłych ludzi coraz bardziej ponurą sytuację polityczną. Rosnące napięcie między II Rzeczpospolitą a III Rzeszą szczególnie daje o sobie znać na pograniczu polsko-niemieckim, jakim były wówczas tereny Wielkopolski. Tu, gdzie żywioły polski i niemiecki mieszały się ze sobą przez pokolenia, podsycane animozje dzieliły małe społeczności, a nawet rodziny. Antoni Fischer uważa się za Polaka o niemieckich korzeniach, ale ideolodzy czystości rasowej próbują go przekonać, że powinien określać się jako Niemiec. W jego żyłach co prawda płynie słowiańska domieszka, nie przekreśla ona jednak aryjskości. "Historia zrodziła tę mieszankę ludzką, miejscowego kundla świadomego swojej wartości i co ważniejsze - dumnego ze swojej rodzinnej pomieszanej historii" - mówi Fischer, ożeniony z Niemką, z którą w Poznaniu wychowują swoje polsko-niemieckie dzieci.
Kilka lat temu, w rozmowie o innej powieści z Antonim Fischerem, Ryszard Ćwirlej powiedział mi, że celowo stworzył taką rodzinę, aby pokazać, że międzywojenny Poznań był miastem wielu narodowości, kulturowym tyglem, w którym zdarzały się mieszane małżeństwa. Nadkomisarz Fischer, noszący niemieckie nazwisko, czuje się Polakiem, a z kolei w przedwojennej niemieckiej Pile, nazywającej się Schneidemühl, z której pochodziła jego żona Ursula, żyło wielu Niemców noszących polskie nazwiska. Zapytałem wtedy, czy autor zdecyduje się osadzić fabułę którejś z kolejnych książek w latach wojny, stawiając polsko-niemiecką rodzinę z Poznania przed jeszcze trudniejszym i nieoczywistym wyborem. "Myślę o tym i trochę się tego nawet obawiam" - odpowiedział.
Nie zdradzę, czy w Na trwogę bije dzwon Ćwirlej zdecydował się na ten krok, czy też jego obawy go przed tym powstrzymały. Zanim czytelnicy dowiedzą się tego, raz jeszcze przekonają się o profesjonalizmie nadkomisarza Fischera, dla którego priorytetem jest rozwikłanie śledztwa i ukaranie przestępcy, bez względu na polityczne uwarunkowania, przynależność narodową lub rasową sprawców i ofiar. Jak porządny, policyjny kundel.
Mateusz Malinowski
- Ryszard Ćwirlej, Na trwogę bije dzwon
- Wydawnictwo Agora
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024