Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Pandemiczne granie

Jak wyglądał ostatni rok z perspektywy poznańskiej sceny muzycznej? Czy 2020 można było całkowicie spisać na straty, czy może jednak udało się w jakiś sposób podziałać twórczo? Zapytaliśmy o to przedstawicieli kilku zespołów z Poznania.

. - grafika artykułu
rys. Wydawnitwo Miejskie Posnania

Poznań od lat stanowi silny punkt na muzycznej mapie Polski: piosenki śpiewane przez Halinę Frąckowiak, Hannę Banaszak czy Adę Rusowicz już kilka dekad temu śpiewał cały kraj. Z kolei miłośnicy cięższych brzmień kojarzą stolicę Wielkopolski z takimi grupami jak Turbo czy Acid Drinkers, fani rapu dobrze wiedzą, z jakich dzielnic pochodzą Donguralesko, Peja czy Pięć Dwa, a dla słuchaczy alternatywy nasze miasto wiąże się od zawsze z zespołami pokroju Happy Pills, Snowmana oraz Much. Oprócz tego szereg mniejszych lub większych imprez (Spring Break, Enter Festival, Ethno Port), bogate zaplecze klubowe oraz korzystne położenie na trasie z Warszawy do Berlina, pozwalające zespołom podróżującym po całej Europie na muzyczny przystanek podczas planowania tras koncertowych, także wpływają na pozytywny wizerunek Poznania jako miasta silnie żyjącego muzyką.

Nagła zmiana planów

O ile ten obraz w ostatnich latach był aktualny, o tyle obecna sytuacja pandemiczna w sposób oczywisty wpłynęła na funkcjonowanie kultury i sztuki nie tylko globalnie, ale przede wszystkim lokalnie. Wiadomo, że zarabiające miliony światowe gwiazdy zawsze znajdą sposób, aby dotrzeć do swoich odbiorców, chociażby w postaci coraz częstszych płatnych koncertowych streamingów, promocji własnych gadżetów czy skupienia się na pracy nad kolejnymi albumami. Jak jednak radzi sobie szereg mniejszych twórców, którzy nie mają takiego wachlarza możliwości, jeśli chodzi o działanie? Postanowiliśmy zapytać kilka poznańskich zespołów o to, czy pandemia mocno pomieszała im szyki, jeśli chodzi o rok 2020 oraz 2021. Czy ich zdaniem wizerunek Poznania jako miasta muzycznie bogatego i otwartego na działanie nie jest tylko pewną fasadą oraz czy podołał zadaniu zarówno pod względem infrastruktury koncertowej, jak i miejsc, w których można szlifować swoje pomysły, czyli sal prób, przestrzeni kreatywnych i tak dalej. Jedną rzeczą jest bowiem to, jak sytuacja wygląda z zewnątrz, inną natomiast spojrzenie osób znających to wszystko od środka.

Iwonie Skwarek, znanej z zespołów Hellow Dog oraz Rebeka, a obecnie kierującej elektronicznym girlsbandem/supergrupą Shyness!, koronawirus połowicznie pokrzyżował plany: - W przypadku Rebeki musieliśmy odwołać praktycznie wszystkie koncerty, a jako że zdecydowaliśmy się zawiesić projekt, pandemia odebrała nam okazję do pożegnania się z fanami - mówi artystka. Zupełnie inaczej rzecz wygląda w przypadku Shyness!, bo o ile podczas kończenia prac nad debiutanckim albumem zespołu lockdown nie był przeszkodą, o tyle schody zaczynają się w tym momencie: - Rok później, po wypuszczeniu pierwszego singla, zostaje nam odebrana naturalna sytuacja spotkania się ze słuchaczami na koncercie. Wszystko dzieje się w internecie i jeśli jest to jedyne miejsce, gdzie wytwarza się relacja słuchacz-muzyk, to jest to dość trudne do zaakceptowania.

Na podobne problemy zwracają uwagę m.in. Wczasy oraz Her Side. Ci pierwsi planowali wydanie drugiego albumu wiosną 2020, po czym przesunęli termin premiery na jesień tego samego roku, aby ostatecznie wstrzymać się w tej kwestii do momentu, gdy sytuacja pandemiczna będzie bardziej klarowna i opanowana. - Teraz już w zasadzie mamy skończony album, ale prawda jest taka, że nie możemy nic zaplanować, nie wiemy, kiedy wrócą koncerty - to nas niszczy i powoli przybliża do wcześniejszej śmierci, a chcielibyśmy pożyć jeszcze z 10 lat - przyznają członkowie duetu. Z kolei Her Side na początku ubiegłego roku były świeżo po wydaniu swojej drugiej EP-ki: - Zaczynałyśmy już planować koncerty, jednak wprowadzony lockdown pokrzyżował nam plany i musiałyśmy odwołać wydarzenie w Krakowie. Mimo wszystko udało nam się zagrać jeden wczesną jesienią, przed ponownym zamknięciem klubów - wspominają.

Letarg czy mobilizacja?

Brak możliwości grania koncertów to zdecydowanie największy minus trwającej pandemii, na który zwracają uwagę niemal wszyscy muzycy. Debiutancki album Syndromu Paryskiego ukaże się w drugiej połowie kwietnia 2021, jednak: - Zdecydowanie bardziej chcielibyśmy promować naszą nową płytę koncertami niż uporczywym spamowaniem o niej w social mediach - mówią sami członkowie grupy. Podobnie zespół Bez - ich druga płyta będzie miała premierę w maju, ale grupa chciała przetestować nowy materiał podczas występów na żywo: - Przed nagrywkami planowanymi na lato 2020 chcieliśmy wypróbować nowy materiał przed publiką, nie było niestety takiej opcji.

Dla niektórych grup był to jednak mimo wszystko czas wzmożonej pracy nad nowymi projektami. Shyness! w marcu 2020 były na finiszu prac nad swoim debiutem, natomiast trio Qx narodziło się właśnie ze względu na covidowe zamknięcie. Liderka zespołu, Natalia Kozłowska, mówi tak: - W naszym przypadku pandemia zadziałała mobilizująco. Zarodek materiału powstał podczas pierwszego lockdownu, aby rozwijać się w czasach pandemicznych. Prawdopodobnie gdyby nie zamknięcie w domach, kawałki by nie powstały. Łukasz Waligóra z zespołów Błogie Milczenie i Renmin Ribao przyznaje jednak, że praca twórcza w trakcie pandemii była zauważalnie trudniejsza: - Tworzenie nowego materiału przebiegło w dużej części zdalnie. Piosenki tworzyliśmy, wysyłając sobie nawzajem pomysły i dokładając do nich poszczególne partie. Taki tryb działania pozwolił nam spojrzeć na naszą muzykę z nowej perspektywy, z której wcześniej na nią nie patrzyliśmy. Ostatecznie z każdym z zespołów udało nam się w ten sposób nagrać po jednej EP-ce.

Miłość krąży

Co w takim razie z dostępną jeszcze przed pandemią infrastrukturą próbowo-koncertową? Jak pod tym względem wygląda Poznań? W skrócie - jest średnio: - W Poznaniu albo można zrobić koncert w miejscu, gdzie nie ma nagłośnienia, a zespół gra na podłodze, albo od razu przenosimy się kilka poziomów wyżej, do sal na ponad 300 osób - zwraca uwagę na brak klubów umiarkowanej wielkości Maja Chaczyńska z grupy Extraterrestrial Dreamsucker. Wspomina o tym także Sebastian Olko z grupy Bez: - Miejsc, które byłyby zainteresowane gitarami, nie ma za wiele. Scena elektroniczna chyba trochę lepiej wygląda, chociaż nie jestem tak blisko tych klimatów, żeby się wypowiadać. Tam, gdzie są jakieś opcje na organizację koncertów, warunki są średnie. Przykładowo Amore del Tropico zawsze jest otwarte dla zespołów, ale to mały pub i ma ograniczone możliwości. - Łukasz Waligóra jest zresztą podobnego zdania: - Liczba klubów, w których odbywają się koncerty, jest dość mała i często są to w kółko te same miejsca. - Wczasy natomiast podkreślają zauważalne niedobory sprzętowe w lokalach: - Wciąż mało kto myśli o przygotowaniu sprzętowym miejsca. Nagłośnienie w klubach nadal bywa średnie, co wpływa negatywnie na odbiór muzyki, bo przekaz artystów często się rozmywa.

Zarówno Bez, jak i Qx funkcjonują w obrębie wcześniej wspomnianego kolektywu, współdzieląc salę prób wraz z kilkoma innymi zespołami współtworzącymi tę - dotychczas nieformalną - grupę: wśród pozostałych kapel znajdują się takie nazwy jak Ugory, Gołębie, Fronda czy Willa Kosmos. Jak mówi Natalia Kozłowska, w trakcie pandemii pojawił się problem z dotychczas wykorzystywaną przestrzenią: - Jesteśmy w trakcie trudnej i długiej drogi. Na początku tego roku właściciele przestrzeni, w której próby miało około 10 zespołów, wypowiedzieli umowę, w konsekwencji czego rozpoczęła się walka o nową salkę. Na szczęście udało się nam sformalizować stowarzyszenie Miłość Krąży. Pozyskaliśmy od miasta przestrzeń w budynku dawnego kina Olimpia i to tam odbywają się obecnie próby zespołów. - Olko dodaje, że istnieje szansa, by przestrzeń niegdysiejszego kina, w której stacjonuje aktualnie Scena Robocza, była wykorzystywana w większym stopniu do organizacji koncertów.

Wygląda to czerstwo

Jeśli chodzi o przestrzeń do grania prób, to tutaj również nie jest kolorowo. Zdaniem Wczasów mało jest miejsc, które byłyby przystępne cenowo i miały określone cechy: - Z naszej perspektywy, bo kilka razy zabieraliśmy się do szukania miejsca na pracownię, wygląda to czerstwo. Lokali na wynajem, które mogłyby spełniać warunki do robienia muzyki, jest mało i zazwyczaj są drogie. Teraz mamy fajne miejsce, ale możemy tam przebywać tylko do północy, co znacząco zaburza nasz nocny system pracy i wydłuża cały proces twórczy. - Shyness! z kolei nagrywają w domu, a salka, z której korzystają, w zupełności wystarcza, lecz Iwona Skwarek dodaje, że w porównaniu z innymi miastami Poznań wypada w tym zakresie nieco blado: - Z pewnością nie ma jednak tutaj aż tak wielu salek i studiów nagraniowych jak w Warszawie, gdzie można wynajmować je niedrogo na godziny i ma się w pełni profesjonalnie wyposażone studio.

A jak ostatecznie prezentujemy się jako miasto do tworzenia muzyki? Mimo tych braków i niedomagań wszystkie zespoły jednogłośnie stwierdzają: poznański twórczy ferment aż kipi, a co za tym idzie, środowiskowy klimat zdecydowanie sprawia, że stolica Wielkopolski jest bardzo dobrym miejscem do grania i działania. Łukasz Waligóra mówi wprost, że Poznań ma coś, czego nie mają inne miasta - widoczną współpracę między zespołami: - To, co wyróżnia Poznań na tle innych polskich miast, to silna, otwarta i wspierająca się społeczność, którą tworzą muzycy.  Powinniśmy być z tego dumni - podkreśla. Wspomina o tym także Iwona Skwarek: - W Poznaniu jest pewien specyficzny mikroklimat, wszyscy się znają i jest bardzo przyjacielska atmosfera między muzykami. - Wczasy dodają, że także lokalne instytucje kulturalne są otwarte na współdziałanie: - Przykładowo Estrada Poznańska wspiera nas, organizując koncerty lub zapraszając nas do udziału w projektach (np. ostatni duet z Iwoną Skwarek), więc na pewno miasto nam sprzyja.

Przepływ energii

Współpraca środowiskowa jest widoczna także w postaci szeregu stowarzyszeń, inicjatyw oraz pomysłów: od Kołorkingu Muzycznego, przez wcześniej wspomniany kolektyw Miłość Krąży i związany z nim label Koty Records, scenę emo/punkową i stonerową, aż po ludzi skupionych wokół takich miejsc jak Farby czy Pawilon. Ostatecznie więc mimo lokalowych braków Poznań dobrze radzi sobie jako miasto twórców. Jest to bardzo dobrym dowodem na to, że tak naprawdę cała jego siła i kreatywny charakter wynikają z czegoś nieuchwytnego - przepływu energii pomiędzy ludźmi. Z pewnością jednak działań, projektów czy płyt byłoby w ostatnim czasie więcej, gdyby tylko pandemia nie przewróciła świata kultury do góry nogami. I nawet jeśli w niektórych przypadkach koronawirus sprawił, że pewne projekty się narodziły, a inne miały czas, by dopracować swoje rzeczy, to jednak każdemu z rozmówców doskwiera brak koncertów, które również niezwykle silnie wpływały na zacieśnianie więzów między zespołami. Wydarzenia online są pewnym wytrychem w obecnej sytuacji, jednak nie są w stanie zastąpić na dłuższą metę bezpośredniego spotkania z odbiorcami.

Pozostaje nam zatem mieć nadzieję, że to trwanie w dziwnym zawieszeniu, z którym mierzy się obecnie całe artystyczne środowisko, ulegnie niebawem zmianie. Byłoby bowiem niezwykle przykre, gdyby w szerszej perspektywie pandemia przyczyniła się do wymazania konkretnych zespołów czy przestrzeni z poznańskiej mapy muzycznej. To właśnie ci ludzie i te miejsca świadczą o twórczym kolorycie miasta. Pozostaje nam czekać z nadzieją, że koronawirus nie uśmierci poznańskiej muzyki, ale biorąc pod uwagę to, jak wiele osób mimo niesprzyjającej sytuacji ma siłę i chęć do działania, chyba jednak nam to nie grozi.

Marcin Małecki

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021