Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

FESTIWAL ANIMATOR. Opuszczając gardę

Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ją znałam z telewizyjnego ekranu i fenomenalnych rysunków, jego kojarzyłam z tekstów. Ich duetu nie słyszałam ani razu, i jak się okazało - oficjalnie nie słyszał go nikt. W piątkowy wieczór, w ramach festiwalu Animator, postanowili zadebiutować, zabierając widzów zgromadzonych w Scenie na Piętrze w niezłą podróż.

, - grafika artykułu
fot. Maciej Zakrzewski

Oni, czyli Matylda Damięcka i Radek Łukasiewicz. Wokalistka, rysowniczka i aktorka oraz gitarzysta i autor tekstów. Towarzyszył im nieujęty w zapowiedzi wydarzenia perkusista Kajetan Pietrzak. Przyznam, że celowo nie zrobiłam przed tym wydarzeniem szczegółowego researchu na temat charakteru ich twórczości, zapowiedzi, cudzych wrażeń. Chciałam dać się zaskoczyć i wykorzystać tę okazję do tego, by spotkać się z nowym, by przeżyć coś tak, jak przeżywa się rzeczy po raz pierwszy. Czy się udało? Tak. Rzeczy zostały przeżyte. Choć nie wszystkie tak, jak chciałoby się najbardziej,  podchodzę do tego ze zrozumieniem i nawet pewnym rodzajem czułości... Ale o tym za chwilę.

Wspomniana we wstępie podróż była drogą przez klimaty alternatywne ze sporą dawką elektroniki i popu, przyprawionego chwilami mocniejszym, rockowym brzmieniem. Głos Matyldy - mocny, czysty, przyjemnie matowy, wyraźnie prowadził nas przez teksty (zakładam, że w całości) jej autorstwa. Ujęta w nich miłość odmieniona została przez kilka przypadków i czasów, podobnie jak samotność i lęk, o którym była jedna z mocniejszych piosenek. O sile jej przekazu ostatecznie przekonało mnie zagranie jej na bis i bardzo poruszona i poruszająca Damięcka. Trudno było nie odczuć, że napisanie i zaśpiewanie tych słów musiało kosztować ją wiele wysiłku; wysiłku, który odczuwają wszyscy ci, decydujący się na nazwanie i zmierzenie się ze swoimi największymi obawami, strachami i tym przeklętym wewnętrznym głosem wmawiającym wszechogarniającą niewystarczalność.

Łukasiewicz sprawnie poruszał się między gitarą elektryczną i basem, a gitarą akustyczną. Swój głos wykorzystał także w utworze wymierzonym przeciw mansplainingowi (z ang. man - mężczyzna, explaining - wyjaśnianie:  termin z zakresu socjolingwistyki oznaczający objaśnianie czegoś w sposób protekcjonalny i deprecjonujący rozmówcę; z reguły odnosi się do tłumaczenia czegoś kobiecie przez mężczyznę), który jak dla mnie mógłby stać się naczelną piosenką walki z tym trwającym od lat, destrukcyjnym zjawiskiem.

Tłem koncertu były energetyczne i intensywne wizualizacje, wśród których jednak pojawiło się kilka trącących myszką i wyraźnie stojących w kontrze do zaproponowanej przez nich ciekawej, momentami nawet ekstrawaganckiej świeżości. Większość jednak przykuwała mój wzrok, ciekawie uzupełniając całość przeżycia o niebanalny aspekt wizualny. Jako fanka rysunków Matyldy - zawsze trafnych, z idealnie wyważoną relacją między treścią a formą - jestem pewna, że powstać mogą tu prawdziwe cuda i jest to jeszcze pole do rozwoju.

A skoro już o rozwoju mowa, w trakcie koncertu nie opuszczało mnie przeczucie, że czegoś w nim brakuje. Rozkładając go na czynniki pierwsze, sprawdzałam po kolei obecność. Głos - był. Charakterystyczny, świadomie prowadzony, pokazany w kilku wcieleniach. Teksty - były. Choć (rzadkimi) momentami przyciężkie i rozmijające się z sensem melodii czy wynikającymi z niej akcentami, widziałam w nich ogromną wartość, równie wielki ładunek emocjonalny i lustro, w którym wiele i wielu z nas będzie mogło się przejrzeć. Muzycy - byli. Gitary, perkusja - znów, mimo ich zalet, na pierwszy plan wybijał się jakiś rodzaj nerwowego niezgrania. Wszystko to sprawiało, że dodanie do siebie tych elementów finalnie dawało mi mniej niż powinno. W drugiej połowie koncertu okazało się, że słuch i intuicja mnie nie mylą, a określone wątpliwości mają prawo być jak najbardziej realne. Byliśmy świadkami debiutu! Pierwszego publicznego zagrania przygotowywanego od pięciu lat materiału, którego finalne ukończenie artyści zawdzięczają zaproszeniu na Animatora.

Wszystko stało się jasne. Są organizmem, który potrzebuje czasu by się dotrzeć, rozpoznać swój niewątpliwy potencjał i nauczyć się go wykorzystywać jak najlepiej. Po raz pierwszy opuścili gardę i stanęli twarzą w twarz z publicznością, ze swoją twórczością i sami ze sobą. Informacja ta sprawiła, że z lekko poirytowanej chaosem słuchaczki zamieniłam się w uczestniczkę wydarzenia wyjątkowego. Początku, który zwieńczając etap tworzenia do szuflady, rozpoczął jedyną w swoim rodzaju podróż po świecie zewnętrznym i wszystkich światach, z którymi splotą mu się drogi. Zmiana tej perspektywy wypełniła mnie czułością, wzruszeniem i szeroko otworzyła na to, dokąd czas doprowadzi ten materiał i pracujących nad nim ludzi. Pięknych i odważnych.

Marta Szostak

  • 15. MFFA Animator: koncert Matylda Damięcka & Radek Łukasiewicz
  • Scena na Piętrze
  • 15.07

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022