Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

ETHNO PORT. Z duchem deszczu

Lubię odkrywać w swoim życiu nowe, muzyczne doświadczenia. Lubię trafiać do miejsc, gdzie jeszcze nie byłem, które są dla mnie czystą kartką, bez żadnych porównań względem poprzednich edycji. Z oczekiwaniami, to oczywiste, ale bez myśli "rok temu było lepiej", które psułyby obiektywne spojrzenie na wydarzenie, którego staje się częścią. I tak oto po raz pierwszy w życiu trafiłem na Ethno Port.

Mężczyzna jest w trakcie robienia zdjęcia - widzimy jego wystawione ręce i obiektyw telefonu. Przed nim scena z logo "Ethno port", na scenie występuje muzyk. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

Oczywistym jest, że słyszałem o tym festiwalu. Eksplorując muzyczną mapę Poznania nie mogłem nie trafić na wydarzenie, które w tym roku ma swoją 17. edycję. Nie zagłębiałem się jednak w temat, a w mojej głowie zostało przeświadczenie, że uwielbiam różnorodność, którą oferuje nam nasze miasto, nawet jeśli na pierwszy rzut oka (lub raczej ucha) gatunek, który dominuje na Ethno Porcie nie jest tym, czego na co dzień słucham. Niemniej uznałem, że warto stale i stale poszerzać swoje muzyczne doświadczenia. Tym samym, 20 czerwca przekroczyłem mury poznańskiego zamku, żeby dołączyć do społeczności, która ten festiwal tworzy.

No właśnie - to jedna z pierwszy rzeczy, które rzuciła mi się w oczy. Ludzie. Międzypokoleniowa mieszanka oddająca się w pełni poznawaniu nowych brzmień. Od najmłodszych widzów, którzy w słuchawkach tańczą pod sceną, po osoby, które towarzyszą Ethno Portowi od samego początku. Rodzice pokazują dzieciom nowe kultury z całego świata, poszerzając ich nieograniczone niczym horyzonty, a w tym samym rzędzie doświadczeni, muzyczni podróżnicy, którzy chłoną dźwięki z takim samym zainteresowaniem.

Tego zjawiska doświadczyłem już na koncercie otwierającym Ethno Port 2024. Przestrzenią Sali Wielkiej CK Zamek zawładnął zespół z Korei Południowej. Samulnori Hanmac to pięć osób, które swoją muzykę tworzą tylko za pomocą instrumentów perkusyjnych, które są tradycyjnymi dla kultury dalekiego wschodu, a co wyczytałem już po koncercie, każdy z instrumentów kojarzony jest ze zjawiskami pogodowymi. Pięknym jednak jest to, że tą tradycyjność Koreańczycy starają się przelać na współczesne, innowacyjne kompozycje. Publiczność tak entuzjastycznie przywitała Samulnori Hanmac, że zespół zdecydował się zagrać jeszcze jeden koncert drugiego dnia festiwalu. Tym samym nie znając wcześniej takiej muzyki z przyjemnością wybrałem się aby posłuchać ich po raz drugi.

Zanim jednak ten drugi dzień nadszedł, to na Dziedzińcu Zamkowym nastąpiło taneczne zakończenie inauguracji festiwalu. Potańcówki to kolejna, Ethno Portowa tradycja. Tym razem mogliśmy się przenieść na tradycyjną zabawę z okolic kielecczyzny. To wszystko za sprawą zespołu Tęgie Chłopy, którzy poprzez eksplorację swojego regionu stali się jego tradycyjnymi, muzycznymi ambasadorami. na scenie tuba, klarnet, trąbka, pod sceną tańce. Rozpoczęliśmy Ethno Port 2024!

Piątek stał pod znakiem upałów, nadchodzących burz i kolejnej dawki pięknej muzyki z różnych zakątków świata. Zanim wyruszyłem w muzyczną podróż postawiłem na polskich przedstawicieli festiwalu. Zespół Suferi rozpoczął koncertowy dzień festiwalu ukazując jak piękne może być połączenie tradycyjnych, folklorowych brzmień z jazzem. Byłem niesamowicie ciekawy takiej mieszanki i po raz kolejny się nie zawiodłem. Fusion jazz, odrobina elektroniki i właśnie to tradycyjne zacięcie spotkało się w idealnym, muzycznym trójstyku. Koncert odbywał się na Dziedzińcu Zamkowym, na który jeszcze tego dnia wrócimy.

Wrócimy przemoczeni, ale jakże szczęśliwi. To za sprawą występów w Parku im. Adama Mickiewicza. Na początek wspomniani już Samulnori Hanmac z Korei Południowej. Nie wiem, który występ był lepszy - ten czwartkowy czy ten drugi, na otwartej przestrzeni. Koncert zakończony zejściem ze sceny i zabawą wśród festiwalowiczów był kolejnym, wyjątkowym zetknięciem z brzmieniem rodem z dalekiej Azji. Azji w której zostaliśmy na kolejne półtorej godziny dzięki mongolskiemu zespołowi Khusugtun. Podobno nie obawiali się występu przy złych warunkach pogodowych, pragnąc się dzięki temu połączyć z duchem deszczu. Dostali więc czego chcieli, a ulewny deszcz towarzyszył muzykom oraz publiczności, licznie zgromadzonej pod sceną, niemal przez cały koncert. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, ponieważ magiczne, tradycyjne mongolskie granie, przeniosło nas wszystkich te kilka tysięcy kilometrów na wschód. Gardłowy śpiew, który sprawiał, że drżało mi całe ciało, do tego klasyczne wschodnie instrumenty. To wszystko (plus ulewny deszcz, o którym naprawdę warto wspomnieć!) nadało niebywałego, metafizycznego wydźwięku drugiemu dniu Ethno Portu. Dniu, na koniec którego trafiam na koncert norweskiej grupy Gabba. O stylu wokalnym joik miałem już okazję usłyszeć. Wiedziałem jak brzmi, więc wiedziałem czego się spodziewać... nic bardziej mylnego. Gabba z joik'u wyciągnęła wszystko co najlepsze mieszając to z nowoczesnym graniem, lekko jazzowym, lekko funkowym (!), nie tracąc przy tym ani trochę z północnego, tradycyjnego brzmienia.

Po raz kolejny możecie przeczytać, że używam zestawienia tradycja-nowoczesność. I to prawda! Ale to chyba w Ethno Porcie jest najpiękniejsze. I liczę, że kolejne dni festiwalu dadzą mi jeszcze więcej pięknych, muzycznych doznań, które oparte będą na nie oczywistościach, metafizyce i tym pięknym elemencie ludzkim. Bo to ludzie, w różnym wieku, z różnych zakątków świata czynią Ethno Port tak unikatowym.

Szymon Liedtke

  • Ethno Port
  • CK Zamek
  • relacja z: 20 i 21.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024