Piotr Pacześniak wielokrotnie został już nazwany jednym z najbardziej obiecujących nazwisk młodego pokolenia reżyserów i reżyserek teatralnych. Po sukcesach Historii ludowej Polski, Podwójnego z frytkami czy Taśm rodzinnych można uznać, że to prognoza jak najbardziej trafna. Dowodzi tego również drugi spektakl, który Pacześniak wystawił w Poznaniu, czyli Querelle na podstawie powieści francuskiego pisarza i dramaturga Jeana Geneta. Genet w swoich tekstach zawierał wiele własnych - więziennych, społecznych i miłosnych - doświadczeń, swoimi bohaterami czyniąc ludzi wykluczonych. Nie inaczej jest w przypadku powieści Querelle z Brestu, w której skupił się na homoseksualnych uczuciach, wpędzających bohaterów w kompleksy i zachęcających nie tylko do romansów, ale i do zbrodni.
"Nie ma nic banalniejszego niż morderstwo w teatrze" - słyszymy ze sceny w pierwszych minutach spektaklu. To właśnie dwa morderstwa Piotr Pacześniak uczynił punktem wyjścia tej historii. Przewodnikiem po ich przebiegu jest Mario - skorumpowany kapitan policji, w którego wciela się Paweł Siwiak. W wypowiadanych przez niego kwestiach aktorzy stają się narzędziami do prezentowania poszczególnych scen. Dziękując im za przybliżenie tego, co doprowadziło do poszczególnych morderstw, czy pozwalając im na chwilowe zejście ze sceny, Mario przemyca do spektaklu obecność publiczności - pokazuje, że ta historia prezentowana jest właśnie nam.
Oba morderstwa zostały błędnie przypisane tej samej osobie, chociaż kierowały nimi zupełnie inne motywacje. Jedno z nich było przemyślane, wręcz - jak mówi Mario - artystyczne, drugie popełnione pod wpływem emocji, spowodowane prześladowaniem i urażoną dumą. Chociaż prawie wszyscy bohaterowie zdają sobie z tego sprawę, nie są w stanie głośno wskazać drugiego sprawcy, będąc nim, niemal bez wyjątku, zafascynowani. To niemieszkający na stałe w portowym Breście marynarz Querelle (Piotr B. Dąbrowski), który pewnego dnia pojawia się u progu La Ferii - domu publicznego i ośrodka imprezowego życia Brestu. Lokalem kierują Nono (Jakub Papuga) i Lysiane (Alona Szostak), kochanka brata Querelle'a (Michał Kaleta. Znaczenie imienia Querelle'a w języku francuskim ("kłótnia, sprzeczka, awantura"), a także kilkukrotne ostrzeżenie przed nim gości La Ferii nie pozostawiają wątpliwości, że jego przybycie wiele zmieni w życiu portowego miasteczka.
Scenom, które rozgrywają się w La Ferii towarzyszy głośna, imprezowa muzyka i święcący neon z nazwą klubu. Poza neonem scenografia składa się jedynie z blaszanych kontenerów, krzesła oraz - dokładanych w toku prezentowania historii wzdłuż przedniego brzegu sceny - policyjnych dowodów, oznaczonych numerami. Przeciwieństwem minimalistycznej scenografii są stroje, zainspirowane filmową interpretacją powieści Geneta z 1983 roku w reżyserii Rainera Wernera Fassbindera. W obu przypadkach są one kolorowe, reprezentują fach bohaterów, a estetyką nawiązują do muskularnych męskich przedstawień fińskiego artysty XX wieku, Toma of Finland.
Inspiracji filmem Fassbindera jest zresztą więcej, jak choćby piosenka Each Man Kills the Thing He Loves śpiewana przez Lysiane. Do jej wykonania i kilku innych scen delikatnie wprowadzony zostaje - nieobecny w filmie - humor. Poza piosenką wykonywaną przez wychylającą się zza ściany Alonę Szostak towarzyszy on m.in. pierwszemu spotkaniu Querelle'a i Gila (granego przez Huberta Miłkowskiego), w której zauroczeni sobą bohaterowie nienaturalnie obniżają ton głosu, a także świetnym scenom porucznika Seblona, przełożonego Querelle, w którego wciela się Maciej Pesta. Postać, która w pierwowzorze - jak sama zauważa - przynudza poetyckim językiem swojego pamiętnika, w spektaklu nabiera prześmiewczego charakteru. Skoro wspominane sceny Mario-narratora określiłam dowodem na świadomą obecność publiczności, to sceny Seblona były już radykalnym zburzeniem czwartej ściany. Maciej Pesta zwraca się do wybranych osób na widowni, a nawet siada im na kolana (co z perspektywy balkonu obserwowałam z rozbawieniem, ale nie jestem pewna, czy podobnie odebrały to osoby zaangażowane), zachowując przy tym dużą lekkość i naturalność, co przy scenach z udziałem publiczności nie zawsze się udaje.
Wpisane w Querelle z Brestu erotyzm i agresja, w spektaklu są prezentowane w dużej mierze za pomocą ruchów i gestów. Na relacje bohaterów wskazuje przede wszystkim choreografia, która na przykład w scenie kłótni Querella'a z bratem angażuje dodatkowych aktorów - symbolicznych reprezentantów rodzeństwa. Zbiorowe choreografie dodają spektaklowi dynamiki. Wypełnione są zmysłowością, groteskowością, czasem subtelnością, a czasem wulgarnością, nie przekraczającą jednak granicy dobrego smaku. Duża w tym zasługa choreografki Krystyny Lamy Szydłowskiej, która na scenie wciela się w jednego z marynarzy.
Spektakl czerpie z wcześniejszej adaptacji powieści Geneta, co jednocześnie mu pomaga i szkodzi. Z jednej strony uatrakcyjnia go burleskową estetyką, z drugiej - sprzyja stereotypom, przede wszystkim związanym z płcią. Nieaktualność powieści i filmu pod względem postrzegania seksualności i ról płciowych można usprawiedliwić ówczesną wiedzą na ten temat. Po kilkudziesięciu latach jesteśmy jednak jako społeczeństwo bardziej świadomi, co nie przedostaje się w pełni do spektaklu. Nie zmienia to mimo wszystko wyłaniającego się z Querella'a problemu poszukiwania tożsamości i niemożności bycia sobą, nawet przed sobą samym. Tytułowy bohater jednocześnie szuka bliskości i ją lekceważy, niszcząc tych, na których mu zależy. Skrywane uczucia i wypieranie prawdy o sobie przyczyniają się do jego autodestrukcyjnych zachowań, a ostatecznie do skrajnej rozpaczy. I to, mimo upływu lat, nie starzeje się ani trochę.
Magdalena Chomczyk
- Querelle, reż. Piotr Pacześniak
- Teatr Polski
- recenzja z 19.10
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024