Nieustanne dorastanie
Zawsze miała w sobie energię pionierki. W latach sześćdziesiątych, kiedy większość polskich śpiewaczek marzyła o repertuarze estradowym, ona uczyła się na pamięć fraz Elli Fitzgerald, choć nie znała jeszcze angielskiego. Gdy inni śpiewali piosenki, ona traktowała głos jak syntezator. Scatowała, modulowała, improwizowała, przełamywała granice melodii i języka. Kiedy w 1979 roku "Los Angeles Times" ogłosił ją Piosenkarką Roku, już dawno była symbolem muzycznej wolności - swobody, która nie zna wieku, kraju ani płci.
"UlaNova" (2025) to dokument emocji i powrót do źródeł w bardzo nowoczesnej formie. Dudziak - dziś po osiemdziesiątce - brzmi na tej płycie zaskakująco świeżo, a może nawet... zuchwale. Wspierana przez zespół młodych muzyków - Jana Smoczyńskiego, Łukasza Poprawskiego, Krzysztofa Pacana, Roberta Cichego i Tomasza Torresa - stworzyła płytę, w której słychać zarówno historię polskiego jazzu, jak i przyszłość jego wokalnego idiomu. "Ten materiał jest jak piękny kolorowy ptak" - powiedziała artystka w jednym z wywiadów. To trafne porównanie, bo zawarte w nim dźwięki dosłownie fruwają, rytmy wciąż gdzieś skręcają, a harmonia rozlewa się w różnych kierunkach. Jednocześnie wszystko pozostaje lekkie, radosne, żywe. Niewątpliwie Smoczyński, który zajął się aranżacją i produkcją, wydobył z archiwalnych szkiców Dudziak nową jakość. Jak opowiada artystka, część kompozycji czekała latami w szufladzie, aż ktoś je uwolni.
Jazz w jej wydaniu nigdy nie był gatunkiem, lecz przestrzenią dla głosu, który potrafi się śmiać, krzyczeć, szeptać, drżeć. "UlaNova" łączy tę klasyczną wirtuozerię z młodzieńczością. W utworach słychać scat, wokalne loopy, kreatywne improwizacje, ale też coś bardziej pierwotnego - satysfakcję z samego faktu, że jej głos wciąż działa jak źródło energii - i dla niej, i dla nas. Nie da się mówić o jej muzyce bez wspomnienia o biografii. Dudziak śpiewała z Komedą, Urbaniakiem, Hancockiem, Pastoriusem, Simone, McFerrinem. Grała w Carnegie Hall, w Newport, w klubach Nowego Jorku i Tokio. Była świadkiem i współtwórczynią złotej ery jazzu, a potem jego globalnego unowocześnienia. I nigdy nie zatrzymała się w jednym miejscu. W przeciwieństwie do wielu muzyków swojej generacji nie zbudowała pomnika z przeszłości. Zamiast tego - postawiła dom na przyszłość. I to dosłownie: dziś potrafi prowadzić traktor, nagrywać vlogi, pisać książki, prowadzić motywacyjne spotkania, grać w filmach i wciąż koncertować. "UlaNova" wydaje się być wynikiem wszystkich jej apetytów na życie.
To także płyta rodzinna - w sensie duchowym. Bo obok zespołu, jak zwykle murem, stoi za Urszulą jej rodzina: córki Mika i Kasia, siostra Danusia, brat Lesiu, partner Boguś. Dudziak dziękuje im muzyką - w sposób ciepły, szczery, jakby dźwięk był przedłużeniem tej więzi. W jej głosie słychać wdzięczność. W świecie, który uwielbia młodość, Dudziak zmienia definicję dojrzałości. "My się nie starzejemy, my dorastamy do nowych wyzwań" - mówi w jednej z niedawnych rozmów. I to właśnie dlatego jej twórczość brzmi dziś tak świeżo. Jest albumem kobiety, która patrzy na przyszłość z ciekawością, a nie z lękiem. W jej śmiechu i głosie - tym głosie, który ma skalę kilku oktaw i potrafi udawać saksofon, trąbkę, syntezator - jest coś, czego nie da się nauczyć: czysta, organiczna wolność. I gdy mówi, że "należy emanować dobrą energią, bo to wraca ze zdwojoną siłą", trudno jej nie wierzyć. Całe jej życie jest tego dowodem.
Sebastian Gabryel
- JazZamek #69: Urszula Dudziak
- 14.11, g. 20
- CK Zamek
- bilety: 145-165 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Powiązane wydarzenia
Urszula Dudziak - koncert z cyklu JazZamek
Zobacz również
Szkocka szkoła przetrwania
Gitara w Lesie listopadowym
God save the film