Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Uprzejmie donoszę

...wzorem Józefa Szwejka, że powstały kolejne "Zapiski z lamusa"! I nie, nie ma niczego kontrowersyjnego w fakcie, że ledwie chwilę po kolejnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości pojawia się tekst, który wątek pierwszej wojny światowej w pewien sposób podejmuje, ale mniej poważnie, żeby nie powiedzieć, że jest całkiem powagi pozbawiony. Jak wiemy, za humorem i dowcipem stoją nierzadko myśli natury głęboko refleksyjnej!

. - grafika artykułu
Przedstawienie Szwejk w Teatrze Miejskim im. Juliusza Słowackiego w Krakowie; na zdjęciu Zuzanna Zalewska jako Paliwecowa i Stefan Jaracz jako Szwejk, styczeń 1930, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Ogromnem powodzeniem cieszyły się wszędzie niezwykłe przygody czeskiej odmiany powojennego Zagłoby, tak popularnego do niedawna «Wojaka Szwejka». Nikogo nie przerażała solidna objętość czterech bodaj tomów tych dziejów, a to głównie dzięki znacznie mniej solidnej treści, w której na pierwszy plan wysuwał się zupełnie swoistego pokroju humor"* - pisał "J. H." w recenzji spektaklu pt. Dzielny wojak Szwejk, który wraz z aktorami teatrów lwowskich z Leonem Wyrwiczem i Ludwikiem Czarnowskim na czele, gościł na poznańskiej scenie Teatru Nowego. Tekst ukazał się w "Kurierze Poznańskim" (nr 539/1932) 24 listopada 1932 roku. Autor wspomina w nim o wielkiej popularności nie tylko "samego tasiemcowego opowiadania", ale i "licznych jego przeróbek scenicznych", które wabiły publiczność zainteresowaną tym dowcipnym widowiskiem. Za niepodważalnym powodzeniem historii o Szwejku stała z pewnością przede wszystkim sama postać głównego bohatera, którą z perspektywy czasu, jak czytamy, ocenić można jako urodzoną "pod szczęśliwą gwiazdą".

Szwejk, tłumaczy dalej recenzent, "umiał w czasie wojny z dużą zręcznością unikać nadmiernego angażowania się, zwłaszcza gdy wchodziła w grę całość jego szacownej skóry". Sama książka Jaroslava Haška wpisała się po I wojnie w pewien panujący wówczas w literaturze trend i zyskała aprobatę z uwagi na wydanie jej w chwili nadzwyczaj odpowiedniej, kiedy - jak się zdaje - oswajano tragizm niedawnych wydarzeń także poprzez powieściowe popisy różnych autorów. Zdaniem "J. H." wcale nie musiało to jednak oznaczać, że w przyszłości ten pokaźny utwór cieszyć się będzie podobnym zainteresowaniem i uwielbieniem. Rzekłabym, że krytyk mocno w to wątpił. Wieszczył Szwejkowi los gorszy, nie ma przecież niczego tak złego, jak odejście w niepamięć. Pisał, że "za parę latek słuch o nim wogóle zaginie", a "w literaturze nie zajmie też zbyt wiele miejsca, gdyż takich «przelotnych ptaków» zrodzonych z pożogi wojennej i na niej żerujących jest bardzo wiele". Tego rodzaju surowy osąd wynikać mógł przede wszystkim z przekonania, że generowanie popularności takimi tworami ma swoje uzasadnienie w fakcie, że wówczas wojna była sprawą co prawda zakończoną, ale nadal świeżą, którą z teraźniejszością wiązały nici nierozerwalne. Dopiero po czasie powstać miały, zdaniem autora tekstu, dzieła wartościowe, rzucające nowe światło na wydarzenia minione. Wtedy też do głosu dojść mieli "nowy Sienkiewicz czy Arystofanes".

Dlaczego jednak krytyk porównał Szwejka do Zagłoby? Tego dotyczy dalsza część recenzji, której w zasadzie bliżej do myśli swobodnych aniżeli konkretnej opinii na temat tego, jakie wrażenie zrobiły na widzu sceniczne popisy teatralnej trupy. Zauważa autor, że mimo pewnych podobieństw, bohaterów tych tak odmiennych powieści dzieli jednak dość znaczna przepaść. "Szwejk jest emanacją atmosfery z pod znaku ciężkiego piwa i pospolitej «czystej», natomiast koncepty Imci Pana Zagłoby mają w sobie coś z tęgiego węgrzyna lub staropolskiego miodu", do których wraca się chętnie, odkrywając w nich za każdym razem coś zupełnie nowego. Tego samego recenzent nie powiedziałby o Szwejku. Opowieści z nim w roli głównej wystarczy przeczytać bądź też posłuchać tylko raz, a jeśli humor tychże przypadnie odbiorcy do gustu, to nawet uśmieje się szczerze, czas spędzi miło, ale na tym koniec. "Chyba że jest specjalnym amatorem «mocnych» kawałów, lub ma słabą pamięć". Być może, jak sugeruje "J. H.", nadzieją na to posiłkowali się twórcy przedstawienia opartego na poczytnym dziele Haška, którzy liczyli na to, że wywrą jak najlepsze wrażenie na spragnionej dobrego humoru widowni. W tym wypadku się nie zawiedli, chociaż spektakl nie był pozbawiony mankamentów, wśród których najważniejszym był brak akcji i logiki. W zasadzie publiczność musiała się przede wszystkim zadowolić monologiem głównego bohatera. Fakt, że bawiono się przy tym doskonale, to zasługa gry Czarnowskiego - "widać, że ze specjalnym umiłowaniem wycyzelował on swego Szejka w najdrobniejszych nawet szczególikach i umiał zapanować nad widownią całkowicie". Gromkie oklaski należały się również odtwórcy roli wojskowego lekarza, czyli wspomnianemu na początku Wyrwiczowi, który sprawił, że choćby dla sceny w szpitalu warto było na przedstawienie się wybrać.

Ciekawe co po latach, czyli z tak zwanej dziejowej perspektywy, powiedziałby recenzent w obliczu tego, że Szwejk po dziś dzień stanowi jedną z bardziej znanych powieści czeskich, a znawcy dopatrują się w charakterze głównego bohatera rzeczy niejednoznacznych i zachęcających do przemyśleń na temat tego, jak radzić sobie w okolicznościach niesprzyjających...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

  • Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024