Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Słowo na "w"

Kultura niejedno ma imię. Mówi się dzisiaj całkiem dużo chociażby o kulturze pracy. Tę jednak zostawmy w spokoju. Ale kultura języka i kultura słowa brzmią już całkiem interesująco i zasadne wydaje się poruszyć ich temat w tym miejscu. Szczególnie, że feminatywy, a o nich będziemy mówić, nie tylko obecnie rozpalają dyskusje i powodują u niektórych konsternację, ale robiły to i wcześniej.

. - grafika artykułu
Więźniarka w towarzystwie strażniczki w więzieniu św. Michała w Krakowie, 1933, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"W tych dniach profesor jeden, ocierający się o sądy (nie dla konduity nagannej), zapytał mię, jak nazwać kobietę, odsiadującą karę więzienia - jak utworzyć formę żeńską do «więzień»? Co mu odpowiedziałem, o tem niżej"* - pisał na łamach "Kuriera Poznańskiego" (nr 194/1935) językoznawca i wykładowca ówczesnego Uniwersytetu Poznańskiego, dr Edward Klich. Dzisiaj  sprawa wydaje się nam oczywista, jednak wtedy taką wcale nie była. Dość powiedzieć, że poświęcono tym dywagacjom całkiem sporo miejsca w dzienniku w dziale poświęconym - a jakżeby inaczej - kulturze i sztuce, co dobitnie świadczy o tym, że wytworzyły się wokół tego tematu pewne kontrowersje. Jak dowiadujemy się z dalszej części tekstu, pytanie padło, ponieważ wspomnianemu profesorowi niezbyt podobał się "twór" "od jakiegoś czasu w sądach używany", czyli "więźniarka". Dr Klich, który z takim określeniem wcześniej się nie spotkał, zgodził się co do tego, że nie jest to żeński wariant zbyt w swojej formie udany. Dlaczego? Wyjaśnienie było obszerne.

"Przedstawia się ten twór, jako okaz typu bardzo pospolitego, mającego dziesiątki i setki przedstawicieli w języku np. handlarka, pisarka, malarka, bajczarka, plotkarka, sklepikarka etc. Są to nazwy osób płci żeńskiej, oznaczające kobietę, która handluje, która maluje, która ma sklepik etc.; są one przyrostkiem -ka utworzone od wyrazów: handlarz, pisarz, malarz, bajczarz, plotkarz, sklepikarz etc., oznaczających: mężczyznę, który handluje, który ma sklepik etc. Wyrazu «więźniarz» nie ma i nie było. Ale istnieje wtórnie powstały przyrostek -arka, który może tworzyć nazwy żeńskie już nie od rzeczowników na -arz, ale innych, względnie od czasowników, np. «staniczarka», szwaczka, szyjąca staniki. Czyby jednak nasza «więźniarka» była utworzona od hipotetycznego «więźniarza», czy wprost od czasownika «więźnić» (dziś nieużywanego, równego znaczeniem czasownikowi «więzić»), znaczenie jej musiałoby być: kobieta, która jest w jakimś stosunku do więźniów, względnie, która więźni ludzi, czyni ich więźniami, czyli krótko fabrykantka więźniów" - tłumaczy językoznawca. Podkreśla tym samym, dlaczego jego zdaniem "więźniarka" nie określa w gruncie rzeczy tego, co określić powinna. Porównuje ten nieudany jego zdaniem efekt słowotwórstwa do innych budzących jego szczere wątpliwości i sprzeciw, np. przemysłu "włóknistego", zaproponowanego przez Williama Beyera z Warszawy.

Cóż więc począć z nieszczęsną "więźniarką"? Przypomina nasz specjalista, że istnieją jeszcze inne przyrostki: "Przyrostek -ka jest wprawdzie przyrostkiem najpospoliciej używanym do tworzenia nazw żeńskich z odpowiednich męskich, ale nie jedynym; jest jeszcze przyrostek -yni wzgl. -ini np. mistrzyni, doradczyni, twórczyni etc., prorokini etc. jest to nieczęsto tworzący nowe rzeczowniki żeńskie, przeważnie od rzeczowników męskich na -ca, a od innych jeszcze rzadziej, niemal wyjątkowo, np. członkini, ale już np. posełkini brzmi dziko, a nikomuby przez gardło nie przeszła np. endekini". Za zdecydowanie bardziej produktywny uważa Klich przyrostek -nica. To jego uznaje za zdecydowanie bardziej właściwy, jeśli szukamy formy żeńskiej dla słowa opisującego kobietę odbywającą karę w więzieniu. Propozycja badacza to więc "więzienica" lub "więziennica", ewentualnie "więźnica". Przy tej okazji porównuje ten twór do innego, a mianowicie "durnicy", będącej żeńskim odpowiednikiem "durnia".

Dostrzega jednak dr Klich w swoich propozycjach pewne mankamenty. Przede wszystkim taki, że przy okazji tworzenia żeńskich odpowiedników niektórych słów dochodzi tutaj pewien aspekt emocjonalny nadający konkretnemu wyrazowi innego znaczenia - poważnego bądź żartobliwego - w zależności do wybranego przyrostka. Widać to szczególnie, jeśli przyjrzymy się słowom powstałym z przyrostkiem -ica. Przykładem jest m.in. "nauczycielica", gdzie przez jego dodanie podkreślony zostaje "akompaniament uczuciowy ujemny", czego winą jest nie tyle sam przyrostek, co raczej powstałe z jego użyciem inne twory, jak choćby "diablica", "piekielnica", "łotrzyca" czy "lubieżnica".

Podkreślając jeszcze na koniec cudaczność niektórych słowotwórczych poczynań, dr Klich pisze, że nie zawsze konieczne jest szukanie żeńskich odpowiedników rzeczowników, co doskonale widać wówczas, gdy na siłę próbujemy odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest wymyślenie żeńskiego odpowiednika "przechodnia". Co wybrać? "Przechodzienica" "jest zbyt ciężka", "przechodnica" przypomina "przecznicę" lub "bocznicę", a z kolei "przechódka" jakoś niebezpiecznie kojarzy się z "wygódką"... Może więc - jak podsumowuje autor artykułu - lepiej się każdorazowo nie kłopotać językowymi wygibasami, szczególnie, jeśli nie istnieje jakaś wielka potrzeba, by to robić. W kontekście tego ciekawe, co dr Klich powiedziałby dzisiaj. I czy kręciłby głową, gdyby słyszał i widział, jak "więźniarka" się upowszechniła.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023