Twój, Dawid

Musimy zacząć od konkursu Go! On Stage, na którym otrzymałeś nagrodę główną. Jesteś zadowolony? Co dalej?
Tak, jestem zadowolony. Wszystko dobrze wyszło i udało nam się wygrać. Jest fajnie! Będę podpisywał kontrakt na płytę z wytwórnią Warner Music, co oznacza, że będzie jeszcze więcej tego, co kocham robić. Jeszcze więcej muzyki...
Twój, Dawid to głos, który szuka głębi w szarym szumie współczesności - tak piszesz i mówisz o sobie. Znalazłem także informację, że prywatnie jesteś pracowitą i kochaną osobą. To podobno są Twoje słowa...
Tak, to są moje słowa, bo jednak tych opisów nie pisze na razie menadżer ani piarowiec, tylko ja sam. Tak, jestem bardzo pracowitą osobą, nawet za bardzo, zwłaszcza w ostatnim czasie. Dowodem jest to, jak trudno było znaleźć czas na naszą rozmowę. Jest naprawdę wiele tematów, którymi się zajmuję, nie tylko muzycznych, ale też kreatywnych, przedsiębiorczych. To zajmuje całe moje dni.
Można o Tobie przeczytać w krótkich notatkach, do których się dokopałem w sieci, że jesteś wielowarstwowym artystą, który oprócz rapu zajmuje się również reżyserią, brand marketingiem i aktywizacją lokalnej kultury. To ostatnie bardzo mnie zainteresowało. Gdy czytam, że ktoś jest osobą, która aktywizuje lokalną kulturę, to zapalają się wszystkie moje kontrolki, które podpowiadają: pytaj o to, niech on więcej o tym opowie... Jak wiem, zaczynałeś swoją aktywność (artystyczną) w Berlinie, na slamach poetyckich. Później ruszyłeś w samotną podróż po świecie i koniec końców wylądowałeś w swoim rodzinnym Poznaniu.
Tak, od ponad roku jestem współzałożycielem i prezesem stowarzyszenia Hi Vibe. W dużej grupie, prawie dziesięciu osób, prowadzimy podcast, organizujemy eventy, koncerty, robimy teledyski, pomagamy artystom jak tylko się da. "Coachujemy" ich trochę, no i to się też potem przekłada na nasze kreatywne współprace z markami przy promocji wydarzeń, festiwali i innych imprez muzycznych.
Czy to są tylko i wyłącznie muzycy z Twojej półki, myślę tu o pokoleniu młodych raperów?
Przeważnie tak. To jest to środowisko, w które weszliśmy, i umiemy to komunikować, jeśli chodzi o sprawy artystyczne, ale nie zamykamy się w tym. Ja też nie zamykam się artystycznie wyłącznie w rapie. Jestem raczej artystą postmodernistycznym, łączę ze sobą różne gatunki, także pomagając innym twórcom. Sam wchodzę często w alternatywę i szukam tam nowych dźwięków.
Teraz trochę archeologii muzycznej. Razem z Marcinem Kostaszukiem w latach 90. dla "Głosu Wielkopolskiego" przeprowadziliśmy pierwszy w poznańskich mediach wywiad z Liroyem. Od tamtego czasu minęły dekady. Wiadomo, że polski rap zupełnie inaczej w tej chwili wygląda. Przykładem chociażby zespół Ciepłe Brejki, który był laureatem poprzedniej edycji Go! On Stage.
Tak, rap nie jest już takim hermetycznym gatunkiem dla ludzi, którzy nie są w tej kulturze. To może się wydawać bardzo proste, że można wrzucić wszystko do jednego wora, ale tak naprawdę to bardzo zniuansowany gatunek. To jest też, można powiedzieć, gatunek kameleon, który potrafi wessać i wykorzystać dźwięki z lat 80., 90. i z house'u, i z elektroniki, i z rocka. Z tego i na tym wszystkim można budować coś nowego.
Ty jesteś bardzo odkrywczy i wprowadzasz coś nowego, jeśli chodzi o teledyski. Masz łatwość kadrowania sytuacji, wyszukiwania ciekawych miejsc. Widać, że znasz Poznań. Pierwszy przykład z brzegu to teledysk do utworu "To boli!" nakręcony z tancerkami Poznańskiej Szkoły Baletowej czy na skwerze przed zamkiem. To chyba jest charakterystyczne dla rapu. Te kadry to dla mnie jak frazy, czyli słowa wyrzucane ze sceny przez rapera.
To jest bardzo ważne. Kadr na pewno jest najważniejszy i w teledysku, i w jakieś krótszej formie, bo są także takie miniteledyski w internecie. Tam właśnie kadr jest najważniejszy i to, co się w nim dzieje. To jest kolejna warstwa nałożona na przekaz, który ma być dostarczony odbiorcy.
Czy w warstwie tekstowej uważasz siebie za prawdziwego przedstawiciela swojego pokolenia, który bacznie obserwuje świat, także ten nasz, poznański?
Na pewno bacznie obserwuję, wyciągam wnioski, pozwalam sobie czuć rzeczy i pozwalam sobie na różne myśli. Nie przywiązuję się do nich za bardzo. Raczej te wszystkie myśli i emocje postrzegam jako coś, czego doświadczam, a następnie wyrażam, niż jako coś, co mnie z czymś utożsamia. Na początku oczywiście każdy chciałby być głosem pokolenia, ale tak naprawdę każdy mówi za siebie. Z drugiej strony im głębiej wchodzę w siebie i im bardziej odkrywam to, co we mnie siedzi, tym bardziej ludzie mogą się z tym utożsamić. Aczkolwiek to nie jest moim celem samym w sobie, jest nim poznanie życia i siebie.
Czy masz zwrotny komunikat od swoich słuchaczy, że to, co śpiewasz, w kimś gra? Że czego oni nie potrafili z siebie wyrzucić, o czymś powiedzieć, Ty powiedziałeś?
Tak, trochę ludzi pisało do mnie o tym i cieszy mnie to, bo to znaczy, że dobrze robię swoją pracę.
Mam nadzieję, że będziesz obecny na kolejnej edycji płyty "My name is Poznań 4.0", która ukaże się jesienią?
Tak, muszę się spiąć i dokończyć ten projekt, bo miałem na głowie dużo rzeczy i mimo że mam takie napięte dni, to sobie na to wyznaczyłem deadline. Czekają mnie kolejne wydarzenia, w których uczestniczę, ale pracuję nad tym i na pewno na tej składance się pojawię (w tym wypadku nie jako Twój, Dawid, ale pod nazwą Tysowski/Chudoba - przyp. red.).
Rozmawiał Mariusz Kwaśniewski
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również

Dylemat, który siedzi w gębie

PROSTO Z EKRANU. Spacer śmierci

Poznańskie pieścidełko
