Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Esencja zła

Jeśli diabeł ma ludzką twarz, to ma twarz Glena Bentona. W końcu rzadko trafia się gość, który w imię swoich czarnych ideałów jest skłonny wypalić sobie na czole odwrócony krzyż... Jego zespół Deicide już od ponad 35 lat serwuje nam terapię szokową, przez ten czas wynosząc death metal na nowy poziom ekstremum, od początku emanując złem, przy którym wybryki Marilyna Mansona przypominają nieśmiałe psikusy. Brutalni do bólu, absolutnie bezkompromisowi i z co najmniej kontrowersyjną reputacją, wciąż pozostają potężnym i wpływowym graczem na metalowej scenie. Już za kilka dni zawitają do B17.

Członkowie zespołu, wszyscy w czarnych koszulkach. Troje z nich ma długie włosy, jeden jest łysy i ma bródkę. - grafika artykułu
Deicide, fot. materiały prasowe

Zaczynali w 1987 roku, wtedy jeszcze jako Amon, grając po tanich klubach florydzkiej Tampy. Kiedy większość nie mogła odważyć się na coś więcej niż pentagram w klapie dżinsowej kurtki, załoga Glena Bentona - gniewnego wokalisty i basisty z charakterystycznym złowrogim błyskiem w oku - miała ochotę na znacznie więcej. Swoim ekstremalnym, w pełni satanistycznym metalem, w krótkim czasie przykuła uwagę Roadrunner Records. To było dla nich jak chwycenie diabła za nogi. Kiedy w 1990 roku załoga, wtedy już przemianowana na Deicide, zasiliła katalog tej legendarnej wytwórni swoim debiutem, było jasne, że na scenie death metalu właśnie wyrosła nowa potęga. O Deicide mówiło się niemal w samych superlatywach, a krążek sprzedawał się jak ciepłe bułeczki, zostając zapamiętanym jako jedna z najlepszych metalowych płyt wszech czasów. Ma w sobie energię zła, której naprawdę trudno nie ulec, a którą wyrażają riffy przypominające walec, piekielny pomruk Bentona i opętańczy rytm perkusji.

Kiedy w 1992 roku panowie wydali Legion, mieli już status death metalowej megagwiazdy, równie często pojawiając się jako gwiazda wieczoru na największych festiwalach, co na okładkach branżowych magazynów. Był to czas, w którym każdemu długowłosemu Deicide niemal wyskakiwał z lodówki. Na ten efekt wpływ miały też głośne kontrowersje, które szybko stały się prawdziwą specjalnością zespołu, a o których wciąż grzmiały duże stacje telewizyjne z BBC na czele. Z wypalonym na czole odwróconym krzyżem Benton rzeczywiście prezentował się jako uosobienie czystego zła, tym bardziej, że na koncertach zdarzało mu się rzucać w tłum torbami pełnymi zwierzęcych organów, krzycząc o swojej nienawiści do Boga ile w płucach miał sił. Światowe trasy stały się dla Deicide codziennością, tym samym protesty przed ich koncertami odbywały się dosłownie na całym świecie.

Przeszkadzali wielu - chrześcijańskim grupom, obrońcom praw zwierząt (mimo zapewnień managementu, że szczątki zwierząt wykorzystywane na scenie zespół brał od zaprzyjaźnionego rzeźnika) i większości konserwatystów, którzy z przerażeniem obserwowali ekspansję "najbardziej demoralizującej kapeli na świecie". Na jednym z koncertów w Chile, lokalne władze kościelne bez skutku próbowały powstrzymać wystąpienie zespołu. Kiedy kolejny występ Deicide został odwołany, jego promotorzy na złość chilijskiemu Kościołowi wywiesili plakaty Deicide z obrazkiem Jezusa z dziurą po kuli w czole. Wtedy Benton w jednym z wywiadów stwierdził, że ma "duchowe powiązanie z Lucyferem", który podpowiada mu "co ma mówić i o czym pisać".

W 1995 roku kariera Deicide wydawała się jeszcze bardziej przyspieszać. Once Upon The Cross zbierało świetne recenzje, a afera związana z pierwszą wersją okładki przedstawiającej rozszarpane zwłoki Jezusa tylko podsycała zainteresowanie mediów. Był to już moment, w którym zespół miał w kolekcji dziesiątki anonimów z pogróżkami, a niektóre koncerty musiały zostać odwołane z uwagi na ryzyko bombowego zamachu. Do końca 2000 roku kapela miała sprzedanych już ponad milion egzemplarzy swoich płyt, w czym pomógł również sukces Serpents Of The Light (1997) i Insineratehymn (2000). Od tamtej pory Deicide wydali jeszcze siedem płyt, z czego do najważniejszych należą Scars Of The Crucifix (2004) i In The Minds Of Evil (2013), po raz kolejny przypieczętowując pozycję kapeli na scenie death metalu. Jeśli chcecie poczuć, czym tak naprawdę jest jego istota, to koncertu w B17 po prostu nie możecie odpuścić!

Sebastian Gabryel

  • Deicide
  • 8.08, g. 20
  • B17
  • bilety: 149 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023