Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Smutni kolesie (i nie tylko), którym sporo wychodzi

Trudno nazwać występ Afro Kolektywu pod Minogą wydarzeniem promującym najnowszą płytę, czyli Ostatnie Słowo. Był to raczej wieczór spełniania marzeń słuchaczy, którzy stawali się fanami grupy na różnych etapach jego kariery. Afrojax, Basia Derlak i wspaniała reszta po raz kolejny udowodnili, że koncert rapowy z żywymi instrumentami może być doświadczeniem bliskim najlepszym koncertom rockowym.

Wokalistka i wokalistka przy mikrofonach w klubie, w lekko zadymionej atomosferze, za nimi perkusita i basista - grafika artykułu
Afrokolektyw, koncert w klubie pod Minogą, fot. Jacek Adamiec

Zanim na scenie wystąpiła gwiazda wieczoru, publiczność rozgrzał The Syntetic, znany również jako Człowiek Widmo alias Dariusz Pakuła. Twórczość pochodzącego ze Świętochłowic wykonawcy, ikony YouTube'a z początku XXI wieku, to utrzymany w poetyce dadaizmu strumień świadomości. The Syntetic melorecytuje z charakterystyczną dezynwolturą (mierząc dzisiejszą miarą - czy to mumble rap?) lub nadekspresją, powtarzając niczym mantrę poszczególne słowa, co jakiś czas elektryzując słuchaczy przeraźliwym wrzaskiem jakby wprost z czeluści piekieł. Efekt pogłębia śląski akcent artysty i jego wyczucie językowe, dzięki któremu w odpowiednich momentach przeplata polszczyznę zapożyczeniami z języków obcych. A wszystko to na podkładach takich jak Axel. F Harolda, Faltermeyera, I like Chopin Gazebo czy Ghostbusters Raya Parkera Jr.

O ile przesłuchanie kilku popularnych utworów artysty to dla niewprawionego słuchacza "karuzela śmiechu", o tyle uczestniczenie w całym koncercie to już doświadczenie hipergrawitacyjne, ekspozycja na niewiarygodne przeciążenia umysłu. Po kilkudziesięciu minutach śmiech zastępuje fascynacja tym fenomenem, a pocieszny z początku Człowiek Widmo zyskuje godność starotestamentowego patriarchy, czemu sprzyja przecież jego posągowa postura. Podczas koncertu mogliśmy wysłuchać zarówno klasyków pochodzących z opublikowanej w podziemnym obiegu kasety Of The Longplej z 2001 roku (m.in. Niewidzialnego templariusza, Nagiego Szopena, Człowieka Widmo czy Hollywood), jak i utworów zdecydowanie nowszych, np. Żryj plastik.

Co łączy Człowieka Widmo i Michała Hoffmanna, czyli Afrojaxa, frontmana Afro Kolektywu? Z pewnością poczucie humoru. Ale też postać Kazika Staszewskiego - dla Hoffmanna wokalista Kultu jest jednym z idoli, dla Człowieka Widmo - twórcą, z którym miał okazję nagrywać. Dlatego to właśnie Czarny niewolnik z repertuaru L-DÓPA z wokalem Człowieka Widmo stanowił rozkołysany w rytmie "zumby macheja" pomost pomiędzy występami jego i Afro Kolektywu. Towarzyszącego mu DJ-a 5:cet zastąpili muzycy grupy (Maciej Szczyciński - bas, Michał Szturomski - gitara elektryczna, Artur Chaber - perkusja i Miłosz Wośko - klawisze), pod sceną natomiast pojawili się zakapturzony i "zadresiony" Afrojax oraz Basia Derlak w koszulce zespołu. Oboje oddali się ekstatycznemu tańcowi, który stał się nośnikiem bliżej nieokreślonych treści kulturowych.

Pokaz stanowił preludium do pochodzącego z Płyty pilśniowej numeru Karl Malone, którym Afro Kolektyw przywitał się z fanami. Tym razem grali chronologicznie - następne było uwielbiane przez wszystkich Czytaj z ruchu moich ust (w którym Afrojax, mając świadomość, że niektóre określenia źle się starzeją, w końcowych partiach utworu podmienił "murzyna" na "czarnego człowieka"). Czarno widzę reprezentowały niezawodne na koncertach single Gramy dalej czy Trener Szewczyk oraz nieco wstydliwe dla Afrojaxa Gościnne występy, które opisał jako "jeden z wielu występów radykalizowania się w stronę prawą". Niemniej - to właśnie ten utwór zdobył sporo głosów w plebiscycie publiczności, a zatem muzycy nie mieli wyboru, jak tylko grać. Materiał z Połącz kropki przypomniały: Przepraszam, Mężczyźni są odrażająco brudni i źli oraz - znowu wybrane przez fanów - Mozart pisał bez skreśleń i Ostateczne rozwiązanie naszej kwestii. W drugim przypadku wyzwanie stanowiło przearanżowanie numeru na wersję bez smyczków, ale z odsieczą przybyła niezawodna tego wieczora Basia Derlak wraz ze swoim klarnetem.

Rozpoczęcie kolejnej dekady w historii zespołu - czyli powrót do materiału z Piosenek po polsku oraz 46 minut Sodomy zaktywizowało słuchaczy, którzy zespół znali z nieco mniej rapowej, a bardziej popowo-rockowej odsłony. Było oczywiście Wiążę sobie krawat, a także m.in. Może herbatki czy wykrzyczane przez fanów na Facebooku Jeżeli kiedyś zabraknie mnie. Doskonale wypadł chyba najlepszy lovesong w dorobku zespołu, rozdzierające Ochroniarzem być. O dziwo, z wydanego w tym roku Ostatniego słowa zespół zagrał wyłącznie Krew z krwi oraz Poloneza dla początkujących, choć przecież Ausser Betrieb czy Zawsze będziesz szedł sam to utwory, których dynamika aż prosi się o granie na żywo. Widocznie jednak Afro Kolektyw nie chciał być wtórny względem słuchaczy, którzy byli na marcowym koncercie promującym najnowszą płytę. Koncert zamknęły Seksualna czekolada, która niezmiennie zachęca Afrojaxa do epatowania seksualnością i namiętnych interakcji ze słuchaczami oraz Będę was bić mocno i długo, ulubiony numer Hoffmanna z repertuaru zespołu.

Afro Kolektyw to nie tylko muzyka, ale też performance. Nie obyło się oczywiście bez prezentacji spontanicznej nagości Afrojaxa, który niczym Iggy Pop lubi pokazać, jak go natura ukształtowała, wywijania przezeń majtkami, padania na kolana - na scenie i wśród publiczności - czy też śpiewania z fanami. Z drugiej strony mieliśmy Basię Derlak, która choć nie podziela ekshibicjonistycznych upodobań Hoffmana, na scenie jest wulkanem energii i doskonale się z nim uzupełnia. Szczególnie wtedy, gdy tworzy z raperem dwugłos, a nawet dumkę na dwa serca.  Oby przy nadchodzących projektach (nadchodzących, prawda?) odebrała równie istotną rolę co na Ostatnim słowie i obu trasach koncertowych.

Jacek Adamiec

  • Koncert Afro Kolektywu
  • Klub pod Minogą
  • 16.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023

Jacek Adamiec