Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Z wnętrza rodziny

Kameralna i subtelna jest powieść William Elizabeth Strout, będąca kontynuacją wcześniejszej Mam na imię Lucy. A jednak nie zachwyca już tak bardzo, jak nominowana do Nagrody Bookera poprzedniczka.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Co oczywiście nie znaczy, że książki nie polecam, bo polecam jak najbardziej - przeczytajcie, możecie się wszak ze mną nie zgodzić. Może William ujmie Was bardziej niż mnie, czymś oczaruje, natchnie, do czegoś zainspiruje. Moim zdaniem jednak tę akurat powieść dopadł typowy dla kontynuacji syndrom - i to niezależnie od tego, czy mówimy o książkach, filmach, czy w ogóle szeroko pojętej kulturze - ta druga jest po prostu zazwyczaj słabsza od pierwszej; wyjątki jedynie potwierdzają regułę.

W obu wspomnianych powieściach Elizabeth Strout bohaterką jest mieszkająca w Nowym Jorku pisarka Lucy Barton. Ma za sobą koszmarne dzieciństwo w skrajnej amerykańskiej biedzie małego zapadłego miasteczka. W Mam na imię Lucy spotykamy ją w szpitalu, w którym musi spędzić kilka dni. Odwiedza ją matka, z którą nigdy nie miała dobrej relacji. Co stanie się teraz? Nie, to nie będzie łzawo hollywoodzkie, nie ma co liczyć na happy end. Ale równocześnie nie dzieje się nic złego, nic wielkiego, nic przełomowego. Mimo to jednak niemal bez przerwy czujemy, jak napięte są stosunki na linii matka - córka.

I chyba tego właśnie napięcia, pewnej głębi, refleksji, drugiego dna brakuje mi w powieści William. Oczywiście to wciąż kawał dobrej literatury w wykonaniu Elizabeth Strout, ale chwilami zdaje się jedynie płaską opowieścią o ludziach z sąsiedztwa, podczas gdy wcześniej konstruując swoich bohaterów autorka dawała nam portrety ich pogłębionych wnętrz (zaprawdę bowiem nie byłoby wspaniałej kreacji Frances McDormand jako Olive Kitteridge, gdyby wcześniej Elizabeth Strout nie napisała swojej powieści). Ale wracam do Williama - tytułowy bohater to pierwszy mąż Lucy, poznany jeszcze w czasach college'u, do którego dziewczynie udało się wyrwać z rodzinnego domu. Wkraczamy w ich życie, gdy są już rozwiedzeni, wciąż jednak utrzymują ze sobą kontakt i gdy kolejna żona opuszcza Williama, mężczyzna zdaje się szukać może nie tyle pocieszenia, ile oparcia, u boku Lucy.

Strout pokazuje nam więc parę seniorów wspierających się w codzienności, z ich wszystkimi przyzwyczajeniami, rytuałami, nawykami. Ale nie ma tu żadnego marudzenia czy narzekania. To wszak seniorzy wielkomiejscy, nowojorscy, aktywni, także zawodowo, towarzysko, oczekujący wnuków, pełni życia. William podąża w podróż, bo ma do rozwikłania pewną rodzinną tajemnicę. Zabiera Lucy ze sobą. Czy możliwe jest w tej relacji po latach jakieś nowe otwarcie? Czy dojdzie tutaj do początku po wszystkich końcach świata, jakie miały miejsce wcześniej? I czy odkrywanie tajemnicy nie wymusi odczytania na nowo pewnych wydarzeń z nie tak zamierzchłej przeszłości? Tego oczywiście nie zdradzę, ale nie spodziewajcie się tutaj dynamiki akcji niczym z przygód Indiany Jonesa, bo William to wciąż kameralna i subtelna opowieść z wnętrza rodziny, w jakich snuciu Elizabeth Strout jest naprawdę dobra. Nawet wtedy, gdy odnotowała drobny spadek formy.

Aleksandra Przybylska

  • Elizabeth Strout, William
  • tłum. Ewa Horodyska
  • Wydawnictwo Wielka Litera

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022