Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Dziura po ojcu

Przekraczając czterdziestkę, narratorka zaczyna dostrzegać wszechobecną "tendencję do rozpadu", a z życiowych szans - wyłącznie te bezpowrotnie stracone. I właśnie wtedy, gdy samobiczowanie może przerwać jedynie pojawienie się winnego, do drzwi jej mieszkania puka ojciec. Na przestrzeni kilku miesięcy, na ósmym piętrze, pięćdziesięciu metrach i stu pięćdziesięciu stronach rozgrywa się wielopoziomowy dramat rodzinny z wątkiem kryminalnym w tle.

Rysunkowy, utrzymany w pastelowych barwach baner przedstawiający siedzącego na ławce i czytającego książkę ptaka. Ptak ma ciało małego chłopca, ubrany jest w kardigan i krótkie spodenki. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Autorka Swobodnego wpadania, Katarzyna Pochmara-Balcer, urodzona w 1984 roku, zadebiutowała sześć lat temu Lekcjami kwitnienia - krótką, ale treściwą opowieścią o fikcyjnej sekcie, manipulacji i skrywanych pragnieniach. Książka otrzymała nominację do Nagrody Conrada i Nagrody Gombrowicza za rok 2019. Jej kolejna powieść to znowu pozycja niewielka objętościowo i ponownie ta krótka forma się sprawdza - tyle wystarczy, żeby zaciekawić czytelnika, zasiać wątpliwość co do szczerości narratorki i nagle urwać, pozostawiając niedopowiedzenia.

A zatem - czy można o trudnych relacjach ojca z córką powiedzieć coś nowego, czego nie czytaliśmy już w wielu innych książkach? Mam wątpliwości co do tego, czy Swobodne wpadanie pozwala rozstrzygnąć tę kwestię. Powieść udowadnia natomiast, że doskonale znane historie i problemy można, ku uciesze czytelników, obudowywać konwencjami i echami zasłyszanych opowieści, zapewniając, jeśli nie terapię, to przynajmniej ciekawe doświadczenie intertekstualne.

Gdy bohaterka była nastolatką, znajdowanie ojca "wychodziło jej najlepiej w literaturze". I to odbija się na jej dorosłym życiu, kiedy to lepi popiersie ojca z literackiej gliny. Nawet konfrontując się z mężczyzną, który tak nonszalancko wkroczył w brudnych butach do jej życia - zawsze zresztą swobodnie wpadał i wypadał, kiedy tylko miał ochotę - niespełniona romanistka nie jest w stanie przezwyciężyć swoich ciągot literackich. Ojciec to typowy przerysowany cwaniak z knajpianych legend, kobieciarz, "król parkietu i dyżurny birbant okolicy", dla którego esencją życia było "zapraszanie i bywanie, odsypianie i klinowanie". To blagier, który dogada się z każdą władzą (także słusznie minioną) i który w potransformacyjny rozgardiasz wkroczył z charakterystycznym zacięciem do rozwijania szalonych biznesów (jak hodowla aksolotli) i brakiem jakiejkolwiek wiedzy w tym temacie. Gdy mówi o sobie, lubi swój głos, uprawia swoją własną politykę pamięci, w której kultywuje pamięć o sobie. "To człowiek zasad, ale te zasady należą wyłącznie do niego". Jest jak Książę Nocy Marka Nowakowskiego i wielu jego krewniaków. Ale też jak groteskowy ojciec z prozy Schulza, reprezentujący świat, który przeminął.

A więc kiedy pewnego wrześniowego dnia do drzwi mieszkania narratorki puka właśnie ta literacka, anegdotyczna figura ojca (do tego powracająca z sanatorium - kolejny rozpoznawalny motyw - i obciążona niepokojącą tajemnicą), wraz z mężczyzną powracają dziecięce i młodzieńcze rozczarowania, frustracje i zazdrość. Oraz chęć zemsty. Ojciec drastycznie zawęża pole widzenia narratorki - dzieci spadają na plan drugi, matka i mąż - w najlepszym razie na plan trzeci. Mężczyzna staje się obsesją. Patrząc na niego, bohaterka rekonstruuje siebie na zasadzie kontrastów - odpowiedzią na ojca élan vital jest jej apatia, na jego bujne życie towarzyskie - jej alienacja. W końcu odpowiedzią na jego pragnienie wolności i wyjścia z domu jest jej zakaz - mężczyzna staje się więźniem domu, do którego się wprosił. A w niewoli zapada się w sobie, "zdycha śmiercią nijaką i beznamiętną, śmiercią wszystkich uwięzionych w mieszkaniach starców". Ratunkiem może okazać się wyłącznie rozwiązanie tajemnicy przywiezionej przezeń z sanatorium. Brutalna prawda i w tym przypadku ma moc wyzwalającą. Swoją drogą - ile jest prawdy w samej narratorce?

Nie można nie zaznaczyć, że istotnym tematem powieści Pochmary-Balcer jest przemoc. Zarówno otwarta przemoc fizyczna i psychiczna, której dziewczyna doświadczyła w szkole ze strony rówieśniczek, jak i ta mniej oczywista, a więc przemoc przez zaniedbanie, w której specjalizował się jej ojciec. Tego natomiast tłukł jego rodzic będący "pracującą na trzy zmiany fabryką frustracji, którą musiał jakoś odreagować". Autorka pozostawia nas z przygnębiającą, myślą, że nic w naturze nie ginie, tylko ewoluuje. A więc i opieka łatwo może przeistoczyć się potrzebę kontroli, ta natomiast - w zniewolenie.

Swobodne wpadanie to proza napisana sprawnie, napięcie rośnie jak na drożdżach, a wszystko ubarwia fakt, że język autorki cechuje się pewną figlarnością. Jak to często bywa, gdy mowa o literaturze, która opiera się na narracji pierwszoosobowej, pojawia się problem granic (nie)tożsamości autorki, narratorki i bohaterki. To bez wątpienia wypowiedź artystyczna, ale i narcystyczna. Jednak czy to wyłącznie jednostkowa wiwisekcja? Bogactwo nawiązań literackich wykorzystywanych przez "ja narracyjne" sugeruje nam jakieś aspiracje społeczne, związane ze snuciem opowieści o doświadczeniu zbiorowym. Doświadczeniu wypełniania luki po realnych osobach fikcjami - anegdotami, fabułami czy miejskimi opowieściami. Z nich powstaje ojciec, z nich powstaje narratorka, one tworzą ich wspólną historię.

Jacek Adamiec

  • Katarzyna Pochmara-Balcer, Swobodne wpadanie
  • wyd. Cyranka

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024