Problem emancypowania i autonomii urządzeń Przemysław Jasielski ukazał w przewrotny sposób w instalacji Photo Robotoid prezentowanej na wystawie. Choć wyglądem robot Jasielskiego przypomina aparaturę medyczno-diagnostyczną, to przy bliższym poznaniu okazuje się mobilną i nieco "wybebeszoną" wersją budki fotograficznej. Jest jednak o wiele żywszy, aktywnie responsywny (dostosowujący się), a jego serwomechanizmy (zamknięte układy sterowania) mogą niepokojąco przypominać systemy ulicznego monitoringu. Tym samym instalacja zachęca do natychmiastowej interakcji. Tu właśnie zaczynają się kłopoty - urządzenie wprawdzie funkcjonuje, ale niekoniecznie chce się podporządkować. Samo wybiera moment wart uwiecznienia. Dla użytkowników współczesnych kompaktowych aparatów fotograficznych zwanych potocznie "idiotenkamerami" algorytmy wykrywające uśmiech, bądź najkorzystniejsze ujęcie, nie są właściwie niczym nowym. Specjalne aplikacje na telefonach oferują wyszukane filtry do uatrakcyjniania twarzy i wygładzania skóry tak, by nasze podobizny przypominały celebryckie zdjęcia z kolorowych magazynów. Tymczasem robotoid wprawia w zakłopotanie tym, że jego preferencje estetyczne nie pokrywają się z naszymi - wykonany przezeń portret bywa z premedytacją nieostry, bądź dziwnie skadrowany. Ta "przewrotna" estetyka oczywiście stoi w totalnej opozycji do trendów narcystycznej doby selfie. Photo Robotoid nie dokonuje więc zamachu na naszą tożsamość, nie kradnie naszego wizerunku (do tego wszak przywykliśmy), czyni natomiast coś groźniejszego - obnaża iluzję tego, że nasze aktorstwo społeczne jest permanentne i doskonałe. Robotoid Jasielskiego irytuje więc użytkowników na różne sposoby - u jednych wzbudza gniew ze względu na image niezgodny z oczekiwanym, u innych agresywną technofrustrację płynącą z braku kontroli nad maszyną. Rzecz jasna w galeryjnym kontekście emocje te warto zamaskować śmiechem.
Przez stulecia w dziejach sztuki i tym samym w naszej percepcji utrwaliło się wiele konwencji portretu. Jeśli dobrze się im przyjrzeć (zarówno konwencjom, jak i portretom), okazuje się, że na ogół organizowały je takie kategorie jak mimesis (od strony estetycznej), czy upamiętnianie i narcyzm (od strony kulturowej). Czy te same pojęcia są dziś w stanie uchwycić sztukę poświęconą robotom lub portrety przez nie wykonywane? Czy i jak zmienia to nasze mechanizmy postrzegania? Czy wytrawiony na metalowej płycie wizerunek robota to bardziej fotografia produktowa, czy może już portret podmiotu ujęty w nowej, posthumanistycznej perspektywie?
kurator: Jacek Zydorowicz
Zobacz ckzamek.pl/