Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Robię teatr, a nie słuchowisko

Rozmowa ze Zbigniewem Brzozą, reżyserem spektaklu "Obwód głowy". Premiera w Teatrze Nowym - 24 października. 

. - grafika artykułu
Fot. Jakub Wittchen

Monika Nawrocka-Leśnik: Pracuje Pan w tej chwili nad spektaklem, którego kanwą jest reportaż Włodzimierza Nowaka, a jedna z jego bohaterek mieszka w Poznaniu...

Zbigniew Brzoza: Mieszkała do niedawna, bo przeniosła się do Bydgoszczy. Ale rzeczywiście historia ta jest mocno związana z Poznaniem, bo jednym z jej bohaterów jest Alodia Witaszek, córka tutejszego lekarza z okresu wojny, którego zamordowało gestapo. Jednocześnie jednak, Alodia Witaszek należała do grona dzieci zgermanizowanych, zabranych przez Lebensborn. Kobieta wróciła do Polski dopiero w 1947 roku jako ośmio- czy dziewięcioletnie dziecko, które nie znało swoich polskich korzeni.

Czy "Obwód głowy" będzie historią tej jednej - Alodii Witaszek? O czym Pan opowie widzom?

Spektakl opowiada w uproszczony sposób i sfabularyzowany - co podkreślam - o dzieciach, którym dwukrotnie odebrano tożsamość. Najpierw polską, a następnie - nową, niemiecką. Na początku kazano im zapomnieć o polskich bliskich, a potem zmuszono do zapomnienia o niemieckich rodzicach.

Dlaczego zdecydował się Pan na taki temat?

Przeczytałem reportaż Włodka Nowaka, który mnie w jakiś szczególny sposób poruszył. I zrozumiałem, że jest w nim coś, czego nie mogę zlekceważyć. Ale jednocześnie pomyślałem, że to taki poznański temat, więc może bym spróbował coś napisać na jego podstawie, a potem to pokazał na scenie.

Sam problem interesuje mnie ze względu na ważkość konfliktu wartości. Współcześnie - konfliktu pomiędzy myśleniem o dobru zbiorowym, a dobrem jednostki. Dla mnie największą wartością jest właśnie to dobro jednostki, ale niestety, żyjemy w czasach, kiedy się o tym zapomina, na rzecz jakiś interesów... A do czego to prowadzi, widać i w Rosji, i na Bliskim Wschodzie. Ale w Polsce również. To odbieranie tożsamości w wymiarze politycznym, ale też gospodarczym. Przedkładanie wartości, które dotyczą zbiorowości ponad wartość jednostki jest bardzo silne. Myślę, że w tym samym stopniu, co w czasach komunizmu. Dziś naprawdę warto przypomnieć, do czego takie rozstrzygnięcia prowadzą.

Rozumiem, że "Obwód głowy" to przykład teatru faktu, teatru publicystycznego? To teatr zaangażowany, w którym ważniejsza jest treść niż forma?

Nie. To będzie teatr. Spektakl w 90 procentach będzie oparty na relacjach, czyli materiale, który jest kompletnie nieteatralny. Ale szukam sposobu, żeby przełożyć to na widowisko. Szukam języka, który będzie atrakcyjny teatralnie. To ma się przede wszystkim oglądać. Robię teatr, a nie słuchowisko.

Spektakl oparty jest na faktach i na biografiach, ale opowiedzianych w sposób syntetyczny. Są prawdziwe, ale jednocześnie w każdym szczególe też nieprawdziwe. Podobnie, jak w filmie biograficznym, który bazuje na życiorysie bohaterów, ale jest fikcją stworzoną na potrzeby opowiedzenia jakieś historii.

Pracował Pan na klasycznych tekstach, ale równie często - jeśli nawet nie częściej, sięga Pan po te współczesne. Jak wygląda praca nad spektaklem takim jak "Obwód głowy"?

Z tym spektaklem mam szczególny problem, ponieważ wymaga ode mnie podwójnej pracy - jestem scenarzystą i reżyserem. Jak pracuję nad Gombrowiczem, Sofoklesem, Różewiczem, Fredrą czy którymś ze współczesnych dramaturgów, jak Tom Stoppard na przykład, to w naturalny sposób dystansuję się do języka. Reżyser wówczas wchodzi w cudzą przestrzeń. I taki dystans jest zdrowy, bo zmusza do zadawania sobie tysiąca pytań. Ale w wypadku tego tekstu, muszę wykorzystać własną intuicję. A to jest trudne. Największy problem miałem w znalezieniu odpowiedniej miary, pozbyciu się związku z materiałem, który był bazą przedstawienia.

Czy rozmawiał Pan podczas wcześniejszej pracy nad spektaklem z bohaterami reportażu bądź też materiałów, które w związku z nim zebrał?

Oczywiście. Rozmowy z panią Alodią Witaszek i Alojzym Twardeckim były bardzo pomocne. Z panią Alodią rozmawiałem znaczniej mniej, niż z panem Alojzym, bo wydawało mi się to mniej potrzebne. Na jej temat przeczytałem około tysiąca stron... Jeżeli natomiast chodzi o pana Twardeckiego, to znałem tylko "Szkołę janczarów". Spotkania z nim bardzo dużo wyjaśniły: motywację jego zachowań czy szczegóły biograficzne, które dla historii tej miały ogromne znaczenie.

Mówię o nich jak o bohaterach, a to bardzo przejmujące... Nie potrafię tego określić. Ich los był czymś wyjątkowym.

A jak oni sami zareagowali na wiadomość o tym, że na podstawie ich życia powstanie sztuka?

Z jednej strony to wspaniałe, że pozwolili zrobić ten spektakl, ale należy raz jeszcze podkreślić, że jest to fikcja fabularna. Interpretacja ich biografii jest uproszczeniem, pewną syntezą. Ale mam nadzieję, że opowiadającą też bardzo ważną historię. Jedną z najważniejszych, którą trzeba powtarzać.

Dla kogo robi Pan ten spektakl?

Dla wszystkich widzów teatralnych. Mam nadzieje, że będzie to przedstawienie bardzo teatralne, ale też spektakl dla tych, którzy mają wątpliwości, co do tego, co jest najwyższe. Może uwierzą wtedy, że ich największym dobrem są oni sami i ich bliscy w kategorii osoby, a nie żadnej wspólnoty - świeckiej czy religijnej. Chcę przywołać tę banalną prawdę.

Rozmawiała: Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Obwód głowy"
  • reżyseria: Zbigniew Brzoza
  • Teatr Nowy - Scena Nowa
  • 24.10, g. 19.30 - premiera
  • kolejne spektakle: 25, 26 i 28.10, g. 19.30