Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Przy krewetkach o... miłości

Rozmowa z Agnieszką Różańską, aktorką Teatru Nowego w Poznaniu

Agnieszka Różańska, fot. M. Lisiecka - grafika artykułu
Agnieszka Różańska, fot. M. Lisiecka

Tak, jak było umówione, rozsiadłyśmy się w kuchni. Za oknem sypał śnieg, w filiżankach parowała kawa, Agnieszka układała na wielkim talerzu liście młodego, świeżego szpinaku. Zaledwie dwa tygodnie minęły od premiery w Teatrze Nowym - koncertu jubileuszowego Życie to nie teatr, przygotowanego przez Jerzego Satanowskiego. Kiedy skończyłyśmy omawiać wrażenia związane z tym spektaklem, zaczęłam "rozmowę zasadniczą"...

Zawsze chciałaś być aktorką?

- Aktorką albo piosenkarką.

I w liceum brałaś udział w konkursach recytatorskich?

- Absolutnie nie! Za to codziennie chodziłam na Dziady do Teatru Polskiego - na Zawadzkiego i Sabiniewicza. Nie wiem, na którego bardziej, ale to przez nich zdawałam do szkoły aktorskiej.

Czyli... miłość!

-...do teatru. Tak.

Łatwo przyszło ją zrealizować?

- I tak, i nie. Mówiłam fatalnie - niewyraźnie, wyłącznie po poznańsku, w przygotowaniach do egzaminów pomagał mi Zbyszek Grochal. Teksty wybrałam sama, piosenki uczyłam się w autobusie do Łodzi. Sama nie wiem, jak to możliwe, że się dostałam i to jako szósta na szesnaście osób przyjętych. Z mówieniem miałam jednak kłopot jeszcze długo - z wymowy po pierwszym semestrze dostałam dwa plus! Przez cztery lata każdą wolną chwilę spędzałam w bibliotece, nadrabiając braki z liceum. Dużo pracy ta miłość mnie kosztowała.

***

Na szpinaku pojawiły się cieniutkie kawałki sera cheddar, udekorowane suszonymi pomidorami własnego wyrobu, polane sosem balsamicznym, wyglądem przypominającym płynną czekoladę. Do tego - bagietka. Zestawienie smaków wyraziste, lekko kwaskowate, świetnie komponujące się z wytrawnym czerwonym winem. Po kawie - jak orzeźwienie, świetna przystawka wzmagająca apetyt.

Chyba lubisz gotować?

- Lubię przyjmować gości, ale wymyślam proste potrawy, szybkie do zrobienia. Tak jak nasza kolacja.

Sama tworzysz przepisy?

- Czasami modyfikuję. Najczęściej korzystam z przepisów mojej babci.

Mąż lubi twoją kuchnię?

- Woli gotowanie swojej mamy, to naturalne. Ale usłyszałam, że sosy robię rewelacyjne. Wiesz, kucharzenie najlepiej mi wychodzi, kiedy nie poświęcam mu całej uwagi: gadam przez telefon albo uczę się roli, zajmuję się dzieckiem, czasem tylko zajrzę do garnka i wtedy jest dobrze. Uwielbiam natomiast piec ciasta. Co ciekawe, kiedy byłam nastolatką, przypalałam nawet wodę na herbatę. Zaczęłam gotować dopiero na studiach. Bo miałam dosyć stołówki.

***

W tym momencie pojawiła się na stole misa pełna makaronu z krewetkami z patelni. Aga podaje je na swój sposób w myśl zasady, że "je się też oczami". Rozmrożone skorupiaki rzuca na tłuszcz, kiedy masło, dodane do oliwy z oliwek, zacznie się burzyć. Trzyma je na ogniu tylko tyle, by nabrały temperatury, miesza z odrobiną curry, solą i pieprzem. Potem posypuje pietruszką, czasami wcześniej podsmaża też na patelni czosnek. Tym razem krewetki zostały przyozdobione drobno pokrojoną czerwoną papryką i zieloną fasolką szparagową. Wyglądają apetycznie i tak smakują. Można zjeść dużo i chce się więcej. Kolacja gotowa w kwadrans. Kiedy talerze opustoszały, wróciłyśmy do rozmowy o sztuce.

Mówisz o Dziadach, ale przecież wcześniej pojawił się film i jeszcze przed maturą poznałaś uroki bycia aktorką. Debiutowałaś u Pasikowskiego w Krollu, w 1991 roku.

- Było inaczej. Najpierw wystąpiłam w programie Śpiewać każdy może i tam dowiedziałam się o zdjęciach próbnych do filmu Wojciecha Wójcika Trzy dni bez wyroku, wygrałam je, ale nie dostałam zgody ze szkoły, bo scenariusz zakładał, że mam pokazać odsłonięte piersi. Te zdjęcia jakiś czas potem zobaczył Pasikowski i zaprosił mnie na casting do Krolla. Wygrałam, zagrałam, a potem przez dwa lata niektóre starsze studentki filmówki się do mnie nie odzywały.

Trudno się im dziwić, Pasikowski wtedy był na fali, a Ty mogłaś znaleźć się wśród jego aktorów na dłużej...

- Ale się nie znalazłam. Kiedyś go zapytałam, dlaczego nie miałam kolejnych propozycji, i usłyszałam: "ja zatrudniam początkujących aktorów, którzy nie kombinują, z tobą bym już nie ujechał na planie".

Dlaczego zamiast zostać tam, gdzie kręci się filmy, wróciłaś do Poznania, gdzie był tylko teatr?

- Długo jeszcze powtarzałam, że wyłącznie film mnie interesuje. Teatr był ciekawy tylko na początku, w związku z Dziadami. Na scenie jestem za sprawą Eugeniusza Korina. Zaproponował mi pracę po telewizyjnej transmisji koncertu z Festiwalu Piosenki Aktorskiej, a po dyplomie - zaproszenie powtórzył. Myślałam, że w Poznaniu spędzę rok, może dwa, ale w Teatrze Nowym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i stwierdziłam, że jeśli film się trafi, to dobrze, ale mój dom będzie właśnie tu. To była dobra decyzja, bo bardzo dużo grałam. Dla młodego aktora to ważne. Moi koledzy, którzy wybrali Warszawę, siedzieli i czekali, a ja miałam premierę za premierą.

Grałaś między innymi w pierwszych spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego: Roberto Zucco i Zimowej opowieści.

- Ale w tym samym roku także w Czajce Czechowa, za którą dostałam między innymi Nagrodę Główną w Kaliszu i wtedy chyba poczułam się nareszcie aktorką. Z grania u Warlikowskiego nic więcej nie wyniknęło.

Grasz w spektaklach, czasami pojawiasz się w filmach, przygotowujesz recitale, prowadzisz dom, wychowujesz dzieci, najmłodszy syn ma zaledwie rok, a teraz jeszcze organizujesz akcje charytatywne.

- Tak wyszło. Zaprzyjaźniłam się w szpitalu z jedną dziewczyną, razem rodziłyśmy, a potem codziennie wymieniałyśmy się informacjami o dzieciach. I nagle, po ośmiu miesiącach, okazało się, że jej Sonia jest bardzo chora. A potem doszły kolejne wiadomości: że ona nie może wrócić do pracy, że żyje z zasiłku i pomocy rodziców, że przeprowadziła się bliżej Poznania, bo tu są szpitale, ale nie ma innego domu niż altana na działce... Zbliżało się Boże Narodzenie, ogłosiłam wśród znajomych zbiórkę, także na facebooku, przeżyłam pozytywny szok - tak wielki był odzew.

Razem z tą akcją wzięłaś na siebie rodzaj zobowiązania... Bo przecież jednorazowa pomoc sprawy nie załatwia.

- I nie skończyło się na jednym razie! Zostało założone dla Soni osobne konto, znajomi ciągle zbierają pieniądze, za nami pierwszy koncert charytatywny. Mnóstwo osób się w to włączyło. Ale, wiesz... ja tego nie nazywam "zobowiązaniem". Ta koleżanka i jej córka stały się członkami rodziny. Jeśli kupuję sobie mandarynki, to im także. I tyle.

Rozmawiała: Anna Kochnowicz

*Agnieszka Różańska - ur. 15.04.1972 r. w Poznaniu. W 1995 roku ukończyła PWSFTviT w Łodzi. Debiutowała w filmie Władysława Pasikowskiego Kroll w 1991 roku. Od 1995 r. aktorka Teatru Nowego w Poznaniu.